[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Fayrene Preston
SREBRNY CUD
Rozdział 1
Minęła właśnie północ ostatniego dnia września, a Trinity
Ann Warrenton wciąż nie mogła zasnąć. Położyła się do łóżka
przed godziną, lecz mimo jej usiłowań sen nie nadchodził.
Wiercąc się niecierpliwie, zmiętosiła jedynie prześcieradła i
okręciła ciasno długą nocną koszulą swe niespokojne ciało.
Pełnia Księżyca wabiła ją swym tajemniczym blaskiem. Noc
zdawała się pulsować życiem i nagle Trinity zapragnęła
włączyć się w jej rytm.
Stephanie zasnęła przed kilkoma godzinami i jeśli nawet
wyjątkowo obudziłaby się tej nocy, Trinity z pewnością
zdołałaby usłyszeć jej płacz.
Zanim wstała, usiłowała jeszcze trochę poleżeć, lecz udało
się jej wytrzymać zaledwie przez parę minut. Czuła się zbyt
rozbudzona i zanadto ożywiona, by pozostawać dłużej w
łóżku. Sprawdziwszy, że córeczka śpi spokojnie, wymknęła
się cichutko przez tylne drzwi swego starego, wiejskiego
domu. Bose nogi niosły ją zwinnie, gdy biegła znajomą
ścieżką wiodącą poza otaczające dom podwórko, przez pole,
w kierunku stawu.
Była to jedna z owych czarownych nocy, gdy nie
skrywany przez chmury księżyc, świecący jasno niczym
przyćmione słońce, opromieniał srebrnym blaskiem krajobraz
północno - wschodniego Teksasu.
Delikatna, skrojona w stylu wiktoriańskim i odsłaniająca
ramiona bawełniana koszula nocna Trinity przywarła do ciała
dziewczyny, a jej stopy muskały podczas biegu szerokie
koronki, którymi była u dołu obszyta; podkreślona światłem
księżyca biel materiału mocno kontrastowała ze złotobrązową
karnacją jej skóry.
Gdy dotarła do krótkiego kamiennego pomostu
zbudowanego nad brzegiem niewielkiego, naturalnego
jeziorka, które zajmowało przestrzeń około jednego akra jej
włości, rozebrała się i podeszła do krawędzi. Tam zatrzymała
się na chwilę z rozłożonymi ramionami, i, czując jak ciepłe
nocne powietrze pieści jej nagą skórę, chciwie wchłaniała w
siebie blaski i dźwięki tej kuszącej nocy.
Błyszczały świetliki, grały świerszcz, gdzieś w oddali
samotne auto pędziło szosą, a przywołujący ze wzgórza
partnerkę lelek doczekał się wreszcie odpowiedzi. Trinity była
zupełnie zniewolona świetlistą magią nocy.
Na chwilę przedtem nim wdzięcznym łukiem rzuciła się
do stawu, swymi jasnozielonymi oczami dostrzegła błysk
srebra pomiędzy znajdującymi się naprzeciwko niej drzewami,
lecz gdy jej ciało wślizgiwało się do wody, nie myślała już o
tym więcej. Chłodna woda z zasilającego staw źródełka
rozkosznie omywała jej nagie ciało.
Trinity roześmiała się głośno ze szczęścia. Sama wybrała
sobie trudne, pracowite i pełne odpowiedzialności życie i
rzadko miewała chwile przeznaczone wyłącznie dla siebie.
Tak postanowiła i taki los naprawdę jej odpowiadał.
Pływając, pławiąc się i nurkując, delektowała się wodą z
niepohamowaną radością. Pluszcząc głośno, by wystraszyć
mogące znajdować się w okolicy jadowite węże wodne,
roześmiała się ponownie, wsłuchując się w swój śmiech
płynący przez mrok i mieszający się z poszumem
otaczających połowę jeziorka sosen.
W pół godziny później, gdy niechętnie pomyślała, że już
czas wracać, zanurzyła głowę w wodzie, pozwalając włosom
opaść na twarz i plecy ciężkim, brązowym, jedwabnym
welonem. Wspięła się na pomost i przez minutę stała
nieruchomo, czekając aż woda spłynie wzdłuż jej pełnych,
stromych piersi i długich, kształtnych nóg na kamienne
podłoże. Podniosła koszulę nocną, wsunęła ją przez głowę i
opuściła do kostek przylegający do wciąż mokrego ciała
materiał.
