[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LILIANA FABISIŃSKA
GWIAZDKA Z NIEBA
Bezsennik
czyli
O czym dziewczyny rozmawiają nocą
ROZDZIAŁ 1
TYM RAZEM PRZEGIĘŁA
Dziękujemy wam serdecznie - dyrektorka domu dziecka naprawdę miała łzy w
oczach. - Dzieciaki nigdy jeszcze nie miały tylu pięknych zabawek i książek.
Dygnęłyśmy we cztery jak na komendę. Spojrzałam w lewo, na Julkę. Potem w
prawo, na Emmę i Zuzię. Wszystkie trzy miały niesamowite rumieńce. Czy ja też tak
wyglądałam? Nie, to niemożliwe, nie mogłam być aż taka czerwona! A jednak... Odwróciłam
się i spojrzałam w wielkie lustro, wiszące na ścianie sali gimnastycznej, na środku której
stałyśmy z tymi wielkimi workami. Zuzia, Emma i Julka były przy mnie białe jak mąka!
Bladziusieńkie! To ja byłam czerwona jak burak! Jak dwa buraki albo pięć! I to chyba nie ze
wstydu, jak to bywa zwykle, kiedy się rumienię... tym razem byłam czerwona z zadowolenia.
- Dziękujemy! - malutka, czarnowłosa dziewczynka zawisła mi na szyi.
- Dziękujemy! - dwie kolejne dziewczynki przylepiły się do kolan Emmy.
Już nie miałam wątpliwości: warto było zrobić to wszystko. Wcale nie przyszło to tak
łatwo, jak myślałyśmy, kiedy Julka zaproponowała pierwszego grudnia:
- Zamiast losować nazwiska i kupować sobie nawzajem prezenty, zróbmy w mikołajki
coś dla innych.
- Ale co? - patrzyłyśmy na nią zdumione.
- Zbierzmy pieniądze, te które byśmy wydali na prezenty, cała klasa... I wpłaćmy je na
dzieciaki z Zambii. Wystarczy po dziesięć złotych od osoby.
Tak, to miało sens... Gdyby tylko w naszej klasie było dwadzieścia osiem Julek. Albo
po siedem Julek, Emm, Zuzek i Żab. No, mógłby być jeszcze Mateusz... I Krzysiek Więcek
też, od biedy. W końcu nie był taki zły - od kiedy się dowiedziałyśmy, że to nie on pociął
torbę Emmy, całkiem nieźle nam się z nim rozmawiało. Zwłaszcza Emmie... Odpowiadało jej
nawet jego niewybredne, głupkowate chwilami poczucie humoru...
Niestety, w naszej klasie oprócz osób bardzo miłych i tych w miarę miłych były
jeszcze osoby... Dobra, i tak wiadomo, o co chodzi: oprócz tych osób była Karolina. I
miałyśmy pewność, że ona tego pomysłu nie zaakceptuje.
- Cóż za idiotyczny pomysł! - prychnęła, gdy Julka przedstawiła na godzinie
wychowawczej swój plan. - Ta Zambia padła wam na głowy! Nic tylko Zambia i Zambia! A
może kupimy coś dzieciom z Wielkiej Brytanii albo z Norwegii? O tych krajach też są w
naszej klasie referaty.
- W Wielkiej Brytanii nie głoduje tak wiele dzieci jak w Zambii - zdenerwowała się
Julka. - Nie chcę kupować im miśków, tylko jedzenie!
- A może właśnie kupimy miśki? - wtrąciła się Zuzia. Julka zabiła ją wzrokiem, ale
nasza gospodyni klasy nie zwróciła na to uwagi. - Może kupimy miśki, klocki, książki...
- Polskie książki dla dzieci z Zambii? - kpiła Karolina. - No to sobie nieźle poczytają...
- Polskie książki dla dzieci z Polski - Zuzia wyszła z ławki, przeszła przez całą klasę i
stanęła przed Karoliną. Niższa od niej o głowę, spojrzała jej prosto w oczy. - Urządzimy
jakimś maluchom z domu dziecka takie mikołajki, że zapamiętają je do końca życia.
Rozumiem, że Zambia może nie obchodzić większości klasy... Ale dzieci z domu dziecka
przy placu Słonecznym, który prawie wszyscy mijamy w drodze do szkoły? Chyba obchodzą
każdego, i chyba każdy woli dać im trochę radości, niż dostać w prezencie kolejny świecznik,
notesik, misia czy kubek. Prawda?
