[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Karol MaliszewskiFARAMUCHARzecz walcz�ca, sprzeczna, moja w tym g�owa,miasto, miasteczko, kt�rego b�l uliczny, poch�dwzg�rz do centrum, rozleg�y wyrok cmentarza �miasteczko, kt�re prowadz� za r�k�, nieotwieraj�c okna.Naoczno���Wystrzega� si� z�ych sn�w� � ta niespodziewana my�l by�a jak anarchiczny iarchaiczny skrzek, jak b�yskawica, kt�ra strzeli�a we wrota za�lepionej stodo�y. Gdyby jednakwprowadzi� odrobin� logiki, brzmia�oby to tak: uwa�a�, unika�, uchyla� si� i strzec. Tegodnia powietrze mia�o inny smak, cia�o niech�tnie podnosi�o si� do czynu, wyra�nie chc�czawisn�� w p� gestu, zatrzyma� si� i nie stanowi�. Tymczasem nale�a�o na okr�g�orozstrzyga� w ciszy uliczek zawalonych �niegiem, a radio zapowiada�o dalszy spadekci�nienia i nap�yw metalicznie szarych chmur z po�udnia. Nale�a�o i�� do pracy ikontynuowa�. Gromada ludzka czeka�a na pracowite wype�nianie si� form.Kazimierz Faramucha westchn�� i przywdzia� stosowne do okoliczno�ci szaty.Okoliczno�� by�a zimowa, dok�adniej p�nostyczniowa, wia�o lodowym podmuchem bezlito�ci. Ch��d wciska� si� w wolne od ksi��ek zakamarki mieszkania, podkopuj�c sens tyluwiecznej tradycji �istnienia sensu�. Wystrzega� si� z�ych sn�w, wystrzega�.Powoli zarysowywa� si� program estetyczny Kazimierza, pe�z� przez niezliczonezeszyty, wy�adowuj�c si� niekiedy w spazmach i skurczach na �amach literackiej prasy. �Tonie s� czasy przewrot�w. Nie ma atmosfery sprzyjaj�cej �mia�o�ci czy wyrazisto�ci. A� wstydpowiedzie�, �e przewr�t nadejdzie od strony si� bezwolnych, md�ych i � rzec mo�na �wstecznych. Na pocz�tku brak b�dzie jakiej� oczywistej opozycji. Tylko aluzje,napomknienia i drobne z�o�liwo�ci, ale co zrobi�, takie czasy, b�dziemy si� spiera� dlasamego spierania. Tym samym przetrwamy, donosz�c nast�pnym czasom fluid zaciek�ejwiary w kultur�, w jakie� tam warto�ci, kt�re, jak si� wydaje, nie mog� trwa� bez konfliktu�.Ol�niewaj�ca w �niegu dawno�� st�oczonej siedziby, kumulacja cegie� zag�szczonych wpiramidki i przesmyki, a wok� ciasny pas wzg�rz, ska� i g�r. Stare miasteczko rozrastaj�cesi� nowocze�nie w stron� stymuluj�cej r�wnin� wy�yny, ale sercem pozostaj�ce przy swoimkorzeniu, ratuszowo-rynkowym centrum w poniemieckim gnie�dzie ulic. Przestrze�przerywana regularnie, przecinana no�ycami dzwon�w, tak g�o�nych, �e s�yszanych w3wioskach przynale�nych do innego powiatu. Strzelisto�� ko�cielnych wie�, skupiskoogrzewaj�cych si� wzajem dom�w, obszar �atwy do opanowania wzrokiem, a potem duchem.Rzeka, najwa�niejszy nerw tkni�tej neuroz� zapad�ej doliny, zbieraj�ca w sobie wszystkie�ywotne si�y sp�ywaj�ce z g�r. Cisza i ciemno�� zimowej nocy, gdy ju� z oszcz�dno�ciwygaszono latarnie, u�o�ono do snu pojazdy w zau�kach i gara�ach. Bezmiar obecno�ciczego� wi�kszego od cz�owieka, wyobra�ni poruszonej krzykiem dziecka, kt�re wyrywa zesnu naj�cie pijanego ojca, skowyt uderzonego psa. Samotno�� rysowa�a si� wyra�nie w taku�o�onym i zhierarchizowanym wszech�wiecie, za� miasteczko stawa�o si� wzorem dona�ladowania po kres czas�w, archetypem dzia�ania, zamieszkiwania, tworzenia. Jedyn�przestrzeni�.Zarys postaciZe wszystkich stron sz�a forma. Arystoteles by� patronem i by� figurantem. Ani ju�wadzi�, ani j�trzy�.Sz�a, nadchodzi�a. Zarys postaci. Zniewalaj�ca �nie�yca. Przyzwoito�� formalna ka�e j�zarysowa�, okre�li� granice, kszta�t, charakter. Nikogo nie b�d� przerysowywa�. Nie jestemstworzony do tych k�amstw. Za�amanie si� formy jest dla mnie form�. Nie opowie�� jestnajwa�niejsza. Idzie o co� wi�kszego. O b�l, po prostu. I jeszcze: �adnej merkantylno�ci.