[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ILDEFONSO FALCONES
KATEDRA W BARCELONIE
Z hiszpaıskiego przełoŇyła MAGDALENA PŁACHTA
Tytuł oryginału: LA CATEDRAL DEL MAR
1
Dla Carmen
Barcelona, XIV wiek
CZ
ĦĺĘ
PIERWSZA
SŁUDZY ZIEMI
Gospodarstwo Bernata Estanyola Navarcles, Ksi
ħ
stwo Katalonii, 1320 rok
Kiedy nikt nie zwracał na niego uwagi, Bernat spojrzał na bezchmurne bł
ħ
kitne niebo. Blade sło
ı
ce
ostatnich dni wrze
Ļ
nia pie
Ļ
ciło twarze weselników. Wło
Ň
ył tyle wysiłku i czasu w zorganizowanie przyj
ħ
cia,
Ň
e tylko niełaskawa pogoda mogłaby je popsu
ę
. Bernat przesłał u
Ļ
miech jesiennemu niebu, a potem spu
Ļ
cił
wzrok i u
Ļ
miechn
Ģ
ł si
ħ
jeszcze szerzej, słysz
Ģ
c rejwach na kamiennym dziedzi
ı
cu przed oborami
zajmuj
Ģ
cymi parter domu.
Jego trzydziestu go
Ļ
ciom dopisywał humor, bo tegoroczne winobranie było wyj
Ģ
tkowo udane.
M
ħŇ
czy
Ņ
ni, kobiety i dzieci pracowali od
Ļ
witu do nocy, najpierw przy zbieraniu gron, potem przy ich
udeptywaniu, nie pozwalaj
Ģ
c sobie na cho
ę
by jeden dzie
ı
odpoczynku.
Dopiero gdy wino znalazło si
ħ
w beczkach, gotowe do fermentacji, a wytłoczyny odło
Ň
ono, by w gnu
Ļ
ne
zimowe dni destylowa
ę
up
ħ
dzon
Ģ
z nich wódk
ħ
, dla katalo
ı
skich chłopów nadchodziła pora wrze
Ļ
niowych
Ļ
wi
Ģ
t. Bernat Estanyol wtedy wła
Ļ
nie postanowił wyprawi
ę
swe wesele.
Przyjrzał si
ħ
go
Ļ
ciom. Musieli wsta
ę
skoro
Ļ
wit, by przeby
ę
pieszo odległo
Ļę
, cz
ħ
sto niemał
Ģ
, dziel
Ģ
c
Ģ
ich gospodarstwa od maj
Ģ
tku rodziny Estanyol. Teraz gaw
ħ
dzili z o
Ň
ywieniem, mo
Ň
e o weselu, mo
Ň
e o
zbiorach, mo
Ň
e o jednym i drugim. Kilku z nich - grupka tworzona przez jego kuzynów oraz rodzin
ħ
Puig,
krewnych jego szwagra - wybuchło
Ļ
miechem, posyłaj
Ģ
c mu filuterne spojrzenia. Bernat poczuł,
Ň
e oblewa
go rumieniec, ale nie zareagował na zaczepk
ħ
, wolał nie zastanawia
ę
si
ħ
nad przyczyn
Ģ
ich rozbawienia. W
tłumie rozproszonym na dziedzi
ı
cu wypatrzył rodziny Fontanies, Vila i Joaniquet oraz, a jak
Ň
e, rodzin
ħ
Esteve - krewnych panny młodej.
Zerkn
Ģ
ł k
Ģ
tem oka na swego te
Ļ
cia. Pere Esteve obnosił mi
ħ
dzy weselnikami swe wielkie brzuszysko,
rozsyłaj
Ģ
c u
Ļ
miechy i co chwila do kogo
Ļ
zagaduj
Ģ
c. Gdy Pere zwrócił ku niemu swe rozradowane oblicze,
Bernat, chc
Ģ
c nie chc
Ģ
c, musiał go pozdrowi
ę
, chyba po raz setny w tym dniu. Nast
ħ
pnie poszukał wzrokiem
i wyłowił z grupki go
Ļ
ci swoich szwagrów. Od pocz
Ģ
tku traktowali go do
Ļę
nieufnie, mimo
Ň
e Bernat
wyłaził ze skóry,
Ň
eby ich sobie zjedna
ę
.
