[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROZDZIAŁ 5
Raven powoli  przebijała  się przez  warstwy snu, czując  się tak, jakby brnęła przez lotne piaski. 
Znów to zrobiłeś! Obudziła się rozdrażniona, usiadła szybko. Była sama w jego łóżku.
W jej umyśle odbijał się echem męski, kpiący śmiech. Cisnęła poduszką o ścianę, żałując, że 
nie może nią rzucić w Michaiła Straciła kolejny dzień. Co się z nią działo? Stawała się niewolnicą, 
zaspokajającą jego seksualne potrzeby?
Ten
 pomysł ma swoje zalety, usłyszała.
Wynocha   z   mojej   głowy!
  ucięła   z   oburzeniem,   a   potem   wolno   przeciągnęła   się,   leniwym, 
kocim   ruchem.   Ciało   miała   rozkosznie   obolałe,   każdy   mięsień  przypominał   o   zaborczości 
kochanka.  Nie mogła  się na niego gniewać;  rozbawiał ją swoim bezczelnym  zachowaniem.  Jak 
mogłaby mieć pretensje skoro jej ciało reagowało tak, jak reagowało?
Kiedy wstała, żeby wziąć prysznic, zobaczyła ubrania rozłożone dla niej na krawędzi łóżka. 
Michaił już zdążył zrobić zakupy. Uśmiechnęła się, absurdalnie zadowolona z tego, że pamiętał. 
Dotknęła spódnicy, szerokiej, z granatowego jak noc materiału i pasującej w odcieniu bluzki.
 Nie  
kupiłeś mi dżinsów.
 Nie mogła się powstrzymać, żeby mu nie podokuczać.
Kobiecie nie przystoi męski strój. Wcale się nie przejął.
Poszła   pod   prysznic,   rozpuściła   gruby   warkocz,  żeby   umyć  włosy.
  Nie   podoba   ci   się,   jak  
wyglądam w dżinsach?
W jego śmiechu zabrzmiało głębokie, szczere rozbawienie.
 Podchwytliwe pytanie.
Gdzie   jesteś?
  Nie   zdając   sobie   z   tego   sprawy,   Raven   wysłała   w   przestrzeń  zmysłowe 
zaproszenie. Dotknęła lekko  znaku na piersi, nad sercem. Krew od razu zaczęła się roz grzewać, 
znak po ugryzieniu zapiekł.
Twój   organizm   potrzebuje   wypoczynku,   maleńka.   Trud   no   powiedzieć,  żebym   byt  
najdelikatniejszym z kochanków prawda?
 Wyczuła kpinę, ale w jego myślach także poczucie winy.
Roześmiała się cicho.
  Nie bardzo mam cię z kim porównać, nie wydaje ci się? To nie tak, że  
przez moje życie przewinęła się armia mężczyzn.
  Jej łagodny śmiech otulił go niczym kochające 
ramiona.
  Jeśli   chcesz,   oczywiście   mogę  poszukać  kogoś,   z   kim   mogłabym   cię  porównać

zaproponowała słodko.
Poczuła muśnięcie palców na gardle, zanim zacisnęły się na szyi. Jak on to robił?
 Okropnie się 
przestraszyłam, mój drogi macho. Ktoś powinien wynieść cię na kopach w XX stulecie.
Dotknął jej twarzy, pogładził dolną wargę.
 Kochasz mnie takiego, jakim jestem.
Kochać. Przestała uśmiechać się, kiedy usłyszała to słowo. Nie chciała go kochać. Już i tak miał 
nad   nią  zbyt   wielką  władzę.
  Nie   możesz   mnie   tu   trzymać,   Michaił.
  Może   lepszym   słowem   na 
 określenie tego czegoś byłaby obsesja, nie miłość.
Mały   króliczku.   W   drzwiach   nie   ma  żadnych   zamków,   telefon   sprawnie   działa.   A   ty   mnie  
kochasz; nic na to nie poradzisz. Jestem dla ciebie idealny. Pośpiesz się, czas coś zjeść.
Jesteś  niemożliwy.
  Kiedy   szczotkowała   włosy,   dotarło   do   niej,   o   ile   łatwiejszy   stał   się 
telepatyczny kontakt. Praktyka? Skronie nie bolały jej od wysiłku. Przechyliła głowę, nasłuchując 
odgłosów domu. Michaił nalewał czegoś do szklanki, słyszała to wyraźnie.
