[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Zbieracz truskawekMonika FethDziękuję......Gerhardowi Klockenkamperowi, któregoogromna fachowa wiedza bardzo mi pomogław gromadzeniu materiału,...mojemu mężowi za nieustające zrozumienie,...naszemu synowi za to, że jest, jaki jest,...wsi, w której mieszkamy, za wyjątkową atmosferę,...zbieraczom truskawek z zeszłego lata za inspirację.Monika Feth1To był jeden z tych dni, gdy czuło się zapach upału. Spalonej słońcemskóry. Potu oblewającego ciało przy każdym ruchu. Takich dni, którego szczególnie irytowały i drażniły. Kiedy lepiej, by nikt nie wchodziłmu w drogę.Inni z czasem się do tego przyzwyczaili. Pozwalali mu w spokojupracować, nie odzywając się, a nawet ściszając głos, gdy ich mijał.Nie mógł zrozumieć, dlaczego niektórzy ludzie nieustannie mówią.Nie potrafią odróżniać spraw ważnych od nieistotnych, wszystkozasypując małymi, głupimi, afektowanymi słowami. Już wdzieciństwie nauczył się przed tym bronić - po prostu zamykał się wsobie. Uwielbiał patrzeć, jak poruszają się usta rozmówcy, do jegouszu nie docierał jednak żaden dźwięk. „Jak ryba wyrzucona na brzeg"- myślał.Za ową nieobecność duchem kiedyś otrzymywał cięgi. Dziś już niktnie zwracał uwagi na jego uniki. Ludzie zazwyczaj okazywali sięrównie nędzni i głupi jak ich słowa.Już za godzinę podadzą obiad. Szybko się z nim upora i znów wrócido pracy.Wiedział, dokąd prowadzi ten niepokój, jeśli się czymś nie zajmie. Cooznacza drżenie rąk. Tak jak teraz.„O Boże". Zdławiony jęk przyciągnął spojrzenie dwóch kobiet.Prawie ich nie znał. Spojrzałponuro.Spuściły wzrok, odwracając siędo niego plecami.Słońce na niebie świeciło jednym wielkim blaskiem.„Wypal te myśli z mojego ciała. Proszę! - pomyślał. - I te uczucia".Ale słońce było tylko słońcem (tak jak człowiek jest tylkoczłowiekiem).Nie mogło spełniać życzeń.Mogła to uczynić jedynie czarodziejka.Młoda. Piękna. I niewinna. To przede wszystkim.I na całym świecie tylko jemu przeznaczona.*Podczas jazdy wiatr przywiewał przez okno zapach truskawek. I upał,który w tym roku nadszedł o wiele za wcześnie. Spódnica kleiła mi siędo nóg. Czułam kropelki potu nad górną wargą. Lubiłam swoje stare,rozklekotane renault ze wszystkimi jego wadami, ale czasem bardzotęskniłam za nowszym modelem z klimatyzacją.Za zakrętem zobaczyłam ich na połach - zbieraczy truskawek,pochylających się nad roślinami lub ostrożnie chodzących wzdłużrzędów krzaczków; balansowali, niosąc na ramionach skrzynki.Przypominali niewolników na plantacji bawełny. Barwne, spalonesłońcem plamy na rozległej zielonej powierzchni.To robotnicy sezonowi, wielu z nich przyjechało z Polski, liczni znajbardziej odległych zakątków Niemiec - ostatni poszukiwaczeprzygód, coroczna inwazja, przed którą mieszkańcy wsi zamykalidrzwi i okna.Wieczorami obce kobiety i mężczyźni, chłopcy i dziewczętaspotykali się przy studni w centralnym miejscu wioski, pili, palili irozmawiali, śmiejąc się głośno. Trzymali się z boku, nie pozdrawialimiejscowych ani się do nich nie uśmiechali.„Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie". Przysłowiaczęstoznajdująpotwierdzenie w rzeczywistości. Mieszkańcy wsi zasiali nieufność i wzamian spotykali się z zasłużoną rezerwą.Zbliżałam się do domu długim, krętym podjazdem. Biały żwirskrzypiał pod oponami. „Jak w filmie - pomyślałam. - Wszystko zbytdoskonałe, o wiele za piękne, by było prawdziwe. A jeśli się obudzę istwierdzę, że to tylko sen?".W pobliżu domu dosłownie czuło się zapach pieniędzy, włożonych wkażdy detal. Pieczołowicie i wielkim nakładem środkówodrestaurowany dawny młyn wodny robił wrażenie. Architektwkomponował w wystrój wnętrza nawet szemrzący strumień,odprowadzając z niego wodę do wąskiej rynny ciągnącej się przez hol.Słońce igrało na dwustuletnich czerwonych cegłach, rozjaśniałoblaskiem warstwę żwiru i załamywało się na szklanym froncieprzybudówki - wyglądała jak fantazja autora science fiction.Dom mojej mamy. Przy każdej wizycie na nowo poddaję się jegourokowi.Zamknęłam drzwi i weszłam do holu. Powitał mnie przyjemny chłód.I nasz kot Edgar, który swoje imię zawdzięcza prostemu faktowi, żemama ubóstwia opowiadania Edgara Allana Poe.Podniosłam go i potarmosiłam, zrzucając na podłogę chmurękłaczków. Czyżby wciąż tracił zimową sierść? De-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]