[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Konklawe Cieni
Księga III.
Ta jest dla Jamesa,
Z całą miłością, jaką może dać ojciec.
Teraz rozumiem, choć późno imię twe oczyszczono,
I odzyskał sławę ten, kogo niegdyś potępiono.
Richard Savage
Dzieje Jamesa Fostera.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Więzień
Jeźdźcy byli coraz bliżej.
Jeszcze wczoraj Kaspar cieszył się tytułem księcia Olasko. Teraz czekał, gotów na wszystko,
poruszając lekko łańcuchami. Zaledwie chwilę wcześniej został przeniesiony na tę zapyloną
równinę przez białowłosego maga, który zanim zniknął, zdobył się jedynie na kilka suchych
pożegnalnych słów. I zostawił byłego władcę całkiem samego, podczas gdy banda nomadów
zbliżała się w zastraszającym tempie.
Kaspar nigdy jeszcze nie czuł się tak pełen sił i życia. Wyszczerzył zęby w uśmiechu, wziął
głęboki oddech i lekko ugiął kolana. Jeźdźcy rozproszyli się i ustawili w półkolu. Domyślił się,
że uważają starcie za dość ryzykowne, chociaż stał przed nimi sam, bosy i pozbawiony wszelkiej
broni. Jeżeli nie liczyć ciężkich łańcuchów z obręczami i zamkami.
Jeźdźcy zwolnili. Książę naliczył ich sześciu. Nosili obco wyglądające stroje – luźne
płaszcze w kolorze indygo, a pod spodem białe kaftany przepasane biczami. Szerokie szarawary
włożyli w czarne skórzane buty. Na głowach mieli turbany, których wolne końce opadały aż na
prawe ramię. Domyślił się, że luźno zwisający koniec może być szybko umocowany z lewej
strony, a tym samym osłania nos i usta przed wszechobecnym pyłem, wzniecanym przez nagłe
podmuchy wiatru. Albo po prostu umożliwia ukrycie twarzy właściciela. Stwierdził, że ubiór
przypomina raczej strój etniczny niż jakiś rodzaj munduru. Mężczyźni posługiwali się całą gamą
śmiercionośnej broni.
Ich przywódca przemówił w języku, którego Kaspar nie rozumiał, chociaż słowa brzmiały
mu dziwnie znajomo.
– Nie przypuszczam, byście znali język Olasko? – zapytał książę.
Mężczyzna, który zdaniem Kaspara był przywódcą oddziału powiedział coś do towarzyszy,
machnął ręką, a potem rozparł się w siodle i zaczął się przyglądać. Dwaj podwładni zsiedli
z wierzchowców i ruszyli w kierunku księcia, wyciągając broń. Trzeci odplątał od pasa skórzany
bat, który najwyraźniej miał służyć jako pęta dla przyszłego więźnia.
Olaskanin pozwolił, aby łańcuch opadł lekko, opuścił ciężko ramiona, jakby godził się
z przeznaczeniem. Były władca natychmiast zorientował się, co zamierzają napastnicy.
Wyciągnął wnioski ze sposobu, w jaki się zbliżali. Byli to doświadczeni wojownicy, twardzi,
spaleni słońcem nomadzi, zapewne mieszkający w namiotach, ale z pewnością nie odebrali
wojskowego przeszkolenia. Jeden rzut oka pozwolił Kasparowi wybrać odpowiednią strategię.
Żaden z jeźdźców nie sięgnął jeszcze po łuk.
Pozwolił, aby mężczyzna dzierżący skórzany bat podszedł bliżej, i w ostatniej chwili kopnął
go mocno. Trafił napastnika prosto w klatkę piersiową. Wiedział, że zaatakowany nomada jest
najmniej niebezpieczny ze wszystkich trzech, którzy się zbliżali. Następnie Kaspar rozhuśtał
łańcuchy i uderzył nimi prawie natychmiast. Zbliżający się z prawej strony, uzbrojony w miecz,
mężczyzna najwyraźniej uważał, że jest poza zasięgiem księcia. Dostał prowizoryczną bronią
prosto w twarz. Kaspar usłyszał trzask łamanej kości. Napastnik w milczeniu osunął się na
ziemię.
Ostatni szermierz zareagował szybko Uniósł miecz i krzyknął kilka niezrozumiałych słów,
które mogły być obrazą, zawołaniem bitewnym albo wezwaniem jakiegoś obcego boga.
W każdym razie przybysz nie wiedział, co znaczą. Były władca zdawał sobie sprawę, że zostały
mu trzy, może cztery sekundy życia. Zamiast uciekać przed przeciwnikiem, rzucił się nań
i uderzył go mocno całym ciałem, miecz przeciął powietrze.
Udało mu się wepchnąć ramię pod pachę wojownika, a kiedy chybiony cios wytrącił nomadę
z równowagi, książę przerzucił go przez plecy. Mężczyzna poleciał daleko i ciężko wylądował na
twardej ziemi powietrze opuściło jego płuca ze świstem. Kaspar podejrzewał, że nomada złamał
sobie kręgosłup.
Raczej wyczuł, niż zobaczył, że dwaj łucznicy właśnie sięgają po strzały, więc skoczył
naprzód i przetoczył się po ziemi. Kiedy wstawał, dzierżył miecz najbliżej leżącego napastnika.
Wojownik co trzymał wcześniej rzemienny bat, próbował podnieść się na nogi i także wyciągnąć
ostrze, ale książę był już przy nim i uderzył mężczyznę w głowę płazem. Nomada upadł na plecy
nie wydając nawet jednego dźwięku.
Kaspar nie był może tak doskonałym szermierzem jak Talwin Hawkins, ale przez większość
życia trenował walkę mieczem jako żołnierz i w bezpośrednim starciu czuł się jak ryba
w wodzie. Ruszył w kierunku trzech jeźdźców, z których dwóch uzbrojonych było w łuki,
a jeden w smukłą lancę. Ostatni z napastników wycelował oręż w Olaskanina i wbił pięty
w brzuch wierzchowca. Zwierzę z pewnością nie było koniem szkolonym do bitwy, ale dobrze je
ujeżdżono. Skoczyło naprzód jak sprinter z linii startowej i książę ledwie uniknął stratowania.
Mężczyzna prawie trafił go lancą w pierś i tylko szybki unik w lewo ocalił atakowanemu życie.
Gdyby koń stał metr, czy dwa dalej w momencie startu, znalazłby się przy nim tak szybko, że
Kaspar nie byłby w stanie zrealizować swego zamiaru. Książę obrócił się wokół własnej osi,
lewą ręką złapał jeźdźca za luźny płaszcz na plecach. Przeciwnik został ściągnięty z siodła.
Kaspar nie czekał, aż mężczyzna uderzy o ziemię, lecz obrócił się ponownie, żeby stawie
czoła bliższemu z łuczników, który właśnie usiłował naciągnąć łuk Rzucił się do przodu i lewą
dłonią złapał nomadę za kostkę Pchnął, a następnie pociągnął mocno łucznik wylądował na
ziemi, podobnie jak jego kompan.
Były władca odwrócił się na pięcie i spojrzał na ostatniego z nomadów, zerkając kątem oka,
czy powaleni nie próbują wstać. Dwukrotnie omiótł pole walki spojrzeniem, zanim zaakceptował
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wiolkaszka.pev.pl
  •