Ubierała się powoli, zamyślona. Jej telepatyczne umiejętności wyostrzały się, zmysły stawały 
się czujniejsze. Czy to za sprawą towarzystwa Michaiła, czy też wywaru z ziół, którym ciągłe ją 
poił? Tyle chciała się od niego nauczyć. Miał po prostu niesamowite parapsychiczne zdolności.
Spódnica   opłynęła   kostki   jej   nóg   z   cichą,   seksowną  elegancją,   bluzka   podkreślała   figurę. 
Musiała przyznać, że w tym stroju poczuła się kobieco, tak samo jak w wybranych przez niego 
przejrzystych koronkowych majteczkach i staniku.
Będziesz tam siedziała i marzyła o mnie przez całą noc?
Noc! Lepiej, żeby to nie była znózo noc, Michaił. Zamieniam się w kreta. I nie pochlebiaj sobie,  
wcale o tobie nie rozmyślałam.
 Z wielkim wysiłkiem zdobyła się na to bezczelne kłamstwo; mogła 
być z siebie dumna.
Sądzisz, że uwierzę w te nonsensy?
  Znów się roześmiał  i Raven też nie udało się zachować 
powagi.
Zaczęła chodzić po domu, przyglądając się obrazom i rzeźbom. Na zewnątrz słońce już znikło 
za   górami.   Westchnęła   z   leciutką  nutką  rezygnacji.   Michaił   przygotował   niewielki,   pięknie 
rzeźbiony, zabytkowy stolik na tarasie przy kuchni. Odwrócił głowę, kiedy podeszła, jego oczy 
ocieplił uśmiech, odganiając cienie. Zrobiło jej się ciepło w środku, poczuła przypływ energii w 
całym ciele, gdy Michaił czułe musnął ustami jej usta.
­
Dobry   wieczór.   ­   Dotknął   włosów,   przesunął   palcami   po   policzku   w   długiej   pieszczocie. 
Pozwoliła   mu   posadzić  się  przy   stoliku,   podziwiając   tę  jego   pełną  galanterii,   staroświecką 
uprzejmość.   Postawił   przed   nią  szklankę  soku.   ­   Pomyślałem,  że   zanim   zabiorę  się  do   pracy, 
moglibyśmy pojechać do gospody po twoje rzeczy. ­ Długimi palcami wybrał mu­ finkę z czarnymi 
jagodami i położył na antycznym talerzyku. Wyglądało to ślicznie, ale Raven tak była wstrząśnięta 
jego słowami, że przez chwilę mogła tylko wpatrywać się w niego z osłupieniem.
Jak   to,   pojechać  po   moje   rzeczy?   ­   Nie   przyszło   jej   do   głowy,  że   mógłby   brać  pod   uwagę 
mieszkanie z nią pod jednym dachem. Pod własnym dachem.
Jego uśmiech byt niespieszny, szelmowski, seksowny.
­
Mógłbym stale ci kupować nowe rzeczy.
Ręka Raven zadrżała. Położyła dłonie na kolanach, poza widokiem.
 ­
Nie   przeprowadzę  się  do   ciebie,   Michaił.   ­   Sam   pomysł   ją  przerażał.   Przywykła   do 
prywatności, potrzebowała dużo czasu wyłącznie dla siebie. A on był wyjątkowo absorbujący. Czy 
w ogóle mogłaby się na czymś skupić, gdyby on nie odstępował jej na krok?
Uniósł brwi.
­
Nie?   Przecież  przyjęłaś  nasze   zwyczaje;   przeszliśmy   nakazany   rytuał.   Jesteś  moją życiową 
partnerką, moją kobietą. Moją żoną. Czy to jakiś amerykański zwyczaj, żeby kobieta żyła z dala 
od swojego męża?
W jego głosie wyczuła tę działającą jej na nerwy, typowo męską nutkę kpiny. Wydawało jej się, 
że w głębi ducha on się z niej śmieje, rozbawiony jej ostrożnością.
­
Nie jesteśmy małżeństwem ­ stwierdziła stanowczo, ale trudno jej było zignorować radosny 
podskok własnego serca przy tych jego słowach.
Pasma mgły dryfowały przez las, wiły się wokół grubych pni drzew, snuły parę metrów nad 
ziemią. Wyglądało to pięknie.
