[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lucjan Rydel - Ferenike i Pejsidoros.Ilustrowa� Jerzy Treutler.Nasza Ksi�garnia, Warszawa 1970.Pos�owie Anna Kamie�ska.Opracowanie Graficzne Serii Leon Urba�ski.Opracowanie Na Podstawie Wydania Gebethnera I Sp. Krak�w 1909.Skanowa� Andrzej Grzelak.Opracowa� i b��dy poprawi� Roman Walisiak.IJak zawsze, tak i w tej 88 Olimpiadzie (roku 428 przed Chrystusem, igrzyska przypad�y na miesi�c Hekatombajon, odpowiadaj�cy drugiej po�owie czerwca i pierwszej lipca.Tej nocy by�a w�a�nie pe�nia ksi�ycowa po letnim przesileniu, nazajutrz tedy, wedle prastarego zwyczaju, rozpoczn� si� uroczysto�ci olimpijskie.Tote� pusta i cicha kiedy indziej dolina kr�tego Alfejosa * zaroi�a si� ju� od kilku dni t�umami ludzi.Pierwsi zjechali ze wszech stron przekupnie i kramarze, Powbijali w piaski nadrzeczne setki wysokich ko��w, powi�zali jedne z drugimi za pomoc� poprzecznych �erdzi, a nak�ad�szy na nie ga��zi uci�tych �wie�o, poczynili sobie cieniste letniki, gdzie na sto�ach i �awach roz�o�yli najrozmaitsze towary.Sta�y tam rz�dami pi�kne wyroby zdun�w attyckich, korynckich i apulijskich: wi�c pot�ne kratery do mieszania wina z wod�, podobne dzwonom glinianym, wykwintne amfory dwuuche o liniach gi�tkich i p�ynnych, smuk�e lekythy i kr�g�e hydrie na wod�, wdzi�czne ojnochoy, nalewki do wina, cudne kylixy, czyli p�askie czasze do picia, i misy wyrabiane misternie, a wszystko na tle czarnym jak heban, pomalowane w czerwonawe postaci bog�w i bohater�w, li�cie i palmety *.Obok mo�na si� by�o napatrzy� wytwornym br�zom z Koryntu i Sykionu, pos��kom b�stw, bogato rze�bionym tr�jn�kom ofiarnym i wysokim lampaterom *, co w kszta�cie zdobnych kolumienek wystrzela�y z prze�licznej podstawy.Z�otnicy z Aten i Syrakuz wystawili cuda swojej sztuki: wisiory i kolczyki wzorzysto wite z drucik�w cienkich jak w�os, naramienniki, naszyjniki, zapinki mistrzostwem niezr�wnanym cenniejsze stokro� ni�eli drogo�ci� kruszcu.Dalej wisia�y na sznurach pi�kne chitony * doryckie, si�gaj�ce do kolan, tkane z cienkiej bia�ej we�ny, i jo�skie, d�ugie, a� do ziemi, z przedniego lnu zdzia�ane; himationy * dla m��w i niewiast, mlecznobia�e i szafranem zabarwione; chlamidy kr�tkie i fa�dziste, przeznaczone do jazdy konnej dla m�odzie�c�w.I dla ubogiego ludu nie brak�o ta�szej odzie�y ni b�yskotek ze srebra i poz�acanej miedzi, ni glinianych naczy� pospolitszych, ale zawsze o szlachetnym kszta�cie.Jest wsz�dzie czym po��dliwe oczy nasyci�.Nie ucierpi� te� g�odu mnogie rzesze z najdalszych kra�c�w helle�skiego �wiata.Oto na ziemi stoj� szeregiem kobia�ki pe�ne chleba i ko�acz�w *; beczki z owocem oliwnym zaprawianym w occie, a drugie - pe�ne ryby solonej; groch i b�b, gotowany �wie�o, dymi jeszcze w kot�ach, gdzie indziej pi�trz� si� bary�ki suszonych fig zesz�orocznych i rodzynk�w korynckich, a przy nich u�miechaj� si� w s�o�cu kosze wisien, jab�ek i gruszek.P�nadzy, ledwie sk�rami przys�oni�ci pasterze z Arkadii * I Messenii * na grzbiecie mu��w nawie�li gom�ek bia�ego sera i przygnali przed sob� trzody ca�e baran�w i k�z gwoli ofiar dla bog�w i po�ywienia dla ludzi.Eleja * dop�dzi�a stada rogatego byd�a.Na post�j wszystkim onym zwierz�tom wytyczono w dole rzeki obszerne zagrody, k�dy i skotarze * legli