[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wspomnienia z czasów istnienia Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego w Białymstoku
Wojska radzieckie wkroczyły do Białegostoku o godz. 6-ej rano (28 lipca 1920). Tłumy robotników pośpieszyły na spotkanie żołnierzy radzieckich z kwiatami, którymi obrzucali wkraczającą armię. Szybko też nawiązane zostały przyjazne relacje między radzieckim żołnierzem i robotnikiem polskim.
Niebawem w Białymstoku powstał Tymczasowy Komitet Rewolucyjny - pierwszy rząd robotniczy w Polsce. Jednym z podstawowych zadań, które stanęło przed młodą władzą rewolucyjną, było uruchomienie transportu kolejowego. W miejscu tym trzeba wspomnieć, że rosyjskie tory kolejowe są dużo szersze od polskich, a prócz tego cofająca się armia polska zabrała ze sobą, względnie zniszczyła prawie cały transport kolejowy, zdemontowano depa, warsztaty pomocnicze, biura itp.
Tylko szybkie przekucie torów oraz doprowadzenie do stanu użytkowego depa, mogło dopomóc dowództwu frontu w prawidłowym przerzucie wojsk i w zaopatrzeniu ich w amunicję, i aprowizację. Wszystko zależało od kolejarzy. Tymczasem wśród kolejarzy nastroje były różne. Większość z nich zdecydowana była od razu przystąpić do pracy. Znalazła się jednak wśród kolejarzy grupa warchołów, którzy namawiali robotników, aby nie przystępować do pracy. Grupa taka zebrała się. w bufecie na dworcu kolejowym. Rej tam wodzili ludzie znani ze swego antyradzieckiego nastawienia. Próbowałem zabrać głos, jednak nie udzielono go mnie. Mało brakowało, a zostałbym pobity. Postanowiłem wtedy pójść na ul. Kolejową, gdzie jak słyszałem odbywa się inne zebranie kolejarzy i powiadomić zebranych o sytuacji, jaka wytworzyła się na dworcu. Wyszedłem z dworca. Nic doszedłem jednak do miejsca zebrania. W połowie drogi spotkałem kilkuosobowa grupę ludzi, a wśród nich Juliana Marchlewskiego. Zobaczyłem go po raz pierwszy w życiu, ale sylwetkę jego znałem z fotografii, toteż od razu go poznałem. Opowiedziałem tow. Marchlewskiemu o sytuacji, jaka panuje na dworcu. Tow. Marchlewski dał krótką odpowiedź: "Chodźmy, towarzysze, rozpatrzymy sprawę na miejscu".
Weszliśmy na salę bufetową dworca. Tow. Marchlewski szybko podszedł do stołu prezydialnego, wszedł na stojące obok krzesło i twardo zdecydowanym głosem zapytał: "nad czym radzicie?". Odpowiedzi nie było. Na sali zapanowała konsternacja. Tow. Marchlewski mówił dalej: "Jeżeli chcecie pomóc w odbudowie kolei, to dobrze, bo pomoc w tej sprawie jest jak najbardziej potrzebna. Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski mianował swoim pełnomocnikiem do sprawy odbudowy kolei tow. Franciszka Klepackiego i jedynie on decydować będzie w sprawach kolejnictwa. Każdy, kto zgłosi się do pracy, będzie odpowiednio zatrudniony. Nie ulegajcie jednak namowom wrogów rewolucji, oni są za słabi, aby zahamować marsz naprzód Armii Czerwonej lub zniweczyć plan wytknięty przez Komitet Rewolucyjny. Czy zrozumieliście, co powiedziałem?"
Po tych słowach Tow. Marchlewski zszedł z krzesła i opuścił salę. Udałem się za nim i poinformowałem go, że na ul. Kolejowej, w byłym pałacu Wieczorka, odbywa się jeszcze jedno zebranie kolejarzy. Tow. Marchlewski dał mnie taką odpowiedź: „na co czekacie, idźcie, tam wasze miejsce" i po pewnym czasie dodał: „myślę, że spotkamy się jeszcze nieraz". Udałem się za wskazówką tow. Marchlewskiego do byłego pałacu Wieczorka. Zebranie jednak zostało już tam zakończone. Wybrano Komitet Kolejowy oraz komisarzy poszczególnych odcinków pracy. Mnie skierowano do pracy przy przekuwaniu torów.