Znowu spojrzał w niebo. Urodzaj i pogoda postanowiły towarzyszy
ę
mu w tym wa
Ň
nym dniu. Zerkn
Ģ
ł na
dom, potem znowu na go
Ļ
ci, i wykrzywił lekko wargi. Mimo rozgardiaszu poczuł si
ħ
samotny. Jego ojciec
umarł przed rokiem, a siostra Guiamona, która po wyj
Ļ
ciu za m
ĢŇ
przeniosła si
ħ
do Barcelony, nie
odpowiadała na jego wiadomo
Ļ
ci, mimo
Ň
e bardzo za ni
Ģ
t
ħ
sknił. A przecie
Ň
z bliskich krewnych pozostała
mu tylko ona...
Wła
Ļ
nie po
Ļ
mierci ich ojca dom rodziny Estanyol znalazł si
ħ
w centrum uwagi całej okolicy i pocz
ħ
ły
Ļ
ci
Ģ
ga
ę
do niego tłumnie swatki oraz ojcowie panien na wydaniu. Jeszcze do niedawna wie
Ļ
niacy trzymali
si
ħ
z daleka od gospodarstwa “szalonego Estanyola" -jak nazywano ojca Bernata ze wzgl
ħ
du na jego
buntownicz
Ģ
natur
ħ
- ale
Ļ
mier
ę
starca tchn
ħ
ła nadziej
ħ
w serca s
Ģ
siadów pragn
Ģ
cych wyda
ę
córki za
najbogatszego rolnika w okolicy.
- Najwy
Ň
szy czas si
ħ
Ň
eni
ę
- mówiono Bernatowi. - Ile masz lat?
- Dwadzie
Ļ
cia siedem. Chyba... - odpowiadał.
- W tym wieku mógłby
Ļ
mie
ę
nawet wnuki - strofowali
- Jak sobie poradzisz sam z takim gospodarstwem? Potrzebujesz
Ň
ony.
Bernat cierpliwie słuchał rad, z góry wiedz
Ģ
c,
Ň
e nie obejdzie si
ħ
bez wzmianki o kandydatce, której
cnoty przewy
Ň
sza
ę
b
ħ
d
Ģ
sił
ħ
wołu oraz urok najpi
ħ
kniejszego zachodu sło
ı
ca.
Zreszt
Ģ
nie było to dla niego nowo
Ļ
ci
Ģ
. Ju
Ň
szalony Estanyol, którego
Ň
ona umarła, wydaj
Ģ
c na
Ļ
wiat
Guiamon
ħ
, próbował go wyswata
ę
, ale wszyscy ojcowie panien na wydaniu opuszczali jego dom, miotaj
Ģ
c
przekle
ı
stwa: nikt nie mógł sprosta
ę
ŇĢ
daniom dotycz
Ģ
cym posagu. Zainteresowanie Bernatem zacz
ħ
ło wi
ħ
c
powoli słabn
Ģę
. Dziwactwa starca pogł
ħ
biały si
ħ
z wiekiem, a jego buntownicze porywy zacz
ħ
ły si
ħ
przeradza
ę
w napady delirium. Bernat po
Ļ
wi
ħ
cił si
ħ
bez reszty dogl
Ģ
daniu ojca oraz wło
Ļ
ci i raptem, maj
Ģ
c
dwadzie
Ļ
cia siedem lat, został zupełnie sam na
Ļ
wiecie, na dodatek osaczony przez natr
ħ
tów.
Jednak pierwszy odwiedził go, jeszcze zanim Bernat zd
ĢŇ
ył pogrzeba
ę
ojca, zarz
Ģ
dca pana Navarcles i
wszystkich okolicznych chłopów. Miałe
Ļ
Ļ
wi
ħ
t
Ģ
racj
ħ
, ojcze! - pomy
Ļ
lał Bernat na widok zarz
Ģ
dcy i
towarzysz
Ģ
cych mu
Ň
ołnierzy na koniach.
- Gdy tylko umr
ħ
- powtarzał starzec w przebłyskach
Ļ
wiadomo
Ļ
ci - zjawi
Ģ
si
ħ
tu, a wtedy poka
Ň
esz im
testament. - Wskazywał kamie
ı
, pod którym le
Ň
ała ostatnia wola szalonego Estanyola, owini
ħ
ta w kawałek
skóry.
