[ Pobierz całość w formacie PDF ]
scandalous
Marjorie
Farrell
POKER SERC
Moim ciotkom
Mary, Joan i Connie Farrell
1
Z netu poprawki - Irena
scandalous
Rozdział pierwszy
Dobry wieczór, mój panie.
- Dobry wieczór, Jeremiaszu - odparł Tony Varden, lord Ashford,
obdarzając odźwiernego czarującym uśmiechem. Minął go i przez
uchylone drzwi wszedł do domu przy St, James Street 75.
- Proszę na górę, milordzie. Życzę szczęścia!
Tony szybko pokonał schody i znalazłszy się na piętrze, stanął
przed drzwiami z wmontowanym wizjerem. Ukrywający się za nimi
odźwierny zawsze milczał jak zaklęty, a przy tym był tak niski, że
musiał stawać na palcach, aby cokolwiek dojrzeć przez swoje „oko
Cyklopa”. Mimo niepozornego wzrostu radził sobie wyśmienicie; nie
zdarzyło się jeszcze, by wpuścił do środka jakąś niepożądaną osobę.
Tony niecierpliwie minął przedpokój, otworzył kolejne drzwi i w
końcu stanął na progu świątyni, której wystrój był całkowitym
zaprzeczeniem ascetyzmu przedsionka. Z sufitu zwieszały się lśniące
żyrandole, a pod ścianami stały wonne krzewy. Pomiędzy gośćmi,
należącymi do śmietanki towarzyskiej, krążyły nienagannie ubrane
kelnerki, oferując najlepsze marki brandy i clareta lub też
odprowadzając dostojnych klientów do jadalni, gdzie mogli nabrać
sił.
Lord Ashford skierował kroki prosto do ołtarza tego przybytku,
czyli do podłużnego stołu nakrytego zielonym suknem. Kilku
stojących przy nim mężczyzn pozdrowiło nowo przybyłego
ściszonym głosem, większość jednak wpatrywała się w dłonie
rozdających karty krupierów i zupełnie nie zwróciła na niego uwagi.
Najpierw, jak zwykle, karty otrzymała „czarna” strona stołu.
Kolejno pojawiały się: dziesiątka, walet, piątka... ósemka.
- Trzy! - ogłosił krupier.
Bez sekundy zwłoki karty pojawiły się po „czerwonej” stronie.
Szóstka, as, dwójka, król, trójka... i dziesiątka.
- Dwa! - zawołał drugi krupier.
Krupierzy odebrali z puli zysk domu gry i podzielili wygraną.
Gracze z prawej strony stołu pospuszczali głowy, ci z czerwonej
wyraźnie się ożywili.
Lord Ashford, przepraszając zebranych, przebił się na czarną
stronę, wyjął z kieszeni kilka gwinei i położył na blacie.
2
Z netu poprawki - Irena
scandalous
- Cztery! - ogłosił krupier czarnych.
- Czerwone ponownie mają dwa.
Lord Ashford nie pokazał po sobie żadnych emocji. Lekko
uśmiechnął się do kelnerki, która podała mu szklaneczkę whisky z
wodą sodową. Postawił szklankę przed sobą na skraju stołu, po czym
sięgnął do kieszeni po następne dwie gwinee. Mamrocząc do siebie:
Sur le mir,
wyważonym gestem umieścił monety w owalnym polu,
wymalowanym na stole czarną farbą.
- Dwa!
-
Deux sur le noir -
mruknął lord Ashford, pozwalając sobie na
krótkie westchnienie ulgi.
- Jeden!
-
Un sur le rouge -
wyszeptał chłodnym, opanowanym głosem, bez
śladu rozczarowania na twarzy.
Kolejne dwie gwinee opuściły kieszeń i wylądowały w czarnym
polu.
- Jeden!
- Jeden
apres.
Merde -
zaklął w myślach.
Jednak w następnym rozdaniu zła passa została przerwana. Na
czarne wypadły trzydzieści trzy oczka, a na czerwone trzydzieści
pięć. Tony odzyskał dwie utracone przed chwilą gwinee.
Na moment odsunął się od stołu, by przepuścić przeciskającego się
młodego mężczyznę. Był to James Colter, wicehrabia Lindsay,
rozgorączkowany i wyraźnie wstawiony. Następne dwa rozdania
zakończyły się wygraną czarnych i Tony spokojnie schował do
kieszeni swoje gwinee, kątem oka obserwując młodego Lindsaya.
Nieokrzesany gołowąs nie potrafił zapanować nad emocjami i za
każdym razem, gdy udało mu się wygrać, radośnie rzucał się na stół,
jakby chciał wziąć w objęcia dawno nie widzianego przyjaciela. Po
serii rozdań dla czarnych zaczęły się sukcesy czerwonych. W ciągu
następnych dwóch godzin lord Ashford to wygrywał, to przegrywał,
ale przez cały czas zyskiwał lub tracił niewielkie sumy. Młody
Lindsay albo miał całkowicie inną taktykę, albo nie miał żadnej.
Postawił okrągłe siedemset gwinei i... przegrał. Wyglądał na
zdruzgotanego, kiedy krupier odbierał mu ostatniego szylinga. Wbił
ręce w kieszenie, ale nie znalazł tam nic, zupełnie nic, czym mógłby
obstawić następne rozdanie. Lord Ashford zdał sobie sprawę, iż
3
Z netu poprawki - Irena
scandalous
wicehrabia wpadł w panikę nie z powodu utraty tak wielkiej sumy
pieniędzy. Po prostu nie potrafił zaakceptować faktu, że nie może
dalej aktywnie uczestniczyć w grze.