przy swoim dobytku.Ostatniego dnia od rana do wieczora nadchodzi�y nieprzerwanie gromadne teorie, orszaki p�tnik�w, �wietne i strojne, co z pie�ni� na ustach i bezcennymi darami dla piorunnego rodzica bog�w i ludzi spieszy�y zewsz�d, gdzie jeno podzwania melodyjna grecka mowa.Jedni l�dem ci�gn�li z Peloponezu, Attyki, Bojotii, Tesalii *, drudzy, wydr��onymi statkami przep�yn�wszy s�one morze, zawijali na zach�d od Olimpii *, do elijskiego portu Phei; tych z dalsza jeszcze wiod�o plemienne poczucie helle�skie, z kres�w odleg�ych wschodu i zachodu, z Wysp Egejskich i ma�oazjatyckich wybrze�y lub z Wielkiej Grecji * i Sycylii.Poz�ociste rydwany, zaprz�one czw�rk� rumak�w w jeden rz�d, wioz�y mo�nych m�odzie�c�w, kt�rzy jechali stan�� do wy�cigu w hippodromie *.T�umnie by�o i gwarno nad Alfejosem.Wpo�r�d nieprzeliczonego pog�owia ludzkiego nie brak�o �adnego stanu ni zawodu: wolni obywatele i niewolnicy, s�awni dostojnicy demokratycznego rz�du miast i rzeczypospolitej ca�ej Grecji, samow�adni tyranowie * jo�skich osad w Azji Mniejszej, otoczeni s�u�b� i dworakami; poeci, arty�ci, m�drcy, kt�rych imiona brzmia�y na ustach wszech lud�w helle�skich, a w ci�bie ocierali si� o nich �piewacy w�drowni z kitar� * przewieszon� na pasie, fletni�ci najemni, tancerze, kuglarze, skoczkowie.Nie widno by�o jedynie bohater�w dnia jutrzejszego, bo si�acze i szybkobiegacze, zapa�nicy i szermierze, wed�ug przepis�w olimpijskich, ju� od wielu tygodni przysposabiali si� do uroczystego wyst�pienia, odbywaj�c nieustannie pr�by i �wiczenia w obr�bie Altis, Gaju �wi�tego, w gimnazjonie * na ten cel umy�lnie zbudowanym.Niewiele te� by�o kobiet, odwieczny bowiem surowy zakaz broni� im wnij�cia do Gaju �wi�tego w czasie trwania igrzysk pod okropn� kar�: kt�ra by si� wa�y�a nog� st�pi� do Altis, bez mi�osierdzia str�cona b�dzie ze Ska�y Typajo�skiej, co dziko sterczy po tamtej stronie rzeki.We dnie pod skwarnymi promieniami s�o�ca wrza�o i hucza�o nad Alfejem stutysi�czne owo mrowisko ludzkie, lecz kiedy noc ambrozyjska * po�ciera�a z nieba i z g�r ostatnie promienie zorzy wieczornej i �wiat przes�oni�a ciemno�ci�, j�y powoli gasn�� ognie, a gwar w dolinie cichn�� i ustawa�.Niebawem spoza G�r Saurosu wytoczy� si� na wschodzie wielki, pe�ny kr�g miesi�ca, rozpostar� mleczn� swoj� po�wiat� po lesistych wzg�rzach, deszczem srebrnych skier j�� dygota� po rzece, ubieli� kolumnady �wi�ty�, majacz�ce mi�dzy drzewami Gaju �wi�tego.Z dala od obozowiska, na piaszczystym brzegu Alfeja, siedzia�o dwoje ludzi.Rozmawiali szeptem, ale z piersi wezbranej wyrywa�o si� im czasem g�o�niejsze jakie s�owo.Milkli wtedy nagle i trwo�nie ogl�dali si� doko�a.- B�d� o mnie pr�en obawy - m�wi�a kobieta.- �lubi�am Zeusowi * tr�jn�g poz�acany, Herze * zasi� trzykro� po dziewi�� ja�owic na ofiar�.Wys�uchaj� mnie i os�oni�.Ty jeno b�d� roztropny w s�owach i post�pkach.- Nie czy� tego!Nie czy� tego!- szepn�� chwytaj�c j� za r�k�.- Sama nad sob� lito�� miej...i nade mn�!- M�wisz jak dzieci� ma�e, kt�re nie wie, czego si� l�ka...- Wiem...i ty wiesz dobrze.- Ale ja nie umiem si� ba� i co postanowi�am, uczyni� - odrzek�a z moc�.- I ja si� nie ba�em.Z daleka wydawa�o mi si� to �atwe...Ale teraz, tutaj - urwa� nagle, pod�wign�� si� na kolana i r�ce z�o�y� przed ni� b�agalnie.