2
- Ale dlaczego, ojcze? - spytał Bernat za pierwszym razem.
- Jak wiesz - odparł starzec - otrzymali
Ļ
my nasze ziemie na prawie emfiteuzy, wieczystej dzier
Ň
awy, ale
jestem wdowcem i gdybym nie sporz
Ģ
dził testamentu, po mojej
Ļ
mierci pan miałby prawo zaj
Ģę
połow
ħ
naszego ruchomego maj
Ģ
tku i
Ň
ywego inwentarza. To przywilej zwany intestia, zreszt
Ģ
istnieje wiele innych,
podobnych, musisz je wszystkie pozna
ę
. Przyjd
Ģ
, Bernacie, zobaczysz,
Ň
e przyjd
Ģ
zabra
ę
nasz
Ģ
własno
Ļę
.
Ale ten testament pozwoli ci si
ħ
od nich uwolni
ę
.
- A je
Ļ
li postawi
Ģ
na swoim? - spytał Bernat. - Przecie
Ň
ich znasz...
- Mog
Ģ
próbowa
ę
, ale wszystko zapisane jest w ksi
ħ
gach.
Gniew zarz
Ģ
dcy i pana feudalnego poniósł si
ħ
po okolicy i sprawił,
Ň
e sierota, jedyny spadkobierca
wszystkich wło
Ļ
ci starego szale
ı
ca, stał si
ħ
jeszcze pon
ħ
tniejsz
Ģ
parti
Ģ
.
Bernat dobrze pami
ħ
tał wizyt
ħ
swego te
Ļ
cia, który zjawił si
ħ
u niego tu
Ň
przed winobraniem. Pi
ħę
soldów, siennik i biała lniana kamizela - tak wygl
Ģ
dało wiano jego córki Franceski.
- Na co mi kamizela? - spytał Bernat i dalej przerzucał słom
ħ
na parterze domu.
- Sam si
ħ
przekonaj - odparł Pere Esteve.
Bernat wsparł si
ħ
na widłach i spojrzał w kierunku wskazanym przez s
Ģ
siada. Widły wysun
ħ
ły mu si
ħ
z
r
ħ
ki i upadły na słom
ħ
. Na progu obory zobaczył Francesc
ħ
w długiej białej koszuli... Dziewczyna stała pod
Ļ
wiatło i Bernat miał jak na dłoni całe jej ciało!
Ciarki przeszły mu po plecach. Pere Esteve si
ħ
u
Ļ
miechn
Ģ
ł.
Bernat przyj
Ģ
ł jego propozycj
ħ
, i to natychmiast, jeszcze tam, w stodole, nie podchodz
Ģ
c nawet do
wybranki, ale i nie odrywaj
Ģ
c od niej oczu.
Wiedział,
Ň
e podj
Ģ
ł decyzj
ħ
pochopnie, niczego jednak nie
Ň
ałował, bo oto stoi teraz przed nim
Francesca: młoda, pi
ħ
kna, silna... Zacz
Ģ
ł szybciej oddycha
ę
. To ju
Ň
dzi
Ļ
... Ale co ona my
Ļ
li? Czy czuje to
samo? Dziewczyna nie brała udziału w wesołej pogaw
ħ
dce kobiet, stała w milczeniu obok matki, nie
uczestnicz
Ģ
c w ogólnej wesoło
Ļ
ci, kwituj
Ģ
c tylko
Ň
arty i chichoty towarzyszek wymuszonym u
Ļ
miechem.
Ich spojrzenia skrzy
Ň
owały si
ħ
na ułamek sekundy. Francesca zarumieniła si
ħ
i spu
Ļ
ciła wzrok, Bernat
zd
ĢŇ
ył jednak dostrzec falowanie jej piersi, zdradzaj
Ģ
ce zdenerwowanie. Biała lniana koszula i tym razem
okazała si
ħ
sprzymierze
ı
cem jego wyobra
Ņ
ni i pragnie
ı
.