Młokos cofnął się od stołu i ze zgrozą obejrzał nadgarstek (po
zegarku zostało jedynie wspomnienie), pozbawiony spinki krawat i
palce obu dłoni, na których nie mógł znaleźć żadnego pierścienia.
Tony był pewien, że gdyby dom gry przyjął zamiast gotówki mały
palec, Lindsay już wróciłby na plac boju. Nagle wicehrabia wybuchł
nerwowym śmiechem, obrócił się na pięcie i rozpychając gości oraz
kelnerki, biegiem ruszył w kierunku schodów. Może przypomniał
sobie, gdzie skupują małe palce...?
Ashford pochylił się ku stojącemu obok mężczyźnie i zagaił:
- Kolejny żółtodziób, co, Bonifacy?
- Eee, niee, znamy tego delikwenta bałdzo dobrze - odparł stary
szuler, mrugając porozumiewawczo. - Czasami przestaje się
kontłolować, toteż, dla jego własnego dobła, musieliśmy wyznaczyć
mu limity stawek. Jak panu dzisiaj idzie, milołdzie?
- Nie najgorzej, Bonifacy. Utrzymuję się na powierzchni.
- Może powinien pan, miiołdzie, postawić tełaz na czełwone?
- Dziękuję, ale będę trzymał się czarnej strony - odrzekł Tony,
kładąc na stole kolejną gwineę.
Pięć rozdań z rzędu zakończyło się jego sukcesem i teraz mógł
operować pieniędzmi z wygranej. Szczęście go nie opuszczało. Miał
w kieszeni już sześćdziesiąt gwinei, gdy nagle usłyszał tupot na
schodach. W salonie zapadła głucha cisza, oczy gości zwróciły się ku
drzwiom wejściowym. Wszyscy się zastanawiali, czy przypadkiem
policji nie udało się zmylić strażników, ale już po chwili odetchnęli z
ulgą. Do środka wpadł tylko młody Lindsay, uśmiechnięty od ucha
do ucha, w surducie zapiętym po samą szyję. Szybko przepchnął się
do stołu, zajmując pozycję naprzeciw lorda Ashford.
- Proszę - powiedział kładąc na blacie osiem szylingów. - Na
czerwone.
Nie pomylił się. Czerwone wygrały i wygrywały potem niemal raz
za razem. Odegrawszy sto funtów, chłopak dumnie podniósł głowę i
rozpiął surdut, ukazując zebranym nagą, bezwłosą klatkę piersiową.
- Odwiedziłem lombard przy Jermyn Street - zapiszczał wesoło. -
Była to najlepsza rzecz, jaką w życiu zrobiłem. - Rzucił na stół
dwadzieścia funtów, wołając: - Szampan dla wszystkich!
4
Z netu poprawki - Irena
scandalous
Ashford pokręcił głową z dezaprobatą. Lindsay może nie był
żółtodziobem, ale zachowywał się jak jeden z nich. On, hrabia
Ashford, szczycił się tym, że nikomu, absolutnie nikomu nie dawał
po sobie poznać, jak mu się wiedzie. Szulerzy i krupierzy, którzy
byli świadkami jego sukcesów i porażek, nigdy nie mogli wyczytać z
jego twarzy jakichkolwiek emocji, nigdy nie mogli usłyszeć jego
śmiechu lub jęku. Nie dał im tej satysfakcji.
B
yła piąta nad ranem, gdy wrzucił pieniądze do kieszeni i wrócił
do domu. Ostatecznie był to udany wypad. Wszedł do gry z
dwudziestoma gwineami, a odchodził od stołu z czterdziestoma
dwiema. W pokoju miał jeszcze skórzaną sakwę z setką gwinei,
stanowiącą nienaruszalną rezerwę finansową. Był dumny z siebie.
Nigdy nie zostanie zupełnie bez grosza, a już na pewno nie będzie
musiał sprzedawać koszuli, aby mieć za co zagrać. Oprócz tego
posiadał jeszcze Ashford.
Wciąż powtarzał sobie, że to właśnie z powodu Ashford spędza
noce w jaskiniach hazardu. Miał nadzieję zdobyć w ten sposób
środki, które pozwolą mu ocalić dziedzictwo i zapewnić matce
spokojną starość.
Ashford było średniej wielkości posiadłością w hrabstwie Kent.
Znajdowało się w rękach rodziny Tony’ego od czasów Henryka VIII,
który nadał Vardenowi tytuł hrabiowski. Vardenowie nigdy nie byli
bajecznie bogaci, ale kilka pokoleń żyło wygodnie, nie martwiąc się,
co przyniesie następny dzień. I byłoby tak nadal, gdyby ojciec
obecnego hrabiego nie zapragnął zasmakować prawdziwej
zamożności. Niestety, jego próba wzbogacenia się doprowadziła
rodzinę na skraj ruiny. Otóż ulokował on wiarę i pieniądze w
obligacjach rządowych, a potem stracił jedno i drugie, gdy rozeszły
się pogłoski o klęsce Wellingtona pod Waterloo. Wyzbył się
obligacji po najniższej cenie. Nazajutrz zrozumiał, że gdyby
wstrzymał się ze sprzedażą dzień lub dwa, rzeczywiście potroiłby
rodzinny majątek; nie zrobił tego i w konsekwencji został - niczym
młody Lindsay - bez ostatniej koszuli na grzbiecie.
Dwa dni później doznał wylewu i zmarł, nie odzyskawszy
przytomności. Lady Ashford chodziła jak lunatyczka i każdemu, kto
chciał jej wysłuchać, mówiła: „Zaiste, to prawdziwe
błogosławieństwo. Strasznie męczyłby się widząc, że nic nie może
5
Z netu poprawki - Irena
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wiolkaszka.pev.pl
  •