­
W oczach mojego ludu, w oczach Boga, jesteśmy. ­ Mówił absolutnie pewien swoich racji. Ta 
pewność siebie też działała jej na nerwy.
­
A   co   z   moimi   oczami,   Michaił?   Moimi   przekonaniami?   Czy   one   zupełnie   się  nie   liczą?   ­ 
spytała ostro, wojowniczym tonem.
­
Widzę odpowiedź w twoich oczach, wyczuwam ją w twoim ciele. Twój upór nie ma sensu, 
Raven. Wiesz, że jesteś moja...
Wstała szybko, odsunęła z drogi krzesło.
­
Nie   należę  do   nikogo,   a   już  na   pewno   nie   do   ciebie,   Michaił!   Nie   możesz   tak   po   prostu 
zarządzić, jak ma wyglądać moje życie i spodziewać się, że zaakceptuję twoje plany. ­ Zbiegła po 
trzech  stopniach  na  ścieżkę wijącą  się  przez   las.  ­   Potrzebuję  trochę  powietrza.   Do  szalu  mnie 
doprowadzasz.
Roześmiał się cicho.
­
Tak bardzo boisz się samej siebie?
­
Idź  do   diabła,   Michaił!   ­   Ruszyła   szybko   przed   siebie,   zanim   mógł   zaczarować  przestrzeń 
wokół niej. A mógłby. Widziała to w jego oczach, w zarysie warg, w tym uśmieszku, który rzucał, 
kiedy ją do czegoś prowokował.
Mgła   była   bardzo   gęsta,   powietrze   aż  ciężkie   od   wilgoci.   Wyostrzonym   słuchem   odbierała 
każdy szelest w krzakach, każde poruszenie gałęzi, uderzenia skrzydeł na niebie.
Michaił szedł krok w krok za nią.
­
Może jestem diabłem, maleńka. Wiem, że taka myśl przeszła ci przez głowę.
 Spiorunowała go wzrokiem, oglądając się przez ramię.
­
Nie idź za mną!
­
Czy dżentelmen nie odprowadza swojej damy do domu?
­
Przestań się naśmiewać!  Jeśli jeszcze  raz to zrobisz, przysięgam,  nie odpowiadam za siebie.  ­ 
Raven uświadomiła sobie wtedy obecność jakichś smukłych sylwetek; spojrzenia płonących oczu 
podążały jej śladem. Serce jej zamarło, a potem zaczęło bić szybciej. ­ Dobrze! ­ Odwróciła się na 
pięcie i spojrzała na niego groźnie. ­ Po prostu świetnie! Świetnie, Michaił. Zawołaj te swoje wilki, 
żeby mnie zjadły żywcem. To do ciebie pasuje. Do twojej logiki.
Obnażył białe, błyszczące zęby jak wygłodniały drapieżnik i roześmiał się cicho, zuchwale.
­
To nie wilkom smakowałabyś najbardziej.
Podniosła odłamaną gałązkę i rzuciła w niego.
­
Przestań  się śmiać,   ty   draniu!   To   nie   jest   zabawne.   Od  samej   twojej   arogancji   robi   mi   się 
niedobrze. ­ Potwór, był zbyt czarujący, by wyszło mu to na dobre.
­
Te amerykańskie powiedzonka są szalenie barwne, maleńka.
Znów rzuciła w niego gałązką, a potem niewielkim kamieniem.
­
Ktoś powinien dać ci porządną życiową nauczkę.
Wyglądała niczym piękny fajerwerk, cała się skrzyła i ciskała iskry. Michaił powoli, ostrożnie 
zaczerpnął   powietrza   w   płuca.   Należała   do   niego,   z   całym   tym   ogniem   i   furią,   całą  swoją 
niezależnością i odwagą, z całą tą pełną ognia pasją Roztapiała mu serce, napełniała duszę swoim 
delikatnym śmiechem. Czuł go w swoich myślach, wbrew jej woli.
­
I uważasz, że właśnie tobie to się uda? ­ droczył się z nią.
Kolejny kamyk uderzył go w pierś. Złapał go bez trudu.
­
Myślisz, że boję się twoich wilków? Jedyny zły wilk w tej okolicy to ty. Zwołaj je wszystkie. 
No już! ­ Udała, że zerka w mroczny, pełny tajemnic las. ­ Na co czekacie, chodźcie po mnie! 
Co wam powiedział?