Już w pierwszym dniu pracy miałem okazją przekonania się, że wielu ludzi nie przyszło tu, aby rzeczywiście pracować. Zapisywano sobie godziny pracy, faktycznie niewiele robiąc. Przystąpiłem do organizacji brygad oraz ustalenia prowizorycznych norm pracy. Pracowałem przy przekuwaniu torów tylko dwa dni, bo na trzeci dzień spotkałem jednego z komisarzy - tow. Olisiewicza. Tow. Olisiewicz choć był bezpartyjnym, oddał się sprawie rewolucji, nie dosypiając, nie dojadając, robił wszystko, aby przywrócić porządek na kolei. Zlecił on mnie, abym natychmiast udał się do komisarza Smirnowa. Gdy przyszedłem, to tow. Smirnow zaczął mnie „uświadamiać", że bez wyposażenia zdewastowanego depa nie ma mowy o prawidłowym funkcjonowaniu kolei. Mówił on, że jest już obecnie wiele zdobycznych parowozów wymagających remontów. W końcu polecił abym wyposażył depo w ciągu dwóch tygodni.
Otrzymałem mandat, w którym zalecano wszystkim władzom wojskowym i cywilnym, aby pomogli w wykonaniu tego trudnego zadania. Do pomocy przydzielono mi tokarza Jurczaka Bolesława oraz ślusarza Ralugę oraz przyobiecano dać odpowiednią ilość ludzi do pracy fizycznej i montażowej. Udałem się do miejscowego komitetu rewolucyjnego, który mieścił się przy ul. Warszawskiej 19, aby przydzielono mi maszyny z prywatnych zakładów, żeby móc rozpocząć remont taboru kolejowego. Odesłano mnie do komisji technicznej, która mieściła się przy ul. Sienkiewicza 14. W Komisji na wszystkie tłumaczenia, prośby i groźby była tylko jedna odpowiedź: „dopóki wszystkich maszyn nie weźmiemy na ewidencję, dotąd żadnych przydziałów nie będzie. A jak weźmiemy, to i tak zrobimy wielką fabrykę". Zagroziłem im, że jeżeli nie pójdą na zgodę przydzielenia maszyn, to przyjdę tu ponownie z grupą kolejarzy i maszyny weźmiemy siłą. Wreszcie po długich pertraktacjach uzyskałem to, że inżynier z Komisji poszedł ze mną do depa, aby sprawdzić czy istotnie tyle, a nie mniej, potrzeba maszyn. Później oba depa przydatne były do prowizorycznych remontów taboru kolejowego.
Gdy zameldowałem komisarzowi o wykonaniu zadania, czekając, na ocenę szybkości, usłyszałem tylko jedno: „czego się chełpicie, tak powinno być, po to typowaliśmy was na tę robotę. Dziękuję ci (przeszedł na ty), ale to nie wszystko - trzeba dalej umacniać naszą rewolucyjną władzę. Musisz podjąć się nowego zadania, nie mniej ważnego, a może jeszcze ważniejszego. Pojedziesz zdobyć chleb dla kolejarzy". Istotnie, sytuacja na odcinku zaopatrzenia kolejarzy była wyjątkowo zła. Płacono za pracę regularnie i stosunkowo po wysokich stawkach, ale siła nabywcza pieniądza była różna, uzależniona od podaży towarów pierwszej potrzeby. Chcąc utrzymać bieg prac na kolei, szczególnie na robotach, gdzie pracowano dorywczo (przekucie torów) trzeba było zorganizować zaopatrzenie w chleb.
Starzy kolejarze robili co mogli, aby przyspieszyć bieg prac i w zasadzie nie stawiali żadnych żądań, licząc, że po ustabilizowaniu się stosunków zaopatrzenie unormuje się. Sami jednak nic nie mogli poradzić, musieli korzystać z robotników dorywczych, a ci żądali swego. Wysiłek kolejarzy był wysoko oceniony przez Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski. Na wiecu, który odbył się w budynku teatru w dniu 8 sierpnia 1920, przemawiający z ramienia TKRP - tow. Feliks Kon, z ramienia armii - tow. Nazaremus oraz z ramienia Białostockiego Komitetu Partii - tow. Kowalski, podkreślili ofiarną pracę kolejarzy, która pochłania w tej chwili cały czas i nie pozwoliła im masowo przybyć na wiec. Również tow. Klepacki w wydanej odezwie do kolejarzy podkreślił z jednej strony ofiarność kolejarzy, a z drugiej ważność zadania, jakie wykonują. Zdawałem sobie sprawę z sytuacji i chociaż nie była to przyjemna misja, bo nie zawsze można było przekonać chłopów, aby oddali zboże po cenach "urzędowych" i trzeba było zboże konfiskować, to jednak była to sprawa decydująca dla rewolucji i z osobistymi względami nie wolno było liczyć się.
