[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jerzy Micha� CzarneckiFARTKrajowa Agencja Wydawnicza 1980Fotograficzny projekt ok�adkiJan i Waldyna FleischmannowieUk�ad typograficzny ok�adki i karty tytu�owejJan i Waldyna FleischmannowieProjekt typograficzny seriiTeresa Cichowicz-PoradaRedaktorStanis�aw NowakowskiRedaktor techniczny Jan Pyrzy�sklKorektaMaria Pelczar-Nowakowska� Copyright by Jerzy Micha� Czarnecki, Krak�w 1980Rozdzia� ICo wiecz�r zasypia� w spokoju, co rano zrywa� si� po dzwonku budzika, staranniegoli� policzki, chwil� sta� przed lustrem uwa�nie �ledz�c przybywaj�ce gwa�towniezmarszczki i wychodzi� do miasta. Jubi by� sam.� Hej, Jubi, o�eni� by� si� � wo�ali do niego znajomi, p� �artem, p� serio.� Nie jestem frajer. Na choler� mi baba. Dodatkowy strup na g�ow� � odkrzykiwa�Jubi u�miechaj�c si� pod nosem. Ale i on i wszyscy jego znajomi doskonale wiedzieli, �eowszem, �e Jubi by si� o�eni�, tylko �e nie mia� z kim.Jubi nie pracowa�. Od przesz�o dwudziestu lat, od chwili gdy zmar�a jego matka,Jubi zajmowa� si� wszystkim, zna� si� na wszystkim, kupowa� przer�ne przedmioty poni�szych cenach, a sprzedawa� z zyskiem. Siedzia� w kawiarni �Ma�a� przy placuZamkowym i czeka�. Czeka�, a� los sprawi, �e trafi si� kupiec.Jubi nie sprzedawa� ani te� nie kupowa� rzeczy kosztownych, ale doskonale radzi�sobie z wszelk� drobnic�. Raz by�y to w�tpliwej warto�ci stare kartki pocztowe, maj�ceznaczenie chyba jedynie dla zmaniacza�ych kolekcjoner�w, innym razem by� to regulaminwojsk Franciszka J�zefa, za� innym � dwa, trzy dolary. Jubi wiedzia�, od kogo kupi�.Wiedzia� te�, komu sprzeda�. Sam nie kolekcjonowa� nic. Ale zna� wszystkich w mie�ciemaniak�w, dla kt�rych te bibeloty posiada�y warto�� i znaczenie. I do nich to w�a�nie znosi�owe przedmioty, zarabiaj�c niewielkie zreszt� sumy, kt�re wystarcza�y mu zaledwie nacodzienn� kaw� i tani obiad. Ale gdy trafi�a mu si� lepsza okazja, taka, kt�ra przynios�akilkaset z�otych dochodu, Jubi czu� si� milionerem. Zaprasza� w�wczas przer�nychznajomych do winiarni i tam fundowa� butelk� za butelk�. Najwi�ksz� jego przyjemno�ci�by�y te w�a�nie chwile.Zachodzili do tej winiarni Cyganie. Orkiestra cyga�ska. Znali Jubiego. Stawaliw�wczas nad nim i grali stare partyzanckie piosenki, przy kt�rych Jubi wzrusza� si�,niekiedy �z� z policzka otar�. I cz�sto �piewa� z cyga�sk� orkiestr�. Czu� si� w�wczasstarym wiarusem i ch�tnie naprowadza� rozmow� na tematy okupacyjne. Jego wiedza otym by�a spora, du�o czyta�.Zarobi� widocznie kilka st�wek, bo siedzia� oto w winiarni, popija� s�odkawe wino ikrzycza�. Nie m�wi�, ale krzycza�. To nale�a�o do jego stylu bycia. Gdy si� upija�, traci�panowanie nad g�osem, ka�de s�owo wykrzykiwa�, a ka�de zdanie popiera� zamaszystymi,acz nieskoordynowanymi ruchami.� Panie, ciszej � upomina�a kelnerka.� Ale� do cholery ja m�wi� normalnie � wrzasn�� w jej kierunku.W tym w�a�nie momencie do winiarni wkroczy�a orkiestra cyga�ska. Dziwna to by�aorkiestra. Czterech t�gich cygan�w, kruczow�osych � jak przysta�o na t� ras�,wprowadzi�o do lokalu male�kiego, poruszaj�cego si� jak po chorobie parkinsona Cygana,kt�ry ni�s� pod pach� skrzypce. By� niewidomy. Posadzony przez pozosta�ych na krze�leprzy�o�y� skrzypce do piersi. Praw�, chor� r�k� uchwyci� struny. A wi�c odwrotnie jakzwykle czyni� skrzypkowie. W lew� uj�� smyczek. Orkiestra pocz�a si� dostraja�.