Michaił wyjął jej z ręki gałąź, którą dzierżyła niczym maczugę, i odrzucił. Zamknął Raven w 
objęciach, tuląc czule.
­
Powiedziałem  im, że smakujesz jak płynny miód. ­ Wyszeptał  te słowa aksamitnym  głosem 
specjalisty   od   czarnej   magii.   Obracając   ją  w   ramionach,   ujął   w   obie   dłonie   jej   drobną,   piękną 
twarz. ­ I gdzie jest szacunek, na jaki zasługuje mężczyzna o mojej pozycji?
Kciukiem obrysował jej dolną wargę w zmysłowej pieszczocie. Przymknęła oczy, świadoma 
nieuniknionego. Chciało jej się płakać. To, co do niego czuła, było tak silne, że zapierało dech. 
Całując jej powieki, poczuł łzę, znalazł pociechę w słodyczy ust.
 ­
Dlaczego miałabyś z mojego powodu płakać, Raven? ­ wyszeptał te słowa z ustami przy jej 
gardle.   ­   Dlatego,  że   ciągle   jeszcze   chcesz   przede   mną  uciec?   Jestem   aż  taki   straszny?   Nigdy 
nikomu nie pozwoliłbym ciebie skrzywdzić, nie jeśli mógłbym temu jakoś zapobiec. Myślałem, że 
nasze serca i umysły stanowią jedność. Myliłem się? Już mnie nie chcesz?
Te słowa rozdzierały jej serce.
­
Nie o to chodzi, Michaił, zupełnie nie o to ­ zaprzeczyła szybko, bojąc się, że go zraniła. ­ 
Zbijasz   moje   wszystkie   rozsądne   argumenty...   ­   Pogłaskała   go   delikatnie   po   twarzy.   ­   Jesteś 
najbardziej fascynującym mężczyzną, jakiego zdarzyło mi się poznać. Czuję się tak, jakby moje 
miejsce było tu, przy tobie, jakbym ciebie znała na wskroś. A przecież nie mogłam cię poznać 
przez   ten   krótki   czas   spędzony   razem.   Wiem,  że   gdyby   udało   mi   się  wytworzyć  między   nami 
trochę dystansu, myślałabym jaśniej. To wszystko stało się tak szybko. Zupełnie jakbym dostała na 
twoim punkcie obsesji. A nie chcę popełnić błędu, który nam obojgu sprawiłby ból.
Położył dłoń na jej policzku.
­
Bardzo   bym   cierpiał,   gdybyś  chciała   mnie   porzucić,   zostawić  samego   po   tym,   jak   cię 
znalazłem.
­
Michaił, ja potrzebuję czasu, żeby wszystko przemyśleć. Przeraża mnie to, co do ciebie czuję. 
Myślę o tobie w każdej minucie; chcę cię dotykać, po prostu wiedzieć, że mogę dotknąć, poczuć 
cię pod palcami. Zupełnie jakbyś wkradł się do mojej głowy, do mojego serca, nawet do ciała, a ja 
w żaden sposób nie mogę cię wygonić ­ wyznała spuszczając oczy, zawstydzona zwierzeniem.
Wziął ją za rękę, chciał, żeby szli razem.
­
Tak zdarza się między ludźmi mojej rasy, takie mamy odczucia wobec naszych partnerów. To 
nie zawsze przyjemne, prawda? Z natury jesteśmy namiętni, bardzo zmysłowi i bardzo zaborczy. 
Wszystko, co odczuwasz, ja też czuję.
Zacisnęła palce na jego dłoni i z niepewnym uśmiechem, spytała:
­
Czy mi się dobrze wydaje, że specjalnie mnie tu zatrzymujesz?
Wzruszył ramionami.
­
I tak, i nie. Nie chcę cię zmuszać do akceptowania czegoś wbrew twojej woli, ale ja wierzę, że 
jesteśmy życiowymi partnerami, związanymi ze sobą mocniej niż tą twojij ceremonią ślubu. Bez 
ciebie, tu, czułbym się bardzo źle, na ciele i na umyśle. Nie wiem też, jak zareagowałbym na twój 
kontakt z jakimś innym mężczyzną i, szczerze mówiąc, trochę się tego boję.
­
Tak   naprawdę  pochodzimy   z   dwóch   zupełnie   innych  światów,   prawda
9
  ­   westchnęła   ze 
smutkiem.
Podniósł jej dłoń do ust.
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wiolkaszka.pev.pl
  •