- Nie czy� tego!- wo�a�.- Na g�ow� moj�, na cie� ojca, prosz� ci�, matko, nie czy� tego!!!Ksi�yc pada� mu na m�od�, pi�kn� twarz i l�ni� w oczach jego wilgotnych.- Ciszej, ciszej...Tu mo�e kto by� - szepta�a g�adz�c mu policzki.- Si�d� przy mnie, s�uchaj, m�wmy spokojnie.Usiad�, ale �renic nie odejmowa� od niej, obie jej r�ce uj�� w swoje i rzek� niedos�yszalnym prawie szeptem: - Widzisz, matko, t� ska��?Poj�ryj!Wiesz?...- i wskaza� ku Typajonowi.Drgn�a, lecz nie odrzek�a nic.Przez chwil� milczeli oboje.Alfejos u n�g im pluska�, tocz�c nurty wysrebrzane miesi�cem.W ciszy nocnej dolatywa�y niewyra�ne szmery obozowiska, co snem znu�one dysza�o.Nie opodal, przy wt�rze lutni, g�os jaki� m�odzie�czy �piewa� odwieczn� doryck� piosenk� Alkmana *: To nie Kipryda *, to Eros * szalony Igra, swywoli.Buja po kwieciu; wi�c kwiat�w korony Nie tykaj...boli!Po chwili matka zacz�a p�g�osem: - Pos�uchaj mnie, Pejsidorze.Dziad m�j po dwakro� w Olimpii zwyci�a�.Dzieckiem pomn�, jak umieraj�c kaza� sobie zesch�e szcz�tki wie�ca da� do grobu.Trzyna�cie lat mi by�o, gdy po raz pierwszy z matk� tu przyjecha�am.Rodzic mia� si� w podw�jnym biegu �ciga�, a my zosta�y�my nad Alfejem.Ca�y dzie� czeka�y�my z bij�cym sercem.Otrzyma� wieniec, a pos�g jego, zdzia�any r�k� Kalliklesa * Megaryjczyka, w Gaju �wi�tym stoi.Po dwakro� by�am tu p�niej, gdy ojciec tw�j potyka� si� w zapasach i w walce na pi�ci.Ale oczy moje nie patrzy�y na te dwa dni chwa�y, w �yciu jego najpi�kniejsze.Na piaskach nabrze�nych od rana do wieczora przesiedzia�am w udr�czeniu mi�dzy obaw� a nadziej�.Czasami dolatywa�y mnie od stadionu okrzyki, my�la�am, �e krew t�tni�ca rozsadzi mi skronie; p�aka�am i modli�am si� bogom.Odni�s� wie�ce obakro�; Miron *, ucze� Ageladesa, jego pos�g uczyni� rzucaj�cego dyskiem.I postawion jest wedle �wi�tyni Zeusa.Dwaj bracia moi tak�e wie�ce tutaj brali.A tw�j starszy brat, co mi go tak m�odo po�ar�a wnet ona wojna nieszcz�sna - pami�tasz jeszcze, jak powraca� do domu zwyci�zc� z Olimpii, witany rado�ci� ca�ego miasta?Nie by�am tu, kiedy biega� w stadionie, od �mierci ojca twojego w domu zagrzebana.I na c� mi by�o przyje�d�a�?Na to chyba, i�bym znowu pod bram� jako pies wyczekiwa�a niepokojem n�kana?�ywi�ca ziemia wszystkich mi zabra�a, ty� mi jeden pozosta�.Wnuczka, c�rka, siostra, �ona, matka zwyci�zc�w, zawczasu da�am ci� uczy� sztuki wszelakich mocowa� i bieg�w.Pomnisz, jak z domu wyje�d�aj�c prosi�e� mnie: "Jed� ze mn�, matko"!- A ty mi rzek�a� wtedy: "C� po tym?Zwyci�stwa, cho�by� je wzi��, i tak nie obacz�"...Jaki� mi dajmon* z�owrogi podszepn�� t� my�l szalon�, i�by� w przebraniu mistrza gimnastyki wesz�a do Altis.- Synowskie serce my�l ow� ci podpowiedzia�o, ja zasi� macierzy�skim do niej przyros�am.- Nieszcz�cie moje!Nieszcz�cie!- Przecz mi, synu, �piewasz p�on� strachy?- Kara jest okropna, �mier� nieodwr�cona, gdyby ci� poznali.- Wiedzia�am o tym pierwej, nimem ci� porodzi�a.- Od niepami�tnych czas�w nie wa�y�a si� na to �adna bia�og�owa.- Nikt podejrze� tym ci pewniej mie� nie b�dzie...- Ja truchlej�, matko.Pomy�l o tym, co ci� czeka!- Obci�am w�osy; �zy s�one zmy�y, lata mi star�y z twarzy kras� niewie�ci�.- A je�li ci� wyda ruch albo g�os kobiecy?...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]