� To jacy� nowi � wrzasn�� Jubi. � Jeszcze ich nie widzia�em. Ale gra� ch�opaki.Gra�. Jubi p�aci.I rzuci� na st� st�wk�. Jeden z orkiestrant�w podszed� do stolika, zgrabnie chwyci�banknot i zr�cznie schowa� do kieszeni. Pozostali uk�onili si� z lekka Jubiemu, kt�ry ju�zaczyna� �piewa� �P�ynie, p�ynie Oka�. Ale cyganie nie podchwycili melodii i rozpocz�ligra� czardasza. Najpierw wolno, wolno, p�niej coraz szybciej i szybciej, a� muzykanabra�a w�a�ciwego rytmu. A kaleka, kt�rego musieli posadzi� na krze�le... tak, ten okaza�si� mistrzem. Mimo ca�ej u�omno�ci � wyczarowywa� z instrumentu d�wi�ki, jakich niepowstydzi�by si� na estradzie wirtuoz zawodowej orkiestry. Jubi ucich�. Ucich�a te� sala.Wszyscy obecni s�uchali w skupieniu. Cyganie sko�czyli utw�r i zerwa�y si� brawa. Jedentylko g�os przedziera� si� przez szum oklask�w.� �Bo w partyzantce nie jest �le.�To Jubi rycza� przy swoim stoliku. Da� st�wk�, wi�c mia� prawo. To jemu grali. Onzap�aci� i chcia� s�ysze� tylko to, co chcia� s�ysze�. Zaskoczenie jakie wywo�a� popisowyutw�r orkiestry ju� min�o i teraz domaga� si� swoich � jak s�dzi� � uzasadnionych praw.� �Bo w partyzantce nie jest �le�!� Te partyzant, zamknij si�. Bo ci� jeszcze kto ustrzeli � us�ysza� g�os z sali.� Mnie ustrzeli?, mnie ustrzeli? Mnie? Jubiego? � wykrzykiwa� z pijackim uporem.I znowu:� �Bo w partyzantce nie jest �le�!Od s�siedniego stolika wsta� barczysty m�czyzna podszed� do Jubiego, uni�s� zako�nierz i jak kocieka wyprowadzi� do drzwi. Za nimi pod��a�a kelnerka, by pobra� odJubiego nale�no��.� Ja nie zap�ac� � krzykn�� piskliwie Jubi. � Ja nie zap�ac�, to bezprawie, toskandal.� Ja ci dam bezprawie gnojku � powiedzia� m�czyzna, kt�ry trzyma� go zako�nierz. � P�a� i jazda do domu.� A ja i tak nie zap�ac�.� Zap�acisz synu � powiedzia� spokojnie m�czyzna i otwart� d�oni� uderzy� wtwarz Jubiego. Z jego nosa pociek�a krew. Otar� wierzchem d�oni nos. Zauwa�y� krew. Bezs�owa si�gn�� do kieszeni i zap�aci� rachunek. Wyszarpn�� si� trzymaj�cemu gom�czy�nie, wyskoczy� na ulic�, przed drzwiami odwr�ci� si� i krzykn�� szybkowymachuj�c r�kami.� Jeszcze ty mi zap�acisz za to draniu jeden.A gdy m�czyzna zbli�y� si� do drzwi, Jubi odwracaj�c si� w przeciwnym kierunkur�czo pop�dzi� w d� ulicy.Zatrzyma� si� dopiero u wylotu placu Zamkowego. Przystan��, wyj�� chustk� donosa, otar� twarz i do siebie p�g�osem powiedzia�:� Mog�o by� gorzej.Przystan��, chwil� duma�. Spojrza� na zegarek. By�a �sma wiecz�r.� Zamykaj� o dziesi�tej � mrukn�� i pomaszerowa� w g��b placu. �azi� bez celu poulicach. Liczy� minuty do chwili zamkni�cia winiarni. Zajrza� do podrz�dnej knajpy �Podtrzema karpiami� i zd��y� wypi� piwo przy bufecie, nim kt�ra� z kelnerek, pami�taj�cniedawn� z nim� awantur� � podesz�a do niego i powiedzia�a:� A pan tutaj czego? Przecie� pan wie, �e nic panu tutaj nie podamy.� Id� ju�, id� � powiedzia� bez przekonania i niech�tnie skierowa� si� do wyj�cia.Przed drzwiami spotka� m�odego pijaczka.� Sie masz Jubi. Co u ciebie?� Franek rozbi� mi nos � odpowiedzia� Jubi. � Zap�aci mi za to.