Czekałam, co powie Karolina. Byłam pewna, że coś powie. No i się doczekałam.
- Ja bardzo lubię dostawać prezenty, a mikołajki to taka stara tradycja - uśmiechnęła
się do Marty Mądrej ponad głową Zuzki. - Nie widzę powodów, żeby zrywać z tą tradycją i
wydawać pieniądze na inny cel. Na pewno wszyscy się ze mną zgodzą. Możemy głosować.
- Możemy głosować - powtórzyła nasza wychowawczyni. - Są dwie propozycje.
Przypominam.” pierwsza to przeznaczenie pieniędzy na prezenty dla dzieci z domu dziecka
zamiast na prezenty kupowane osobie, którą się wylosowało. Czyli zrobienie przyjemności
maluchom, które mają w życiu bardzo mało przyjemnych chwil. Druga możliwość to zwykłe
mikołajki, takie jak w podstawówce... takie, jakie wszyscy mieliście już wiele razy. Czyli
losowanie, a potem kupowanie prezentu.
- To niesprawiedliwe, pani dała do zrozumienia, które wyjście bardziej się pani
podoba! Pani nie jest obiektywna! - zdenerwowała się Karolina.
- Nie uważam, żeby w tej kwestii obiektywizm był sprawą najważniejszą -
powiedziała Mądra spokojnie. - Ważniejsze, by zrobić coś dobrego, coś co da nam wszystkim
satysfakcję. A więc głosujemy. Proszę, kto jest za pomocą dzieciakom z domu dziecka, za
podarowaniem im odrobiny radości, ręka w górę! A teraz kto jen za zwykłymi mikołajkami?
Za pierwszym razem w górę uniósł się prawdziwy las rąk, przy drugim pytaniu
pojawiły się tylko trzy dłonie. Karoliny, Moniki Frankowskiej i Renaty, ich wiernej
przyjaciółki. Czyli wygrałyśmy!!!
- Dlaczego wyskoczyłaś nagle z tym domem dziecka? - Julka napadła na Zuzię zaraz
po dzwonku na przerwę. - Chciałam, żebyśmy dały te pieniądze dzieciom z Zambii.' One
najbardziej ich potrzebują.'
- Ludzie z naszej klasy mają już dość Zambii po aferze ze zniczami - powiedziała
Zuzia. - Wciąż nie udało nam się wygłosić referatu, nic nie wiedzą o tym kraju, po prostu
mają go gdzieś...
Julka milczała przez moment, a potem powiedziała cichutko:
- No tak, może miałaś rację... Lepiej dać odrobinę radości smutnym dzieciakom niż
przegrać z Karoliną i kupować kolejne idiotyczne prezenty komuś, kogo wylosujemy... Teraz
przynajmniej mamy ją z głowy, musi się poddać woli większości.
Karolina jednak wcale nie zamierzała się poddać woli większości. Zaatakowała już
następnego dnia na lekcji angielskiego, zanim Marta Mądra zdążyła otworzyć dziennik.
- Proponuję, żebyśmy jeszcze raz przegłosowali sprawę prezentów mikołajkowych -
zapiszczała nerwowo jak zwykle, kiedy bardzo jej na czymś zależało. - Na pewno wszyscy
chcieliby dostać prezenty, jak inne klasy. Ale pani wywarła wczoraj na nas niedopuszczalną
presję. Mogłabym to zgłosić dyrektorowi, na pewno by panią ukarał..
Mądrą zatkało, podobnie jak nas. Karolinka posunęła się do szantażu. Wobec
wychowawczyni! Tym razem chyba odrobinkę przesadziła.
- Karolinko, udam, że cię nie słyszałam, dobrze? - Marta Mądra z trudem wydobyła z
siebie głos. - Będę udawać, że nigdy tego nie powiedziałaś.
- Ale ja mogę powtórzyć! - ona była naprawdę niesamowita. - Mogę powtórzyć głośno
i powoli: domagam się ponownego głosowania!
- Nie zamierzasz z tego zrezygnować? - głos Mądrej stał się nagle zimny jak stal.
Wstała zza biurka, ukazując zgrabne długie nogi w fioletowych rajstopach, i zbliżyła się do
ławki, w której siedziały Karolina i Monika. - Jesteś pewna, Karolinko?
