[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Micha� Bu�hakowFatalne jaja I inne opowiadaniaWst�pMicha� Bu�hakow (1891-1940), radziecki prozaik i dramaturg, z zawodu lekarz, debiutowa� w 1919 roku. Wcze�nie ujawni� si� jako wnikliwy obserwator otaczaj�cej rzeczywisto�ci w licznych felietonach i opowiadaniach satyrycznych nierzadko zabarwionych fantastyk�. NIekt�re ukaza�y si� w zbiorze "D.javoljada" (1925; tytu�owa "Diaboliada" by�a t�umaczona na polski dwukrotnie, po wojnie wesz�a w sk�ad zbioru "Notatki na mankietach"). Rozg�os przynios�y mu powie�ci: "Bia�a gwardia" (1925) i wydane po�miertnie "Powie�� teatralna" (1965), "Psie serce" (Pary� 1969) oraz arcydzie�o "Mistrz i Ma�gorzata" (pierwodruk 19668-1967). Za �ycia ostro krytykowany - w latach trzydziestych pisa� przewa�nie do szuflady - szersze uznanie we w�asnej ojczy�Nie zyskuje mozolnie Bu�hakow dopiero w ostatnich latach. NIniejszy zbi�r zawiera trzy utwory Bu�hakowa. "Fatalne jaja" to zjadliwa satyra S$f na radzieck� biurokracj� w trzecim z kolei t�umaczeniu (poprzednie pi�ra Alicji Sternowej i Edmunda Jezierskiego, ukaza�y si� w 1928 roku). Opowiadanie parodystyczne "Szkar�atna Wyspa" przerobi� autor na sztuk� w 1928 roku (wyd. polskie 1981). Trzeci utw�r, "Przygody Cziczikowa", jest grotesk� w konwencji snu. Fatalne jaja~ (1925) Rozdzia� I Profesor Persikow Dnia szesnastego kwietnia roku tysi�c dziewi��set dwudziestego �smego wieczorem profesor zoologii Czwartego Uniwersytetu Pa�stwowego i dyrektor Moskiewskiego Instytutu Zoologii Persikow wszed� do swego gabinetu, kt�ry mie�ci� si� w rzeczonym Instytucie, na ulicy Hercena. Profesor zapali� matow� ampl� pod sufitem i rozejrza� si�. Za pocz�tek tej upiornej katastrofy uzna� wypada �w w�a�Nie z�owieszczy wiecz�r, podobnie jak za g��wnego tej katastrofy sprawc� nale�y uwa�a� w�a�nie profesora W�odzimierza Hippatiewicza Persikowa. Mia� on dok�adnie pi��dziesi�t osiem lat, wspania��, �ys� jak t�uczek g�ow� ze stercz�cymi po bokach k�pkami ��tawych w�os�w i g�adko wygolon� twarz o dolnej wardze wysuni�tej ku przodowi. Powy�sze cechy sprawia�y, �e twarz profesora mia�a w sobie co� cokolwiek kapry�Nego. Na czerwonym nosie staro�wieckie malutkie binokle w srebrnej oprawie, oczka b�yszcz�ce, niedu�e, wysoka przygarbiona sylwetka. M�wi� g�osem skrzypliwym, cienkim, kwacz�cym, a w�r�d innych osobliwo�ci odznacza� si� i tak� oto: kiedy m�wi� co� dobitnie i z pewno�ci� siebie, haczykowato zagina� wskazuj�cy palec prawej r�ki i mru�y� oczy. A �e z pewno�ci� siebie m�wi� zawsze, by� bowiem zaiste fenomenalnym erudyt� w swojej dziedzinie, haczyk �w nader cz�sto zjawia� si� przed oczyma rozm�wc�w profesora Persikowa. Na tematy za� spoza swojej dziedziny, to jest spoza zoologii, embriologii, botaniki, anatomii i geografii, profesor Persikow prawie w og�le si� nie wypowiada�. Gazet profesor Persikow nie czytywa�, do teatru nie chadza�, a �ona profesora uciek�a od niego w roku dziewi��set trzynastym z tenorem opery Zimina zostawiaj�c ma��onkowi list takiej tre�ci: "Twoje �aby przyprawiaj� mnie o niezno�ny dreszcz obrzydzenia. B�d� przez nie ca�e �ycie nieszcz�liwa". Profesor nie o�eni� si� wi�cej, dzieci nie mia�. By� bardzo zapalczywy, ale szybko si� uspokaja�, lubi� herbat� z je�ynami, mieszka� na Preczystience, w pi�ciopokojowym mieszkaniu, w kt�rym jeden pok�j zajmowa�a zasuszona staruszka, gosposia, Maria