[ Pobierz całość w formacie PDF ]
FascynacjaPrzekład Katarzyna MolekPowieści Amandy Quick Kłamstwa w blasku księżyca RyzykantkaTytuł oryginału Dangerous Redaktor serii Małgorzata Foniok Redakcja techniczna Andrzej Witkowski Korekta Joanna Dzik Barbara Opiłowska Ilustracja na okładce John Ennis/via Thomas Schluck GmbH Opracowanie graficzne okładki Studio Graficzne Wydawnictwa Amber Skład Wydawnictwo Amber Druk Finidr, s.r.o.. Ćesky Tesin Copyright ;C 1993 by Jayne Ann Krentz. All rights reserved. For the Polish edition Copyright O 2006 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. ISBN 83-241-2436-5 Warszawa 2006. Wydanie I WYDAWNICTWO AMBER Sp. z o.o. 00-060 Warszawa, ul. Królewska 27 tel. 620 40 13.620 81 62 www.wydawnictwoamber.pl1 Dochodziła trzecia nad ranem -najciemniejsza godzina nocy. Gęsta mgła chłodnym całunem szczelnie otulała miasto. Patrycja Merryweather musiała przyznać, że trudno byłoby znaleźć bardziej niestosowną porę do złożenia wizyty mężczyźnie zwanemu Upadłym Aniołem. Pomimo całej determinacji zadrżała, gdy dorożka z mocnym szarpnięciem zatrzymała się naprzeciwko ledwie widocznych drzwi budynku. Światła gazo wych lamp zainstalowanych w tej części miasta bezskutecznie próbowały się przebić przez gęstą zasłonę mgły. Turkot kół dorożki i stukot końskich kopyt o bruk były jedynymi dźwiękami w groźnej ciszy panującej na zimnej, pustej ulicy. Patrycja wahała się przez chwilę. A może kazać dorożkarzowi zawrócić i zawieźć się z powrotem do domu? Odrzuciła tę myśl równie szybko, jak przyszła jej do głowy. Wiedziała, że nie może teraz okazać słabości. Chodzi ło przecież o życie jej brata. Zebrała całą odwagę, poprawiła okulary na nosie i wyszła z powozu. Kap turem spłowiałego wełnianego płaszcza osłoniła twarz i zdecydowanym kro kiem weszła na schody budynku. Nagle wydało jej się, że słyszy hałas za wracającej dorożki. Zaniepokojona zatrzymała się gwałtownie. - Gdzie jedziesz, dobry człowieku? Obiecałam ci przecież dodatkową zapłatę. jeśli na mnie zaczekasz. To potrwa, tylko parę minut. - Niech się panienka nie denerwuje. Poprawiałem tylko uprząż, to wszyst ko. - Woźnica, ubrany w ciężką pelerynę i kapelusz naciśnięty głęboko na 5uszy, wyglądał jak bezkształtna bryła. Mówił bełkotliwym głosem zapewne od nadmiaru dżinu, który popijał przez cały wieczór dla ochrony przed chło dem. - Powiedziałem, że będę czekał. Patrycja uspokoiła się nieco. - Pamiętaj, masz tu być. kiedy wrócę. Znalazłabym się w kłopotliwej sy tuacji, gdybym cię nie zastała po załatwieniu moich interesów. - Interesy? Ha. ha! Tak to panienka nazywa? - Woźnica zachichotał, pod nosząc w górę butelkę z dżinem i wlewając w gardło wszystko, co w niej pozostało. - Niezły interes. Może twój szanowny przyjaciel chce, żebyś wygrzała mu łóżko na resztę nocy? Cholernie dzisiaj zimno. Patrycja spojrzała na niego groźnie. Doszła jednak do wniosku, że nie ma sensu wdawać się w kłótnię z pijanym dorożkarzem, zwłaszcza o tak późnej porze. Nie miała czasu na takie głupstwa. Owinęła się szczelniej płaszczem i poszła schodami w stronę drzwi. Okna pierwszego piętra były ciemne. Może znany wszystkim właściciel tego domu położył się już spać? Z tego, co o nim mówiono, byłoby to raczej niezwykłe. Wszyscy wiedzie li, że legendarny lord Angelstone rzadko kładł się do łóżka przed świtem. Upadły Anioł nie