- Winszuj
ħ
- usłyszał za sob
Ģ
, a potem z całej siły poklepano go po plecach i stan
Ģ
ł koło niego Pere
Esteve. - B
Ģ
d
Ņ
dla niej dobry. - Pod
ĢŇ
ył za wzrokiem Bernata i skin
Ģ
ł na dziewcz
ħ
, które w owej chwili
najch
ħ
tniej schowałoby si
ħ
do mysiej dziury. - Zreszt
Ģ
wystarczy,
Ň
e b
ħ
dziesz o ni
Ģ
dbał jak o weselnych
go
Ļ
ci... W
Ň
yciu nie widziałem przedniejszej uczty. Słowo daj
ħ
, nawet pan Navarcles nie raczy si
ħ
takimi
przysmakami. To pewne!
Bernat postanowił podj
Ģę
swych go
Ļ
ci wystawnie, dlatego przygotował czterdzie
Ļ
ci siedem bochnów
białego chleba z pszennej m
Ģ
ki, rezygnuj
Ģ
c tym razem z j
ħ
czmienia,
Ň
yta i orkiszu - zbó
Ň
pojawiaj
Ģ
cych si
ħ
najcz
ħĻ
ciej na stołach katalo
ı
skich chłopów. Czterdzie
Ļ
ci siedem bochnów z czystej pszennej m
Ģ
ki, białej
jak koszula panny młodej! Udał si
ħ
do zamku w Navarcles, aby upiec chleb z pa
ı
skim piecu, przekonany,
Ň
e
jak zwykle zapłaci za usług
ħ
dwa bochenki. Na widok pszennego chleba oczy piekarza przemieniły si
ħ
w
spodki, a zaraz potem zw
ħ
ziły w nieprzeniknione szparki. Tym razem Bernat musiał zostawi
ę
na zamku a
Ň
siedem bochenków. Wracał do domu, przeklinaj
Ģ
c prawo, zakazuj
Ģ
ce chłopom budowa
ę
we własnych
gospodarstwach pieców chlebowych... A tak
Ň
e ku
Ņ
ni i rymarni...
- Na pewno - zgodził si
ħ
z te
Ļ
ciem, odp
ħ
dzaj
Ģ
c przykre my
Ļ
li.
Omietli wzrokiem folwarczny dziedziniec. Mo
Ň
e i skradziono Bernatowi chleb, ale nie ruszono wina,
którym raczyli si
ħ
teraz weselnicy - tego najlepszego, rozlewanego jeszcze przez jego ojca i le
Ň
akuj
Ģ
cego
przez długie lata - ani solonej wieprzowiny czy potrawki z dwóch kur w bukiecie z jarzyn, ani te
Ň
, ma si
ħ
rozumie
ę
, czterech jagni
Ģ
t, które, przywi
Ģ
zane do kija, obracały si
ħ
wolno nad
Ň
arem, skwiercz
Ģ
c i
roztaczaj
Ģ
c smakowit
Ģ
wo
ı
.
W ko
ı
cu potrawka była ju
Ň
gotowa, wi
ħ
c kobiety zacz
ħ
ły napełnia
ę
miski przyniesione przez go
Ļ
ci. Pere
i Bernat zaj
ħ
li miejsca przy jedynym wyniesionym na dziedziniec stole, a kobiety ruszyły im posługiwa
ę
.
Nikt nie usiadł na pozostałych czterech zydlach. Rozpocz
ħ
ła si
ħ
uczta: niektórzy weselnicy jedli na stoj
Ģ
co,
inni siedzieli na pniakach lub na ziemi, zerkaj
Ģ
c w stron
ħ
jagni
Ģ
t piek
Ģ
cych si
ħ
pod czujnym okiem kilku
kobiet. Wszyscy popijali wino, gaw
ħ
dzili, pokrzykiwali i raz po raz wybuchali
Ļ
miechem.
- Weselisko jak si
ħ
patrzy, bez dwóch zda
ı
- orzekł Pere Esteve, wiosłuj
Ģ
c ły
Ň
k
Ģ
.
Kto
Ļ
wzniósł toast za nowo
Ň
e
ı
ców, wszyscy mu zawtórowali.
- Francesco! - krzykn
Ģ
ł ojciec panny młodej, stoj
Ģ
cej w
Ļ
ród kobiet pilnuj
Ģ
cych jagni
Ģ
t, i uniósł kubek w
jej stron
ħ
.
Bernat spojrzał na dziewczyn
ħ
, a ta znowu skryła twarz.