Stiepanowna, opiekuj�ca si� profesorem jak nia�ka. W dziewi��set dziewi�tnastym odebrano profesorowi trzy z jego pi�ciu pokoj�w. O�wiadczy� w�wczas Marii Stiepanownej: - Je�eli oni si� nie uspokoj�, Mario Stiepanowna, to ja wyje�d�am z kraju. NIew�tpliwie, gdyby profesor zrealizowa� ten plan, m�g�by bez najmniejszego trudu otrzyma� katedr� zoologii na dowolnym uniwersytecie �wiata, by� to bowiem doprawdy wybitny uczony, a we wszystkich dziedzinach, kt�re pozostaj� w takim b�d� innym zwi�zku z ziemnowodnymi czy te� p�azami, w og�le nikt si� z nim nie m�g� r�wna� opr�cz profesora Williama Weckely z Cambridge i profesora Giacomo Beccariego z Rzymu. Czyta� profesor w czterech j�zykach nie licz�c ojczystego, po francusku za� i po niemiecku m�wi� r�wnie dobrze jak po rosyjsku. Zamiar�w swoich odno�nie zagranicy Persikow nie zrealizowa�, za� rok dwudziesty okaza� si� jeszcze gorszy ni� dziewi�tnasty. Zasz�y wa�ne wydarzenia i to w znacznej ilo�ci. Wielka NIkitska zosta�a przemianowana na ulic� Hercena. Nast�pnie zegar wprawiony w �cian� domu na rogu Hercena i Mochowej zatrzyma� wskaz�wki na pi�tna�cie po jedenastej i wreszcie w terrariach Instytutu Zoologii nie wytrzymuj�c wszystkich perturbacji owego niezapomnianego roku zdech�o najpierw osiem wspania�ych egzemplarzy rzekotek, potem pi�tna�cie zwyk�ych ropuch, a wreszcie unikalny egzemplarz ropuchy z Surinamu. Niebawem w �lad za ropuchami, z kt�rych �mierci� odszed� w niebyt pierwszy rz�d p�az�w jak najs�uszniej nazwanych bezogonowymi, przeni�s� si� do wieczno�ci niestrudzony str� INstystutu, staruszek W�as, do p�az�w bynajmniej si� nie zaliczaj�cy. Przyczyna jego �Mierci by�a zreszt� identyczna, co w wypadku biednych rzekotek, tote� Persikow okre�li� j� natychmiast: - Brak karmy. Uczony mia� najzupe�niejsz� racj�: W�asa nale�a�o od�ywia� m�k�, �aby za� �yj�cymi w m�ce robakami, ale poniewa� znikn�a ta pierwsza, nie by�o r�wnie� tych ostatnich. Persikow usi�owa� przestawi� pozosta�e dwadzie�cia egzemplarzy rzekotek na karaluchow� diet�, ale i karaluchy gdzie� przepad�y, manifestuj�c w ten spos�b sw�j wrogi stosunek do komunizmu wojennego. NIe by�o rady, ostatnie egzemplarze r�wnie� trzeba by�o wyrzuci� do �Mietnika na podw�rzu Instytutu. NIe spos�b opisywa� wra�enia, jakie wywar�y na Persikowie te zgony, a zw�aszcza �mier� ropuchy z Surinamu. Ca�kowit� odpowiedzialno�ci� za te zej�cia �miertelne Persikow obarczy� �wczesnego Ludowego Komisarza O�wiaty. Stoj�c w czapce, i w kaloszach na korytarzu zamarzaj�cego Instytutu Persikow m�wi� do swego asystenta Iwanowa, nobliwego d�entelmena z p�ow� szpiczast� br�dk�: - To� za to, Piotrze Stepanowiczu, zabi� go ma�o! Co oni wyprawiaj�? Przecie� zrujnuj� Instytut! Co? Taki wspania�y samiec, unikalny egzemplarz |Pipa |Americana, trzyna�cie centymetr�w d�ugo�ci... Dalej by�o jeszcze gorzej. Po �mierci W�asa, okna w Instytucie przemarz�y na wylot, tak �e kwiecisty zamr�z osiad� na wewn�trznych powierzchniach szyb. Wyzdycha�y kr�liki, lisy, wilki, ryby i wszystkie w�e, co do jednego. Persikow ca�ymi dniami do nikogo si� nie odzywa�, wreszcie zachorowa� na zapalenie p�uc, ale nie umar�. Kiedy wydobrza�, przychodzi� dwa razy w tygodniu do Instytutu i w okr�g�ej sali, w kt�rej nie wiadomo dlaczego zawsze nieodmiennie by�o pi�� stopni mrozu niezale�nie od temperatury na dworze, w kaloszach, w czapce z nausznikami