[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lucy Gordon
FAWORYTA
W chłodnym blasku angielskiego świtu wyniosły,
przystojny mężczyzna szykował się na śmierć.
Nie bał się, jak przystało człowiekowi, w którego ży
łach płynęła królewska krew, lecz zły był na siebie.
Fechtunek opanował pod okiem najlepszych mistrzów
w Europie i wiedział, że jest doskonałym szermierzem,
lecz ten pojedynek został na nim wymuszony, co zna
czyło, że przeciwnik jest wynajętym mordercą, poin
struowanym, aby za wszelką cenę go zabić. Tak więc
przed przybyciem na wrzosowisko na obrzeżach Londy
nu książę Klaus Friederich, dziedziczny władca Wolfen-
bergu, pojednał się ze swoim Stwórcą.
W pewnej odległości od Klausa stali dwaj mężczyźni
i nie spuszczali zeń oczu. Młodszy z nich, Bernhard von
Leibnitz, był adiutantem i przyjacielem księcia. Do
biegał trzydziestki, miał wesołą twarz, chociaż teraz
wyraźnie zaniepokojoną. On także wiedział, że pojedy
nek został sprowokowany, lecz książę był głuchy na
wszelkie błagania, aby od niego odstąpił. Drugi mężczy
zna był lekarzem.
- Powinniśmy zawiadomić brytyjskie władze —
mruknął Bernhard pod nosem. - Zapobiegłyby temu.
- Lecz cóż to byłby za skandal! - wykrzyknął za
wsze bojaźliwy doktor. - Suweren Wolfenbergu łamiący
6
Lucy Gordon
FAWORYTA
prawo! Nie do pomyślenia. Poza tym wściekłby się na
nas - dodał i wzdrygnął się cały.
- Mnie ataki furii księcia również nie sprawiają przy
jemności - przyznał Bernhard - lecz wolę znosić jego
choleryczny temperament, niż oglądać go martwym.
- Nie ma się czego obawiać. Książę jest arcymi-
strzem...
- To nie będzie honorowy pojedynek, lecz morder
stwo - odrzekł Bernhard z goryczą. - Gorstein przebił
ostrzem swojej szpady już co najmniej dziesięciu lu
dzi... - przerwał, widząc, że książę się zbliża. - Wasza
Wysokość - zwrócił się do Klausa z błaganiem - nawet
teraz nie jest jeszcze za późno.
Przygotował się wewnętrznie na wybuch legendarne
go dziedzicznego gniewu, dzięki któremu przodkowie
księcia tak barwnie zapisali się na kartach historii. Klaus
jednak położył dłoń na ramieniu przyjaciela i uśmiech
nął się łagodnie.
- Dzięki za wieczną troskę - rzekł - ale tym razem
od samego początku było za późno.
- Lecz jeśli...
- Jeśli... - przerwał mu wciąż tym samym łagodnym
tonem Klaus-to mój kuzyn Reinald zasiądzie na tronie,
a ty, druhu, będziesz mu służyć tak wiernie... jak zawsze
służyłeś mnie.
Rozległ się tętent kopyt. Podnieśli głowy. Trzech
mężczyzn opromienionych poranną poświatą galopowa
ło ku nim. Jeden z nich zeskoczył z konia. Był drobny
i gibki, jakby zbudowany z samych mięśni. W jego
oczach pojawiły się zimne błyski, gdy skrzyżował spoj
rzenie ze spojrzeniem księcia.
- Panowie gotowi?
FAWORYTA
Lucy Gordon
7
- Panowie - przemówił Bernhard - moim obowiąz
kiem sekundanta jest mediować. Błagam was...
- Żadnej zgody - przerwał mu Gorstein. - Żadne
przeprosiny nie zmażą obelgi, jakiej doznałem.
- I żadnych przeprosin nie będzie, gdyż i obrazy nie
było - ripostował spokojnie książę.
Uśmieszek zimnej satysfakcji przemknął po twarzy
Gorsteina.
- Zatem do dzieła - zadeklarował.
Dobyli broni. Gorstein wywinął szpadą, ze świstem
tnąc powietrze.
-
En garde.
Przeciwnicy zajęli pozycje. Lekko kołysząc się na
piętach, wysoko unieśli lewe ręce. Pierwsze promienie
słońca wyłoniły się zza horyzontu i padły na wypolero
waną stal. Śmiercionośne klingi, krzyżując się we wstę
pnej utarczce, wydawały ciche trzaski. Nagle powietrze
przeszył ostry brzęk, to Gorstein rzucił się do przodu.
Książę jednak zręcznie odparował atak. Gorstein natych
miast ponowił manewr, lecz i tym razem Klaus się obro
nił. Przeciwnik wydawał się fechtować jak niezmordo
wana maszyna, błyskawicznie robił zwinne uniki, ani na
chwilę nie wystawiając się na cios. Dzięki sile i znako
mitej technice Klausowi udało się przetrwać pierwsze
minuty pojedynku, niemniej był na słabszej pozycji. Je
go celem było rozbroić, nie zabić, podczas gdy przeciw
nikiem kierowała żądza mordu.
Pchnięcie i parada, świst i trzask. W przód i w tył.
Dzień wstawał coraz jaśniejszy. Klingi rzucały coraz
bardziej oślepiające błyski. Bernhard wstrzymał oddech,
modlił się o sprzyjający moment, który by ocalił jego
króla i przyjaciela, pozwolił mu przejąć inicjatywę i do-
8
Lucy Gordon • FAWORYTA
prowadzić walkę do bezpiecznego rozstrzygnięcia. Lecz
dotychczas żadnemu z przeciwników nie udało się zy
skać znaczącej przewagi i pojedynek przeradzał się
w rąbaninę.
Twarz Klausa pokryła się kropelkami potu. W pewnej
chwili musiał otrzeć czoło wierzchem dłoni. Gorstein
natychmiast wykorzystał ten moment, z furią zadając
zdradliwy cios, który przerwałby życie przeciwnika,
gdyby Klaus w ostatnim ułamku sekundy nie zdołał
uskoczyć i wyrzutem ramienia odparować ataku. Bern
hard, widząc to nieprzepisowe zagranie, przestał oddy
chać. Klaus jęknął cicho, gdy ostrze szpady wbiło się mu
w ciało, lecz zacisnął zęby, gotowy walczyć do upa
dłego.
- Stój! - krzyknął Bernhard, robiąc krok naprzód.
- Krew została przelana - zwrócił się do Gorsteina. -
Otrzymałeś waszmość satysfakcję.
- Nigdy! - wrzasnął Gorstein. - Będziemy walczyć
na śmierć.
- Na śmierć - powtórzył niczym echo Klaus. Twarz
mu zbladła, wykrzywiona wściekłością. - Cofnij się,
Bernhardzie. Już za późno.
I rzucił się naprzód, lecz wróg wił się niczym piskorz,
nieprzerwanie zadając ciosy. Oczy Gorsteina błyszczały
dziką rozkoszą, gdy nareszcie nadszedł ów ostateczny mo
ment, moment, za który mu sowicie zapłacono. Zdradzie
cki ruch nadgarstka i szpada Klausa, wytrącona mu z ręki,
opadła na ziemię. Teraz książę wystawiony był na morder
czy atak. Uniesione ostrze już miało opaść, gdy...
Z pobliskich zarośli padł strzał. W następnej sekun
dzie Gorstein osunął się na ziemię, a gors białej koszuli
nasiąknął ciemną krwią. Dostał w samo serce.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]