�Sukces nie jest godny pracownika ducha; ten�e pracownik nie jest godny sukcesu czylipowszechnej rado�ci z narodzin pisarza�.�adnej reprezentatywno�ci na si��. Kazimierz tworzy si� sam, oddycha w�asnympowietrzem. Nie powinien kojarzy� si� z nikim i z niczym. By� mo�e wolny Kazik jest moj�jedyn� szans� na przezwyci�enie tego wszystkiego, w co sam da�em si� wt�oczy�.Mordechaj, o kt�rym wspomina�, to zagadka, niespodzianka. Chcia�bym, �eby tak by�o naka�dym kroku: obraz z niejasnych punkt�w i plam, farba wy�aniaj�ca hybrydyczny kszta�t.Czego si� boj�, zamykaj�c kolejne zdanie? Przed czym si� zamykam, je�eli przerobi�emju� ostateczno�� i wch�on��em samob�jstwo? Jaki komitet powitalny wali z przedmie��, gdziepali si� najta�szym w�glem? Jakie przeznaczenie opl�tuje profil zdania i samojezdn�sk�adni�? Chcia�bym by� Indianinem wykonuj�cym z powag� sw�j przed�miertny taniec;niestety, to �rodek Europy i trwa degustacja egzotycznych potraw. Los nie zaproszonych te�mnie nie obchodzi. Przesta�em roztkliwia� si� nad nieudacznikami ducha, grafomanami losu.Tylko w�asnej �cie�ki po��dam.4Jej opis�w b�d� dostarcza� w miar� regularnie. Krzywe twarze wij�cych si� w ukropietak zwanych redaktor�w ju� teraz chcia�bym odes�a� do diab�a. W czasach pogromu warto�cinie uda�o mi si� nawi�za� korespondencji z duchem Zygmunta Krasi�skiego; relegowanomnie z polonistyki. Teraz �ycie straci�o smak i �warto�ci� graj� sobie ze mn� w hiszpa�skiedomino, odbijaj�c si� w krzywych u�amkach rozbitego przez syna poniemieckiego lustra. Iw�sz�, ci�gle w�sz�, szukaj�c mo�liwo�ci wk�ucia si� do moich sino rozsypanych na ma�ychd�oniach �y�. O, Zygmusiu, bracie cokolwiek starszy, daj si� zarysowa� i chocia� troch�odcisn�� w postaci uleg�ego wosku b�d� tutejszej gliny, czerwonej jak kokarda opasuj�ca plikpo��k�ych dokument�w.SennikP�on�ce pole kukurydzy niedaleko �cinawki. Na wp� zdzicza�y pies. Tam zaraz dzikieczere�nie; wi�c na wp� zdzicza�y, jak to si� m�wi � mknie. Wypada, wypala, niknie.Lokomotywa posapuje pod semaforem. Nostalgia jak u Hrabala. Jakie� tr�bki, sygna�yratowniczych s�u�b. Ca�a rzeka �wierszczy wylewa si� z zaro�li. Coraz wi�cej drobnychzwierz�tek. Sznury myszy. Jak oszala�e. Sk�d mi si� to wzi�o, dlaczego mnie dopad�o?Mog�em si� nie zatrzymywa�, mog�em dalej rozpycha� kierownic� ponure stado, l�ni�cecielska br�zowych kr�w. Rower rzuci�em pod najgrubsz� czere�ni�. Pami�tam jej ga��zieobwieszone czarnymi, gorzkawymi kulkami. Teraz to wszystko jak podarte fotografie.Nadbiegaj�cych ludzi nawet nie poznaj�. Chcia�bym by� im znany, znajomy, spoufalony zca�� okolic�. Szukam takiego miejsca.Wymachiwa�em r�kami wok� siebie jak �lepy samuraj chc�cy trafi� wyimaginowanychprzeciwnik�w. W r�kach ziemia, �wir, k�py traw. Wydobywa�em si� z czego� g�stego ici�kiego, grzebi�c zaciekle pazurami. Jakby basen nape�niony pulchn� ziemi�. W ciemno�cib�ysk s�o�ca. Wreszcie si� wydosta�em z tej �ar�ocznej gleby. Jak robak. Zobaczy�em dom.Bia�y wiejski dom. Wbieg�em do niego i potem