� Ty z Frankiem nie zadzieraj. Ma�o jest takich kozak�w, kt�rzy z nim... wiesz. Tynie zadzieraj. Dobra rada. Cze��. Id�.Jubi znowu skierowa� si� w stron� placu Zamkowego, p�niej skr�ci� w ulic�, kt�r�nie tak dawno ucieka�. Podszed� pod winiarni�, zajrza� przez szyb�.� Jeszcze siedzi � mrukn�� do siebie. � Poczekam.I odszed� na drug� stron� ulicy. Wszed� do bramy domu, z kt�rej doskonale wida�by�o kto wchodzi, a kto wychodzi z winiarni. Ju� ma�o kto wchodzi� Wi�kszo�� go�ciopuszcza�a lokal. Spojrza� na zegarek.By�o pi�� po dziesi�tej. Wyszed� z bramy i jakby skradaj�c si�, na palcachprzeszed� ulic�. Wszed� do lokalu. Zajrza� ostro�nie. Kelnerki zaj�te by�y zbieraniemobrus�w, robieniem porz�dk�w. Przy jednym ze stolik�w drzema� samotny m�czyzna,kt�ry tak niedawno uderzy� Jubiego.� �pi sukinsyn. Dobra Franek. Teraz moja kolej. Zaszed� �pi�cego z ty�u, podrodze wzi�� jedn� ze sterty ju� z�o�onych serwet. Rozejrza� si�. Na stoliku sta�a pustabutelka po winie. Jubi na palcach zakrad� si� do Franka, szybko okr�ci� mu g�ow� serwet�,uj�� butelk� i z ca�ych si� kilkakrotnie uderzy�. Serweta zabarwi�a si� krwi�. Jubi odrzuci�butelk�, i biegiem, przez nikogo nie zauwa�ony opu�ci� winiarni�. Przebieg� kilka ulic i zbij�cym sercem zatrzyma� si� na skraju parku. Rozejrza� si�, p�niej ju� wolno poszed� dotramwaju i odjecha� w stron� swojego pustego domu. Pier� rozpiera�a mu duma. Czu� si�bohaterem. Postanowi� obla� ten sukces.Poszed� do zaprzyja�nionej meliny, kupi� p� litra czystej i zaszed� do �lepegoJ�zka.�lepy J�zek, nazwany tak przez swoich kompan�w z racji tego i� posiada� tylkojedno oko, rzeczywi�cie siedzia� na skwerku, tam gdzie Jubi domy�la� si� go zasta�.� Chod� J�zef, mia�em dzisiaj fart.� Co tam masz w kieszeni?� P� wora.� Dobra. Id�.I udali si� do mieszkania Jubiego. �lepy J�zek w skryto�ci ducha gardzi� Jubim,gardzi� jego zaj�ciem, sam zarabia� na �ycie, marne i ci�gle pijane, znoszeniem w�gla dopiwnic. Nie gardzi� natomiast w�dk�.W mieszkaniu Jubi wydosta� kieliszki. Wm�wi� sobie kiedy�, �e nie wypada pi� zmusztard�wki, ani te� z butelki. Tak jak wm�wi� sobie, �e wypada chodzi� wy��cznie wgarniturze. Ten garnitur niewiele zreszt� r�ni� si� od roboczego stroju �lepego J�zka, Jubimia� na sobie i czarne spodnie, i marynark�, i przedziwnej urody krawat. Ale przecie� mia�.� Mnie daj szklank�. Ja z takiego pi� nie b�d�. Po z�bach mnie si� rozlewa �powiedzia� J�zek.� Jak chcesz � powiedzia� Jubi i wydoby� z kredensu szklank� � Ale ja zkieliszka. Mnie nie wypada. Mnie tak ze szklanki, to nie wypada.Jubi rozla� w�dk�.� Mia�em dzisiaj fart � powiedzia� do J�zka.� Twoja sprawa. Mnie nie obchodzi.� Ale opowiem. Mia�em fart. Wiesz, trafi�em na kartk� z bardzo ciekawymstemplem. Posz�a do ludzi. Wzi�� taki jeden filatelista. Dobrze da�.� No to pijmy za twojego filatelist�, czy jak mu tam.� Nie. Pijmy raczej za fart. Taki towar nie cz�sto si� zdarza.Wypili.� A u ciebie co J�zek?� Po staremu.� Niby nic?� Niby g�wno ci do tego.� Mo�e?� Ja si� ciebie Jubi nie pytam. Wi�c po co ty si� mnie pytasz? Pij i dobrze.Chcia�e� z kim� wypi� i trafi�e� na mnie. No to pij i nie gadaj.� Ju� dobra.Siedzieli i niemal w milczeniu s�czyli. Jubi rwa� si�, by opowiedzie� o tym swoi...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]