[ Pobierz całość w formacie PDF ]
AM
Y J
.
FETZE
R
Aukcja
żon
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Założę się, że nigdy nie brali udziału w takiej aukcji.
- Madison Holt spojrzała na Katherine zajętą poprawia­
niem naszywanej koralikami sukni. Zza kotary oddziela­
jącej je od przybyłych licznie gości, dobiegał szmer gło­
sów i brzęk szkła. - Najstarsza żyjąca dziewica pójdzie do
tego, kto da więcej - kpiła z samej siebie.
Słysząc ironiczne prychnięcie, spojrzała bacznie na
przyjaciółkę, ale Katherine tylko wzruszyła ramionami
i obdarzyła ją najpiękniejszym ze swoich uśmiechów.
- Niewolnictwo zniesiono wieki temu - powiedziała,
poprawiając ramiączko. - Ale powiedz słowo, a twoja
cnota pójdzie pod młotek.
Wyborny pomysł. I jedyny sposób, żebym ją straciła,
zanim ukończę dwadzieścia pięć lat, pomyślała Madison.
- Problem w tym, że taka aukcja mogłaby wywołać
zamieszki.
Madison przybrała kokieteryjną pozę.
- Aż tak działam na panów? Wolne żarty.
- Nie na panów, tylko na panie - powiedziała Kathe­
rine z przekornym błyskiem w oku.
Brwi Madison uniosły się pytająco.
- Dam głowę, że nie ma tam ani jednej dziewicy - po­
wiedziała Kath, wskazując głową aksamitną kotarę. -
A wiesz, jak nie lubią czuć się gorsze.
- Nie kuś mnie. - Żelazna obręcz wokół żołądka Ma­
dison poluzowała ucisk.
Jej zdenerwowanie nie umknęło uwagi Katherine.
- Możesz się jeszcze wycofać, skarbie. Do niczego cię
nie zmuszam. Zwłaszcza że to ja wpadłam na to, żeby
podarować na aukcję dobroczynną usługi jednej z moich
pracownic.
- A ja się zgodziłam. Dzięki za pożyczenie tej pięknej
sukni.
- Wyglądasz w niej znacznie powabniej niż ja.
Madison miała na sobie elegancką śliwkową kreację.
Opinała jej zgrabną figurę niczym druga skóra.
- Nie rozumiem, dlaczego muszę się tak stroić.
- Reklama jest dźwignią handlu.
- Mam cały biust na wierzchu. Nie wspominając
o tym, że strojenie się zajęło mi ponad dwadzieścia minut.
- Dwadzieścia? - Słysząc podziw w głosie Kath, Ma­
dison skinęła głową. - Nie ma szans, żebym wyszła spod
prysznica i ubrała się szybciej niż w pół godziny.
Bo nigdy nie musiałaś, pomyślała Madison. Są sytua­
cje, w których ludzie zaskakują samych siebie. Choćby ta.
Zgodziła się być obiektem na licytacji. Ten, kto nabędzie
talon na usługi firmy „Żona i Spółka", uzyska bezpłatną
pomoc domową na cały tydzień. Nie były to tanie usługi
7
i udział w nietypowej aukcji sporo Katherine kosztował,
ale na szczęście, było ją na to stać. W przeciwieństwie do
Madison, która zgodziła się wziąć udział w tej błazenadzie
wyłącznie ze względów finansowych. Wprawdzie miała
dorywczą pracę, ale Kath płaciła dwa razy więcej.
Skinęła głową w kierunku kotary.
- Postrasz ich, że poluję na bogatego męża. I nie zno­
szę sprzątać.
Katherine uśmiechnęła się.
- Odpręż się, skarbie. Nie będzie tak źle. - Wskazała
oznaczone krzyżykiem miejsce, dodając: - Na pozycje.
Zaczynamy.
Żołądek Madison wywinął kozła. Zajęła wskazane
miejsce pośrodku sceny, nadstawiając policzek do przelot­
nego cmoknięcia Katherine. Uśmiechnęła się nerwowo,
gdy przyjaciółka wyciągnęła dłoń, by zetrzeć ślad szminki
z jej twarzy. Za aksamitną kotarą zebrała się śmietanka
towarzyska Savannah. Wszyscy, którzy mieszkają na pół­
noc od ulicy Gaston, pomyślała z przekąsem. Zajadają
kanapki z kawiorem, popijają szampana i czekają. Czeka­
ją na rozpoczęcie licytacji.
Pocieszała się tylko myślą, że sprzątnięty dom i domo­
we posiłki nie stanowią żadnej atrakcji dla tych bogatych
ludzi. Ten, kto nabędzie będący przedmiotem aukcji cer­
tyfikat, na pewno albo wrzuci go do szuflady, albo odda
go komuś. Madison zresztą było wszystko jedno. Ważne,
że zarobi.
- Wiem, że nie lubisz być wystawiana na widok pub-.
8
liczny, skarbie - szepnęła Katherine. - Mnie też się to nie
podoba, ale komitet...
- Nie ma sprawy, Kath. Nie możesz podpaść komite­
towi.
Katherine rozpromieniła się.
- Jesteś kochana, kotku. Módlmy się o to, żeby Ale­
xander Donahue nie wpadł na dziki pomysł, że musi prze­
bić innych i mieć cię dla siebie.
Madison uniosła brwi. Najbogatszy, będący najlepszą
w Sawannah partią kawaler, musi sięgać po takie metody?
Śmiechu warte. Mówiło się o nim, że nigdy nie umawia
się na więcej niż jedną randkę. Ponieważ zmarły mąż
Katherine i Alexander Donahue byli wspólnikami, Madi­
son wiedziała, że w plotkach i spekulacjach na jego temat
jest sporo prawdy. Powody, dla których trwał w stanie
kawalerskim, pozostawały pilnie strzeżoną tajemnicą.
- Dlaczego nigdy mi go nie przedstawiłaś? - Madison
uświadomiła sobie, że Katherine wręcz zrobiła wszystko,
żeby ich drogi nigdy się nie przecięły.
- Jak by to o mnie świadczyło? Miałabym rzucić naj­
lepszą przyjaciółkę na pożarcie...
- Bestii?
- Użyłabym nieco sublelniejszego słowa. Ale nie masz
się o co martwić. Alex unika podobnych do ciebie kobiet
jak ognia.
Prowadzący opisywał kolejny, wysławiony na aukcję
przedmiot.
- Pewnie czmychnie stąd przy pierwszej okazji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wiolkaszka.pev.pl
  •