- Oczywiście, chcę, żebyśmy jeszcze raz głosowali. Jeśli nie, to pójdę do dyrektora i
opowiem o tym, co pani wczoraj zrobiła - głos Karoliny był z minuty na minutę coraz
bardziej piskliwy.
- Wyręczę cię i sama pójdę do dyrektora - głos Mądrej był natomiast coraz bardziej
lodowaty. - Albo, jeśli masz ochotę, chodź ze mną.
- Oczywiście, że pójdę, bardzo chętnie! - Karolina radośnie podniosła się z krzesła i
ruszyła do drzwi. - Na pewno dyrektor Rożen przyzna mi rację. To była perfidna manipulacja.
- Licz się ze słowami i nie pogarszaj swojej sytuacji - powiedziała nasza
wychowawczyni, wychodząc na korytarz.
Zamknęła drzwi, a klasa chyba po raz pierwszy nawet się nie poruszyła. Nie było
nauczyciela, a my siedzieliśmy bez ruchu w ławkach! Jak nie my. W końcu odezwała się
Zuzia, jak zwykle pierwsza odzyskując trzeźwość umysłu.
- Chyba się dziewczyna doigra...
- Tym razem przegięła - przytaknął Mateusz. - I wcale mi jej nie żal, należało jej się
już przy zniczach...
- I za tę pociętą torbę Emmy też jej się należało - powiedziała Marysia z pierwszej
ławki.
Zamarłyśmy. Przecież to miała być tajemnica! Przecież obiecałyśmy Karolinie, że jej
nie wydamy... Same się sobie dziwiłyśmy, ale zrobiło nam się jej żal. Kiedy dowiedziała się,
że już znamy prawdę, przyjechała do mojego domu, zalała się łzami... Opowiedziała nam o
swoim życiu, o swojej rodzinie... Uwierzyłyśmy jej. Uwierzyłyśmy, że miała powody.
Idiotyczne, to fakt, ale miała. I uwierzyłyśmy, że nigdy więcej tak się nie zachowa.
Poprosiłyśmy Marysie, żeby nikomu nie mówiła. A ona powiedziała. Właśnie teraz, całej
klasie!
- No co tak patrzycie? - zdziwiła się Marysia i chyba po raz pierwszy nie zrobiła się
czerwona, przemawiając publicznie. - Obiecałyśmy jej milczenie, ale ona też nam coś
obiecała. Miała się zmienić. A chyba się nie zmieniła, prawda? Pokazała to przed chwilą. Nie
obchodzą jej inni ludzie. Więc dlaczego mamy się nią przejmować? Jest wredna.
W klasie znowu zapanowała całkowita cisza. Wystąpienie Marysi zdumiało
wszystkich jeszcze bardziej niż tupet Karoliny. Po Karolinie można się było spodziewać
czegoś takiego... ale po Marysi nikt nie spodziewał się stanowczości ani tego, że powie naraz
tyle zdań. I wcale się nie zaczerwienił Zresztą liczyło się nie tylko to, w jaki sposób mówiła,
ale przede wszystkim to, co powiedziała!
- Karolina pocięła torbę Emmie? - zapytał Krzysiek Więcek. Pierwszy odzyskał głos.
- Pocięła torbę, zniszczyła spodnie, ukradła zdjęcia, chciała zalać spódnicę woskiem -
Marysia była chyba w jakimś transie, wyrzucała z siebie słowa jak z karabinu maszynowego!
- Karolina postanowiła wykończyć Emmę, sprawić, że odejdzie z naszej klasy...
- Miała swoje powody - wtrąciła cichutko śliczna Monika Frankowska. Ale jej głos nie
brzmiał zbyt przekonująco. W końcu była najbliższą przyjaciółką Karoliny, mogłaby włożyć
w jej obronę odrobinkę więcej wysiłku!
- A my podejrzewałyśmy ciebie, Krzysiu - powiedziała Julka. Zaskoczony Krzysiek
Więcek aż wstał. Nie zdążył jednak zapytać, dlaczego akurat jego, nie zdążył zrobić żadnego
gestu. Nikt inny też nie zdążył powiedzieć ani słowa, bo w tym momencie do klasy wróciła
Marta Mądra. Tym razem nie tylko jej rajstopy, spódnica i sweter miały jej ulubiony kolor
śliwki, czy raczej fioletu. Również jej twarz była całkiem fioletowa, a w oczach pojawiły się
jakieś niesamowite, gniewne błyski.
- Karoliny nie będzie do końca dnia - powiedziała. - A my możemy przejść do lekcji,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]