Misję przyjąłem i pobrałem mandat. Nastawienie było takie: przy konfiskacie zboża należy u każdego, nawet u kułaka obliczyć stan zboża, potrzeby rodziny, inwentarza żywego, ziarna siewnego i tylko nadwyżkę zabrać, płacąc za nią zgodnie z obowiązującym cennikiem. Ponieważ taka procedura zajmowała dużo czasu, a potrzeby kolejarzy nagliły, przyszła mi do głowy myśl, aby przeprowadzić rozmowę z kierownictwem TKRP i awansem na dostawy chłopskie pobrać potrzebne zboże z majątków obszarniczych, które komitet zastrzegł dla potrzeb wojska.
Udałem się do Komitetu, który mieścił się w pałacu Branickich. Dostałem się bez trudu, ponieważ przy Komitecie pracował znany mi osobiście tow. Biernacki. W gabinecie tow. Marchlewskiego obecny był tow. Dzierżyński, który wziął przedłożony przeze mnie mandat, wysłuchał mnie i wyraził swą zgodę na czasową pożyczkę zboża z majątków. Zboże to, kolej miała zwrócić po otrzymaniu dostaw od chłopów indywidualnych. Decyzję swą tow. Dzierżyński wpisał do mego mandatu, a wezwany do gabinetu tow. Biernacki przyłożył pieczęć TKRP.
W gabinecie spotkałem się po raz wtóry z tow. Marchlewskim, który musiał mieć wyjątkowo dobrą pamięć, bo zaraz mnie poznał i przypomniał rozmowę, mówiąc: "a widzicie, znowu się widzimy i spotykamy". Tego samego dnia, a była to sobota, wyruszyłem w towarzystwie przydzielonego mnie do pomocy ob. Kuleszy na wieś po chleb. Nędzna to była jazda furmanką, zaprzężoną w jednego konia. W pierwszym dniu dojechaliśmy do wsi Góry, następnego dnia do Krypna i w pobliżu leżącego majątku Morusy. Po drodze zlecałem sołtysom, aby rozpoczęli spis zboża zgodnie z otrzymaną instrukcją, a sam zająłem się majątkami obszarników. Pierwsze zboże zdobył Kulesza, który w swojej rodowitej wsi od ręki wydobył 200 kg żyta. Natychmiast odesłałem je do Białegostoku.
Kiedy referowałem tow. tow. Marchlewskiemu i Dzierżyńskiemu projekt pożyczki zboża z majątków i uzyskałem ich zgodę, wydawało się, że kolejarze mają już aprowizację. Praktyka pokazała co innego. Odwiedziłem szereg majątków, jak Morusy, Chobotki, Knyszyn, Boguszewo, Nikicin i inne. Wszędzie zboże było albo niezżęte jeszcze, albo nie młócone. Właściciele lub administratorzy majątków zaraz po przyjeździe proponowali suty poczęstunek z samogonem, a nawet monopolową wódkę. Kiedy jednak skierowano rozmowę na właściwy cel, to wszędzie pokazywano, że maszyny omłotowe są niezdane do użytku. Występował wyraźny sabotaż. Maszyny niszczono celowo, o czym mogliśmy przekonać się np. w majątku Chobotki, gdzie przy oglądaniu złamanego trybu widać było, że złamany był wskutek uderzenia i to zaledwie kilka dni temu. Groźby i wymyślania wiele nie pomogły. Trzeba było organizować kowali i wiejskich mechaników, aby doraźnie wymieniali części i z kilku maszyn nieużytecznych zrobić mniej, ale zdolnych do pracy. Trudności pokonano. Brygady chłopów przystąpiły do młócki. Kolejarze otrzymali zboże.
Feliks Zimnoch,
ur. 1889 w Dobrzyniewie Dużym (pow. białostocki),
czł. SDKPiL, KP Zachodniej Białorusi.