zyskałby swej ponurej sławy, gdyby prowadził zwykły tryb życia. Wiadomo, że diabeł woli się skrywać pod osłoną nocy. Patrycja zawahała się, zanim podniosła okrytą rękawiczką dłoń do kołatki. Miała świadomość, że to, co zamierza zrobić, niesie ze sobą pewne ryzyko. Wychowana na wsi, nie znała zbyt dobrze zwyczajów panujących w mie ście, ale nie była aż tak naiwna, by uważać za właściwe składanie niezapo wiedzianej wizyty mężczyźnie, zwłaszcza samotnie, i to o trzeciej nad ra nem. Energicznie zastukała do drzwi. Zdawało jej się, że minęły godziny, zanim sprawiający wrażenie niezado wolonego, na wpół ubrany kamerdyner otworzył drzwi. Był to łysiejący męż czyzna o mocno zarysowanych szczękach, przypominający wyglądem wiel kiego psa. Świeca, którą trzymał w ręku, oświetlała jego ponurą twarz, na której odmalowała się najpierw irytacja, a później niesmak. Spojrzał nie chętnie na otuloną płaszczem i okrytą kapturem Patrycję. - Tak, panienko? Patrycja wzięła głęboki oddech. - Przyszłam zobaczyć się z twoim panem. - Naprawdę? - Kamerdyner wykrzywił usta w szyderczym grymasie, który doskonale pasowałby do Cerbera, trzygłowego psa pilnującego wejścia do 6 Hadesu. - Z przykrością muszę panią powiadomić, że jego lordowskiej wy sokości nie ma w domu. - Z całą pewnością jest. - Patrycja wiedziała, że musi okazać stanow czość, jeśli chce minąć tego piekielnego psa broniącego dostępu do Upadłe go Anioła. - Sprawdziłam to, zanim zdecydowałam się złożyć mu wizytę. Proszę natychmiast poinformować go, że ma gościa. - Kogo mam zaanonsować? - zapytał kamerdyner grobowym głosem. - Damę. - To niemożliwe. Damy nie składają wizyt o takiej porze. Daj sobie spo kój, ty bezczelna mała ulicznico. Jego lordowska wysokość nie zadaje się z takimi jak ty. Jeśli ma ochotę na rozrywki, to szuka ich gdzie indziej. Pod wpływem tych inwektyw Patrycji zrobiło się gorąco. Zrozumiała, że jest gorzej, niż przewidywała. - Bądź łaskaw poinformować swego pana, że pragnie się z nim zobaczyć osoba zainteresowana mającym się odbyć pojedynkiem - wycedziła przez zęby. Kamerdyner spojrzał na nią z wyrazem zdziwienia na twarzy. - Ciekawe, co kobieta taka jak ty może wiedzieć o sprawach osobistych mojego pana? - Najwidoczniej znacznie więcej niż jego sługa. Jeśli nie zaanonsujesz mnie lordowi Angelstone'owi. przysięgam, że będziesz tego żałował przez całe życie. Zapewniam cię, że twoja pozycja w tym domu zależy od tego, czy poinformujesz go o mojej obecności. Kamerdyner nie wyglądał na całkowicie przekonanego, ale na jego twarzy odmalowało się wahanie. - Zaczekaj tutaj - mruknął. Zatrzasnął drzwi, pozostawiając gościa za progiem. Lodowate macki mgły zacisnęły się wokół Patrycji. Szczelniej otuliła się płaszczem. Wiedziała już, że czeka ją jedna z najbardziej przykrych nocy, jakie kiedykolwiek spędziła. Na, wsi wszystko było znacznie prostsze. Po chwili drzwi otworzyły się ponownie. Kamerdyner spojrzał z góry na Patrycję i niechętnie pozwolił jej wejść. - Jego lordowska wysokość przyjmie cię w bibliotece. - Spodziewałam się tego. - Patrycja szybko przestąpiła próg, zadowolo na, że wyrwała się z objęć mgły. nawet jeśli oznaczało to wejście w bramy piekieł. Kamerdyner otworzył drzwi do biblioteki i przytrzymał je przez chwilę. Patrycja przeszła obok niego i znalazła się w ciemnym pokoju oświetlonym 7jedynie blaskiem