- Jest zdenerwowana - usprawiedliwił j
Ģ
Pere, puszczaj
Ģ
c do niego oko. - Francesco, córu
Ļ
! - krzykn
Ģ
ł
znowu. - Wznie
Ļ
z nami toast! Korzystaj z okazji, bo niebawem zostaniesz sama... no, prawie sama.
3
Salwy
Ļ
miechu jeszcze bardziej speszyły Francesc
ħ
. Uniosła wetkni
ħ
ty jej w r
ħ
k
ħ
kubek i nie przytykaj
Ģ
c
go do ust, odwróciła si
ħ
plecami do chichocz
Ģ
cych weselników. Ponownie skupiła cał
Ģ
uwag
ħ
na jagni
ħ
tach.
Pere Esteve stukn
Ģ
ł si
ħ
kubkiem z Bernatem, rozbryzguj
Ģ
c wino. Go
Ļ
cie poszli w ich
Ļ
lady.
- Oduczysz j
Ģ
nie
Ļ
miało
Ļ
ci - rzekł gło
Ļ
no Esteve do zi
ħ
cia, tak by wszyscy go słyszeli.
Znów rozległy si
ħ
salwy
Ļ
miechu, tym razem towarzyszyły im niewybredne uwagi, które Bernat wolał
pu
Ļ
ci
ę
mimo uszu.
W
Ļ
ród ogólnej wesoło
Ļ
ci raczono si
ħ
do syta winem, wieprzowin
Ģ
i drobiow
Ģ
potrawk
Ģ
. Kobiety
zaczynały wła
Ļ
nie
Ļ
ci
Ģ
ga
ę
jagni
ħ
ta z ro
Ň
nów, gdy nagle kilku go
Ļ
ci zamilkło i skierowało wzrok ku granicy
gruntów Bernata, na lini
ħ
lasu za rozległymi polami uprawnymi i niewielkim pagórkiem obsadzonym przez
rodzin
ħ
Estanyol winoro
Ļ
l
Ģ
, z której pochodził wy
Ļ
mienity trunek pity przez weselników.
Kilka sekund pó
Ņ
niej na podwórzu zapanowała cisza.
Z lasu wyłonili si
ħ
trzej je
Ņ
d
Ņ
cy. Za nimi pod
ĢŇ
ało wielu umundurowanych piechurów.
- Czego tu szuka? - zapytał cicho Pere Esteve.
Bernat nie spuszczał wzroku ze zbli
Ň
aj
Ģ
cego si
ħ
orszaku, który okr
ĢŇ
ał wła
Ļ
nie pola. Go
Ļ
cie szeptali
miedzy sob
Ģ
.
- Nie rozumiem - rzucił w ko
ı
cu Bernat równie
Ň
szeptem. - Nigdy t
ħ
dy nie przeje
Ň
d
Ň
a. To nie jest droga
na zamek.
- Nie podoba mi si
ħ
ta wizyta - mrukn
Ģ
ł Pere Esteve.
Orszak posuwał si
ħ
powoli.
ĺ
miechy i uwagi je
Ņ
d
Ņ
ców zacz
ħ
ły ju
Ň
dociera
ę
na podwórzec i zast
Ģ
piły
gwar, panuj
Ģ
cy do niedawna w
Ļ
ród weselników. Bernat spojrzał na go
Ļ
ci: niektórzy nie patrzyli ju
Ň
przed
siebie, ale w ziemi
ħ
. Odszukał wzrokiem Francesc
ħ
stoj
Ģ
c
Ģ
w
Ļ
ród kobiet. Dobiegł ich tubalny głos pana z
Navarcles. Bernat poczuł wzbieraj
Ģ
cy gniew.
- Bernat! Bernat! - zawołał Pere Esteve, szarpi
Ģ
c zi
ħ
cia za rami
ħ
. - Zamurowało ci
ħ
? Biegnij go
przywita
ę
!
Bernat skoczył na równe nogi i pop
ħ
dził do swego pana.
- B
Ģ
d
Ņ
cie pozdrowieni, panie. Go
Ļę
w dom, Bóg w dom - powitał go, zasapany.
Llorenc de Bellera, pan Navarcles,
Ļ
ci
Ģ
gn
Ģ
ł wodze i zatrzymał konia przed Bernatem.