Wtedy właśnie dostrzegła go. Okrążając basen szedł w jej
stronę, a Trinity bez lęku patrzyła, jak nadchodzi. Chociaż
wyglądał na obcego, poruszał się śmiało. Zbliżał się do niej
niczym zwinny, głodny kot, w niesamowity sposób łącząc w
sobie siłę i zręczność. To dziwne, lecz obserwując go, czuła
niemal wewnętrznie każdy jego ruch i zaczęła szybciej
oddychać. Zeszła z pomostu na brzeg stawu i czekała na
intruza.
Gdy podszedł bliżej, zauważyła, że mógł mieć trzydzieści
kilka lat. Wysoki, miał ponad sześć stóp wzrostu i niezwykłe
srebrzystobiałe włosy; z ramienia zwisała mu strzelba. Było w
nim coś szorstkiego, co sugerowało pewną gwałtowność, lecz
nie miało to związku z niesioną przez niego bronią. Dla
Trinity, urodzonej i wychowanej we wschodnim Teksasie,
widok uzbrojonych mężczyzn był czymś zwyczajnym. A więc
to nie to. W tym mężczyźnie było coś szczególnego.
Nosił niebieską trykotową koszulkę i obcisłe, eksponujące
wszystkie mięśnie i wypukłości dżinsy. Zrozumiała, że przed
skokiem do wody zobaczyła błysk jego srebrnych włosów i na
myśl, że widział ją nagą, przebiegł jej po plecach dreszcz
niepokoju.
Zatrzymał się o kilka stóp od niej, wpatrując się w nią w
milczeniu jasnymi oczami, które w ciepłym świetle księżyca
wyglądały dziwnie chłodno i pusto. Od dawna żaden
mężczyzna nie zdołał wywrzeć na niej takiego wrażenia, a ten
nieznajomy robił to bez wysiłku, nic przy tym nie mówiąc.
W końcu Trinity przełamała zalegające pomiędzy nimi
milczenie, pytając spokojnie:
- Jeżeli pan zamierza mnie zastrzelić, czy mógłby mi pan
powiedzieć przedtem, z jakiego powodu?
Roześmiał się chrapliwym śmiechem, który
nieprzyjemnym dysonansem wdarł się w miękką ciszę nocy.
- Spytała pani o ostatnią rzecz, jakiej mógłbym się
spodziewać.
- Uważam, że było to pytanie najzupełniej na miejscu
wobec nieznajomego, który spaceruje pośród moich drzew w
środku nocy, dźwigając ze sobą strzelbę olbrzymiego kalibru.
- Ale pani się nie boi, nieprawdaż? Ciekaw jestem,
dlaczego.
Uśmiechnął się w sposób, który trudno byłoby nazwać
uśmiechem, i chociaż Trinity zaczęła się już zastanawiać,
dlaczego przyciąga jego uwagę, odparła bez wahania.
- Nie tak łatwo mnie przestraszyć, panie...?
- Chase - dokończył z lekką ironią.
- Tak więc, panie Chase, jeżeli zamierzał pan zastrzelić
mnie bez uprzednich wyjaśnień, mógł pan zrobić to przedtem.
Pańska precyzyjna broń ma dużą donośność, a poza tym musi
ją pan odbezpieczyć przed strzałem, co daje mi kilka sekund
na próbę odwrócenia pańskiej uwagi lub na podjęcie rozmowy
na ten temat.
Powoli badał wzrokiem jej kształty, wyraźnie
odznaczające się przez przylegający ściśle do ciała wilgotny
materiał, lecz Trinity nawet nie próbowała poprawić na sobie
swej nocnej koszuli. Nie zdałoby się to na wiele, a prócz tego
nie zamierzała dać mu satysfakcji wynikającej z pokazania po
sobie, że jest świadoma, iż przed paroma minutami widział już
o wiele więcej.
- Jest pani równie bystra, co piękna - zauważył
uszczypliwie. - Ale proszę się nie obawiać, nie zabiję pani.
Byłaby to przecież zbrodnia, czyż nie tak? - Wyciągnął rękę i
w sposób bardziej zmysłowy niż delikatny musnął
wskazującym palcem jej policzek.
Tętno Trinity od razu zdumiewająco przyspieszyło,
niczym pod wpływem impulsu elektrycznego, co
spowodowało, że jej odpowiedź zabrzmiała trochę niepewnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wiolkaszka.pev.pl
  •