nikłego ognia płonącego na kominku. Gdy drzwi się za nią zamknęły, zdała sobie sprawę, że nie dostrzega żadnego śladu obecności Angelstone'a. - Milordzie? - Patrycja intensywnie wpatrywała się w mrok. - Sir? Jest pan tutaj? - Dobry wieczór, panno Merryweather. Mam nadzieję, że wybaczy pani grubiaństwo mojego służącego. - Sebastian lord Angelstone podniósł się powoli z głębokiego fotela stojącego na wprost kominka. Na ręku trzymał wielkiego czarnego kota. - Musi pani zrozumieć, że jej wizyta jest poniekąd zaskakująca, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę okoliczności i porę. - Tak. milordzie. Jestem tego świadoma. - Patrycja wstrzymała oddech. Sebastiana poznała poprzedniego wieczoru i miała nawet okazję z nim tań czyć, ale teraz zdała sobie sprawę, że być może dopiero po kilku spotkaniach potrafi opanować wrażenie, jakie Upadły Anioł wywiera na jej zmysły. Zarówno temperament, jak i wygląd Angelstone'a nie miały w sobie nic anielskiego. W salonach szeptano, że podobny jest bardziej do księcia ciem ności niż do anioła. Istotnie, trzeba by niezwykłej fantazji, żeby wyobrazić go sobie z parą skrzydeł i aureolą nad głową. Migotliwe światło rzucane przez żarzące się w kominku polana wydawało się zbyt nastrojowe na ten wieczór. Blask płomieni uwydatniał surowość wyglądu Sebastiana. Sylwetkę miał mocną i szczupłą, ciemne włosy krótko przycięte, a jego niezwykłe oczy bursztynowego koloru lśniły dociekliwą inteligencją. Patrycja pamiętała, jak Sebastian, tańcząc z nią. poruszał się z leniwym męskim wdziękiem. Miał na sobie domowy strój, w jakim nie przyjmuje się gości. Krawat zwi sał swobodnie wokół szyi. a pod głęboko rozciętą luźną koszulą można było dostrzec wijące się na piersi kędzierzawe, ciemne włosy. Płowożółte brycze sy opinały muskularne uda. Nie zdjął jeszcze wypolerowanych do połysku czarnych butów z cholewami. Patrycja niewiele wiedziała o modzie. Te sprawy interesowały ją w nie wielkim stopniu, potrafiła jednak zauważyć właściwą Sebastianowi praw dziwie męską elegancję, która niewiele miała wspólnego ze strojem, a sta nowiła nieodłączną cechę jego osoby. Jedyną ozdobą, jaką miał na sobie, był nasunięty na smukły palec złoty sygnet, który błyszczał nikłym światłem, gdy Sebastian delikatnie głaskał swego ulubieńca. Patrycja przyjrzała się pierścieniowi. Już wcześniej, w cza sie tańca, zauważyła wyrytą na nim dużą literę F. Domyśliła się. że jest to pierwsza litera nazwiska rodowego - Fleetwood. 8 Przez chwilę nie mogła oderwać oczu od dłoni głaszczącej kota. Gdy wresz cie napotkała wzrok Sebastiana, zauważyła błąkający się na jego ustach de likatny uśmiech. Zmysłowy dreszcz przebiegi przez jej ciało. Próbowała wytłumaczyć to tym. że po prostu nie przywykła do widoku mężczyzny w negliżu. Niestety, przypomniała sobie, że wcześniej, ubiegłego wieczoru, podobnie zareago wała na obecność Sebastiana, chociaż ubrany był w strój, jaki nosi się na balu. Musiała przyznać, że ten mężczyzna ma na nią czarodziejski wpływ. Przez moment zastanawiała się nawet, czy jest istotą realną. Spostrzegła bowiem, że postać Sebastiana zaczyna rozpływać się, jak gdyby stawał się duchem znikającym we mgle. Była tak zaskoczona, widząc, jak na jej oczach człowiek zmienia się w zja wę, że przez parę... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wiolkaszka.pev.pl
  •