- To ty jeste
Ļ
Estanyol, syn tego wariata? - zapytał oschle.
- Tak, panie.
- Byli
Ļ
my wła
Ļ
nie na polowaniu i wracaj
Ģ
c na zamek, usłyszeli
Ļ
my odgłosy zabawy. Co
Ļ
wi
ħ
tujecie?
Bernat wypatrzył mi
ħ
dzy ko
ı
mi wojów z łupami: królikami, zaj
Ģ
cami i ba
Ň
antami. “To raczej wasza
wizyta wymaga wytłumaczenia - miał ochot
ħ
powiedzie
ę
. - Czy
Ň
by zamkowy piekarz napomkn
Ģ
ł wam o
pszennych bochnach?".
Nawet konie, które stały nieruchomo,
Ļ
widruj
Ģ
c Bernata wielkimi okr
Ģ
głymi
Ļ
lepiami, zdawały si
ħ
czeka
ę
na odpowied
Ņ
.
- Moje wesele, panie.
- A kogó
Ň
to po
Ļ
lubiłe
Ļ
?
- Córk
ħ
Perego Esteve'a, panie.
Llorenc de Bellera zamilkł, patrz
Ģ
c na Bernata ponad głow
Ģ
swego rumaka. Konie gło
Ļ
no ryły ziemi
ħ
kopytami. I? - warkn
Ģ
ł pan Navarcles.
- Moja
Ň
ona i ja - rzekł Bernat, próbuj
Ģ
c ukry
ę
niezadowolenie - b
ħ
dziemy zaszczyceni, je
Ļ
li wasza
wielmo
Ň
no
Ļę
i jego towarzysze zechc
Ģ
si
ħ
do nas przył
Ģ
czy
ę
.
- Pi
ę
nam si
ħ
chce, Estanyol - rzucił Llorenc w odpowiedzi.
Konie ruszyły, jeszcze zanim je
Ņ
d
Ņ
cy spi
ħ
li je ostrogami. Bernat spu
Ļ
cił głow
ħ
i poprowadził swego pana
w stron
ħ
domu. Przed podwórcem czekali ju
Ň
na nich wszyscy weselnicy: kobiety ze wzrokiem wbitym w
ziemi
ħ
, m
ħŇ
czy
Ņ
ni z odkrytymi głowami. Niewyra
Ņ
ny szmer poniósł si
ħ
po zgromadzonych, gdy Llorenc de
Bellera stan
Ģ
ł przed nimi.
- No dalej, dalej - ponaglał, zsiadaj
Ģ
c z konia - wracajcie do zabawy.
Chłopi posłuchali i w milczeniu wrócili na swoje miejsca. Kilku
Ň
ołnierzy przyskoczyło, by zaj
Ģę
si
ħ
ko
ı
mi. Bernat poprowadził niezapowiedzianych go
Ļ
ci do stołu, przy którym siedział wcze
Ļ
niej z te
Ļ
ciem.
Znikn
ħ
ły ich misy i kubki.
Pan de Bellera i jego dwaj towarzysze usiedli. Bernat cofn
Ģ
ł si
ħ
kilka kroków, a trzej stołownicy
rozpocz
ħ
li pogaw
ħ
dk
ħ
. Kobiety pospieszyły ku nim z dzbanami wina, szklanicami, bochnami chleba, misami
z potrawk
Ģ
drobiow
Ģ
, półmiskami solonej wieprzowiny i
Ļ
wie
Ň
o upieczonym jagni
ħ
ciem. Bernat na pró
Ň
no
szukał wzrokiem Franceski, nie było jej mi
ħ
dzy kobietami. Napotkał spojrzenie te
Ļ
cia, stoj
Ģ
cego po
Ļ
ród
go
Ļ
ci, który wskazał podbródkiem niewiasty, po czym prawie niedostrzegalnie pokr
ħ
cił głow
Ģ
i si
ħ
odwrócił.
- Nie przerywajcie weseliska! - wrzasn
Ģ
ł Llorenc,
Ļ
ciskaj
Ģ
c w gar
Ļ
ci udziec jagni
ħ
cy. - No dalej, bawcie
si
ħ
!