i w szaliku wydychaj�c k��by bia�ej pary wyg�asza� wobec o�miu s�uchaczy kolejny wyk�ad z cyklu "P�azy tropik�w". Przez reszt� czasu Persikow le�a� u siebie na Preczystience na kanapie w pokoju wype�nionym pod sufit ksi��kami, pod pledem, kaszla� i wpatrywa� si� w ognist� paszcz� piecyka, w kt�rym pali�a z�oconymi krzes�ami Maria Stiepanowna, i wspomina� ropuch� z Surinamu. Ale wszystko na tym �wiecie ma sw�j kres. Sko�czy� si� rok dwudziesty, dobieg� ko�ca dwudziesty pierwszy, a w dwudziestym drugim co� jakby ruszy�o w przeciwn� stron�. PO pierwsze na miejscu �wi�tej pami�ci W�asa pojawi� si� Pankrat, m�ody jeszcze, ale rokuj�cy wspania�e nadzieje str� zoologiczny, a w Instytucie powolutku zacz�to pali�. Latem za� Persikow przy pomocy Pankrata z�apa� nad Kla�m� czterna�cie banalnych �ab. W terrarium znowu zawrza�o �ycie... W roku dwudziestym trzecim Persikow mia� ju� osiem wyk�ad�w tygodniowo - trzy w Instytucie i pi�� na Uniwersytecie, w dwudziestym czwartym mia� ich tygodniowo trzyna�cie nie licz�c kurs�w przygotowawczych, za� wiosn� dwudziestego pi�tego ws�awi� si� tym, �e �ci�� na egzaminie siedemdziesi�ciu sze�ciu student�w, a wszystkich na p�azach. - Jak to, nie wie pan, czym r�ni� si� p�azy od gad�w? - pyta� Persikow. - To doprawdy �mieszne, m�ody cz�owieku. P�azy nie maj� miedniczek nerkowych. Ani �ladu. Ta_a_ak. Wstyd. Jest pan zapewne marksist�? - Jestem marksist� - wi�dn�c odpowiada� �ci�ty. - Prosz� zatem zg�osi� si� na jesieni - m�wi� uprzejmie Persikow i ra�no wo�a� do Pankrata: - Dawa� nast�pnego! Tak jak amfibie o�ywaj� po d�ugotrwa�ej suszy, skoro tylko spadnie pierwszy obfity deszcz, o�y� profesor Persikow w roku tysi�c dziewi��set dwudziestym sz�stym, gdy Zjednoczone Towarzystwo Ameryka�sko_Rosyjskie rozpoczynaj�c od rogu zau�ku Gazetnego i Twerskiej wznios�o w �r�dmie�ciu MOskwy pi�tna�cie pi�tnastopi�trowych wie�owc�w, na przedmie�ciach za� trzysta robotniczych domk�w o�miorodzinnych i w ten spos�b raz na zawsze upora�o si� z owym strasznym i �miesznym zarazem kryzysem mieszkaniowym, kt�ry tak dawa� si� we znaki mieszka�com MOskwy w latach 1919_ #1925. To by�o w og�le pi�kne lato w �yciu Persikowa i profesor czasami zaciera� r�ce z cichym a zadowolonym chichotem, kiedy przypomina� sobie, jak to si� gnie�dzi� z Mari� Stiepanown� w dwu pokojach. Profesor odzyska� obecnie wszystkie pi�� pokoj�w, roztasowa� si�, rozmie�ci� p� tysi�ca ksi��ek, wypchane gady, wykresy, preparaty, na biurku w gabinecie zapali� zielon� lamp�. Instytut r�wnie� trudno by�o pozna�: przemalowano go na kremowo, do pokoj�w gad�w doprowadzono specjalne wodoci�gi, wszystkie szyby zast�piono szk�em lustrzanym, przys�ano pi�� nowych mikroskop�w, szklane sto�y preparacyjne, bezcieniowe lampy po dwa tysi�ce �wiec, reflektory, gabloty ekspozycyjne. Persikow o�y� i niespodziewanie dowiedzia� si� o tym ca�y �wiat, gdy w grudniu roku dwudziestego sz�stego ukaza�a si� broszura: "Jeszcze o zagadnieniu rozmna�ania si� blaszkoskrzyd�ych vel chiton�w", 126 stron, "Biuletyn Czwartego Uniwersytetu", a na jesieni roku tysi�c dziewi��set dwudziestego si�dmego - fundamentalne trzystupi��dziesi�ciostronicowe dzie�o prze�o�one nast�pnie na sze�� j�zyk�w, w tym na japo�ski: "Embriologia pip, czosnk�wek i �ab", cena 3 rub., Gosizdat. Za� latem tysi�c dziewi��set dwudzies...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]