my�l, �e zabrudz� pod�og� glin�. S�ycha�by�o muzyk�, ale ludzi nie by�o. W jednym z pokoi ujrza�em konia przywi�zanego do �ciany.Przeszed�em ko�o niego ostro�nie, zas�aniaj�c si� krzes�em. W dzieci�stwie kopn�� mnie ko�.Wychyli�em si� przez okno, ogl�daj�c si� za siebie na spokojnie stoj�cego konia.Zastanowi�em si�, jak on wszed� po schodach. Na wzg�rzu zobaczy�em kilka os�b. Nareszciejacy� ludzie � pomy�la�em. Korow�d przebiera�c�w. Patrzy� w moj� stron� m�czyznaprzebrany za kobiet�. Jaskrawa biel jego twarzy, szminka i puder. Przerazi�em si�. W r�ce5trzyma� kos� oklejon� cynfoli�. Pochyli�em si�, a by� to strych, i znalaz�em przedmiot, kt�rymmia�em go uderzy� w g�ow�. Jakie� ma�e narz�dzie czy figurka z br�zu. By�em w�ciek�y izdecydowany. Obudzi�em si� i us�ysza�em pierwsze tej wiosny grzmoty.PrzedstawienieKobieta, kt�ra chcia�aby te� co� zgwa�ci� na wernisa�u naturalist�w, sta�a z boku icichutko plu�a w kieliszek, wyobra�aj�c sobie, �e to ucho kochanka. Wprowadzono �ywegopsa i ogl�dano go z wielkim zainteresowaniem. Facet, kt�ry przed chwil� rozkroi� �ab�,zbli�a� si� z brzytw� do dr��cego ratlerka. El�bieta patrzy�a ze zdumieniem na lin�, kt�r�przywi�zano psa do �ciany. Sk�d mog�a wiedzie�, �e wypo�yczono j� od gospodarza zs�siedztwa, a ten wzi�� j� prosto z obory, spod grubej warstwy obornika? R�ce �lizga�y si�,Cuchn�y, ale zostawa�y na nich �lady czego� autentycznego. Pies miota� si� jak oszala�y inawet zd��y� ju� wbi� z�by w czyj�� �ydk�. Szczup�y m�okos po czterdziestce z wypiekamina kobiecej twarzy podci�gn�� nogawk�. Wszyscy patrzyli na krew. Kobieta obliza�a wargi.Pies przed �mierci�, pomy�lan� jako akt artystyczny, upu�ci� troch� krwi. Przed miesi�cemwszyscy po kolei gwa�cili koz�. Zapisywane na gor�co wra�enia uczestnik�w tej akcji wisz�na �cianach. ��te kartki podnosz� si� i opadaj� w rytm kr���cych po ca�ym domostwiepowiew�w wiatru. Jak srebrzyste, metaliczne �agle napinaj� si� �aluzje. Ca�y dom zdaje si�odp�ywa�.Kobieta, kt�ra chcia�aby zosta� narysowana kred� na asfalcie przez jednego zuczestnik�w, czuje si� w tej chwili zagubiona i niepotrzebna. Przeciwleg�a �ciana, do kt�rejzbli�a si�, �eby odstawi� kieliszek, pokryta jest �ladami krwi zabitych zwierz�t. Dlaczego torobi�, my�li, dlaczego dotykam j�zykiem tych �cian? �ciana pachnie papierosami i jestkwa�na. Malarz uwijaj�cy si� ubieg�ego lata w tych pokoikach wysika� si� do wiadra z farb�.Dwa razy wpad� mu pet. Przez kilka dni b��dzi� po okolicy, szukaj�c ciotki. Co� mu by�awinna. A farba sta�a, kis�a. Potem dodawa� sobie znane substancje, �eby farb� o�ywi� i nieby�o wida� zaniedbania. Wreszcie przyszli ludzie z �Art-nature� i wynaj�li te pomieszczenia.To si� dzieje we mnie, prosz� ksi�dza, s�ysz� g�osy, widz� gesty, czuj� zapachy.Kobieta przechodzi do ma�ej salki obok. I co, i co. I nic. Czeka na mnie, daje znaki, ale japrzecie� mam �on�, dzieci, swoje �ycie. Wyobra� sobie co� innego. Dobrze.6Post doprowadzi�. D�ugotrwa�y post doprowadzi� trzech �wiadk�w Jehowy do rozpaczyi dwunastego dnia, w poszukiwaniu �ywno�ci, opu�cili nadrzeczn� kaplic�. Napotkali KazikaFaramuch�. � A ty tu czego. Wida� mieli �al, �e mimo ca�orocznego nawiedzania icierpliwego t�umaczenia nie przysta� do ich k... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wiolkaszka.pev.pl
  •