4
Chłopi ruszyli w milczeniu ku dogasaj
Ģ
cym ogniskom, na których dopiero co piekło si
ħ
mi
ħ
siwo. Tylko
mała grupka go
Ļ
ci - Pere Esteve, jego synowie oraz kilku innych weselników, stoj
Ģ
cych poza zasi
ħ
giem
wzroku pana z Navarcles i jego kamratów - nie ruszyła si
ħ
z miejsca. Bernatowi mign
ħ
ła mi
ħ
dzy nimi biała
lniana koszula, wi
ħ
c skierował si
ħ
w ich stron
ħ
.
- Odejd
Ņ
, głupcze - warkn
Ģ
ł te
Ļę
.
Zanim zd
ĢŇ
ył odpowiedzie
ę
, matka Franceski wło
Ň
yła mu do r
Ģ
k półmisek jagni
ħ
ciny i szepn
ħ
ła:
- Usługuj panu i nie podchod
Ņ
do mojej córki.
Chłopi zacz
ħ
li kosztowa
ę
w milczeniu pieczystego, zerkaj
Ģ
c ukradkiem na mo
Ň
nych. Na podwórzu
rozbrzmiewał tylko rechot i pokrzykiwania pana z Navarcles oraz jego dwóch towarzyszy.
ņ
ołnierze
odpoczywali na uboczu.
- Przed chwil
Ģ
za
Ļ
miewali
Ļ
cie si
ħ
tak - zagrzmiał Llorenc -
Ň
e płoszyli
Ļ
cie nam zwierzyn
ħ
. A teraz co?
Mow
ħ
wam odj
ħ
ło?
ĺ
miejcie si
ħ
, u licha!
Nikt go nie posłuchał.
- Durni wie
Ļ
niacy - mrukn
Ģ
ł do swych towarzyszy, którzy skwitowali jego słowa rechotem.
Wszyscy trzej najedli si
ħ
do syta jagni
ħ
ciny i pszennego chleba. Solona wieprzowina i misy z potrawk
Ģ
pozostały nietkni
ħ
te. Bernat jadł na stoj
Ģ
co, nieco za nimi, k
Ģ
tem oka obserwuj
Ģ
c grupk
ħ
kobiet, w
Ļ
ród
których skrywała si
ħ
Francesca.
- Wina! - za
ŇĢ
dał pan Navarcles, podnosz
Ģ
c kubek. - Estanyol! - krzykn
Ģ
ł znienacka, szukaj
Ģ
c wzrokiem
pana młodego. - Od tej pory masz mi płaci
ę
dzier
Ň
aw
ħ
takim winem, a nie tymi sikami, którymi oszukiwał
mnie twój ojciec. - Bernat wci
ĢŇ
stał za jego plecami. Matka Franceski spieszyła ju
Ň
z dzbanem. - Estanyol,
gdzie
Ň
e
Ļ
si
ħ
podział?
Llorenc de Bellera uderzył w stół akurat w chwili, gdy chłopka przechylała dzban, by napełni
ę
jego
szklanic
ħ
. Kilka kropel wina prysn
ħ
ło na szaty mo
Ň
nego.
Bernat stał ju
Ň
przy nim. Pozostałych dwóch stołowników wypadek z winem wyra
Ņ
nie rozbawił. Pere
Esteve skrył twarz w dłoniach.
- Głupia starucho! Jak
Ļ
miesz wylewa
ę
na mnie wino? - kobiecina pochyliła głow
ħ
w podda
ı
czym ge
Ļ
cie,
a gdy pan zamachn
Ģ
ł si
ħ
, by j
Ģ
spoliczkowa
ę
, odsun
ħ
ła si
ħ
i upadła.
Llorenc de Bellera odwrócił si
ħ
do swych kompanów i wybuchn
Ģ
ł
Ļ
miechem na widok uciekaj
Ģ
cej na
czworakach babiny. Po chwili spowa
Ň
niał i zwrócił si
ħ
do Bernata: - No, nareszcie raczyłe
Ļ
si
ħ
pojawi
ę
,
Estanyol! Popatrz tylko, co wyprawiaj
Ģ
te niezdarne staruchy! Czy
Ň
by
Ļ
próbował obrazi
ę
swego pana? Czy
jeste
Ļ
na tyle głupi, by nie wiedzie
ę
,
Ň
e go
Ļ
ciom usługiwa
ę
powinna pani domu? Gdzie panna młoda? -
zapytał, wodz
Ģ
c wzrokiem po dziedzi
ı
cu. - Gdzie jest panna młoda?! - wrzasn
Ģ
ł, nie doczekawszy si
ħ
odpowiedzi.
Pere Esteve złapał Francesc
ħ
za r
ħ
k
ħ
i poprowadził do Bernata. Dziewczyna dr
Ň
ała.
- Wasza wielmo
Ň
no
Ļę
- powiedział Bernat - przedstawiam wam moj
Ģ
Ň
on
ħ
Francesc
ħ
.
- To co innego - stwierdził Llorenc, bezczelnie ogl
Ģ
daj
Ģ
c dziewczyn
ħ
od stóp do głów. - Zupełnie co
innego. Teraz ty b
ħ
dziesz nam polewała wino.
Usiadł i podsun
Ģ
ł kubek pannie młodej. Francesca wzi
ħ
ła dzban dr
ŇĢ
c
Ģ
r
ħ
k
Ģ
, by spełni
ę
jego rozkaz.
Llorenc de Bellera złapał j
Ģ
za nadgarstek i nie pu
Ļ
cił, dopóki kubek nie był pełen. Potem szarpn
Ģ
ł j
Ģ
za
rami
ħ
, zmuszaj
Ģ
c do obsłu
Ň
enia swych towarzyszy. Piersi dziewczyny musn
ħ
ły jego twarz.
- Tak si
ħ
polewa wino! - zarechotał, podczas gdy stoj
Ģ
cy obok Bernat zacisn
Ģ
ł z
ħ
by i pi
ħĻ
ci.
Llorenc de Bellera i jego druhowie raczyli si
ħ
winem, co rusz przywołuj
Ģ
c Francesc
ħ
. Za ka
Ň
dym razem
powtarzała si
ħ
ta sama scena.
ņ
ołnierze wtórowali im
Ļ
miechem, gdy tylko dziewczyna nachylała si
ħ
nad stołem. Próbowała
powstrzyma
ę
łzy. Bernat coraz gł
ħ
biej wbijał paznokcie w dłonie, rani
Ģ
c je do krwi. Weselnicy odwracali
bez słowa wzrok za ka
Ň
dym razem, gdy dziewczyna nalewała wino.
- Estanyol! - krzykn
Ģ
ł Llorenc de Bellera i wstał od stołu, nie puszczaj
Ģ
c nadgarstka Franceski. - Zgodnie
z przysługuj
Ģ
cym mi prawem pierwszej nocy, zabawi
ħ
si
ħ
teraz z twoj
Ģ
Ň
onk
Ģ
.
Współbiesiadnicy pana Navarcles nagrodzili jego pomysł brawami. Bernat rzucił si
ħ
ku niemu, ale
pozostali dwaj mo
Ň
ni, pijani, zagrodzili mu drog
ħ
, si
ħ
gaj
Ģ
c po bro
ı
. Bernat zatrzymał si
ħ
w pół kroku.
Llorenc de Bellera popatrzył na niego, u
Ļ
miechn
Ģ
ł si
ħ
, a potem gło
Ļ
no zarechotał. Francesca wbiła w m
ħŇ
a
błagalny wzrok.
Bernat zrobił krok do przodu, ale poczuł na brzuchu czubek miecza. Francesca, wleczona w stron
ħ
schodów prowadz
Ģ
cych na pi
ħ
tro, nie przestawała na niego spogl
Ģ
da
ę
. Gdy mo
Ň
ny obj
Ģ
ł j
Ģ
w pasie i
przerzucił sobie przez rami
ħ
, zacz
ħ
ła krzycze
ę
.
Kamraci pana Navarcles ponownie usiedli za stołem, by nadal za
Ļ
miewa
ę
si
ħ
i raczy
ę
winem. Stra
Ň
nicy
pilnowali schodów, zagradzaj
Ģ
c drog
ħ
Bernatowi.
Bernat, stoj
Ģ
c pod domem, twarz
Ģ
do
Ň
ołnierzy, nie słyszał
Ļ
miechu mo
Ň
nych ani szlochu kobiet. Nie
przył
Ģ
czył si
ħ
do milczenia weselników, nie zwracał te
Ň
uwagi na drwiny rycerzy swego pana, którzy zerkali
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]