[ Pobierz całość w formacie PDF ]
M.Robert Falzmann
CYBERCOP cz. II
rozdział 02
***
- Wiesz, te gazy... pogmatwana sprawa. Nasze filtry mało brały, a co zostało to ci zamieszało... - Gannon siedzący przy łóżku patrzył nie na leżącego ale w okno - ...czysta prewencja, Max. Nic co cię powinno niepokoić. Rutynowy sprawdzian. Cholerne Celty użyły bojowej mieszanki usypiacza i depresanta. Gwarant potulności więźniów. Cud, że miałeś filtry i byłeś szybki w opuszczeniu strefy skażenia...
- ...khurwy dhały mi nhowe - wyseplenił przez nos leżący.
- Standardowa wymiana na ulepszony typ specjalnie zaprojektowany dla nas przez ... przyjaciół - Gannon wstał i poprawił mundur. Romboidalne odznaki Lidera i patki porucznika były fabrycznie nowe - ...spokojnie Max. Staraj się mówić z szerokim uśmiechem. To blokuje kanały nosowe.
- Tak jak teeeraaazzz? - leżący zaklął zaskoczony normalnością własnego głosu - fuck me! To praacuujeee...
- Nie przeginaj. Z twoją twarzą nie załapiesz się na klowna.
- Wolałbym na pielęgniarkę. Bujne mleczarnie i reszta krągłości.
- Wstrzymaj się aż trafisz na Ziemię. Tamtejsze dziewczyny większe.
- Oj tak, tak. To lubię. Kiedy?
- Już wkrótce.
- Whidzę, żhe hawansowałeś...
- Nowy dyrektor, nowe porządki. Facet docenił moją lojalność - Gannon ugryzł się w język i szybko podreptał do drzwi - zobaczymy się Max.
- A jhhaaa thoo chooo?
- Ty to milcz! - lekarz zawsze wartujący przy łóżku, wymienił Gannona.
- Bez gówna! - Max nie cierpiał medyka - mogę zobaczyć swoje rentgenowskie fotki? Wy mi wymieniliście ciut więcej niż filtry. Mam łeb jak jebane kowadło.
- Bo mózg wpadł ci do dupy a gówno do głowy. Zrobić ci lewatywę w uchu? - pan major i niestety chirurg, też nie kochał krnąbrnego pacjenta - ...wiesz, ja to się dziwię co oni w tobie widzą? Takie prymitywne ziemskie bydlę...
- Hej, to jest nas dwóch - Max wyszczerzył siekacze - masz może ołówek? Czas na rozwiązywanie krzyżówek. Ten twój koleś, pułkownik od cebra zaraz się tutaj zwali. Jest piąta pięćdziesiąt dziewięć a on jak zegarek i nigdy się nie spóźnia...
- Co się stało z poprzednim? - lekarz wygrzebał z kieszeni grafitowy rysik opakowany w papierową tutkę z rozwijalnej taśmy.
- Zjadłem - cicho wyznał Max - brakuje mi węgla i celulozy.
- Okay - lekarz zrobił notatkę w swoim InfoKomie i zaraz musiał wyjść, ustępując miejsca starszemu stopniem koledze - witam, pułkowniku. Max znów eeeghem... tego... konsumuje przybory...
- Dziękuję, dziękuję... - mundurowy lekarz w niedbale narzuconym kitlu starannie zamknął drzwi - ...dobra nowina Max. Wypisujemy cię za tydzień i wysyłamy na Ziemię. Rodzinna planeta, ha, ha. Zadowolony?
- A mam wybór? - Max odłamał kawałek ołówka i zaczął żuć.
***
Ziemia powitała go miażdżącym ciążeniem i mecho smrodem milionów serworobotów, androidów oraz automatów wszelkiej maści i produkcji, zalewających tak Kosmodrom Alaska jak okoliczne ulice Dawson City.
- Kurwa, gdzie są ludzie? - Max ściskając służbowy Mk303 miał ochotę uciekać, co było trudne siedząc w samojezdnym aklimatyzacyjnym fotelu i będąc na łasce powożącego mecho kierowcy - czy tutaj nie ma ludzi?
- Nie, proszę pana - portier robot kierujący fotelem i wiozący z tyłu jego bagaż był bardzo wygadany - ... ten rejon należy do minusowej populacji biolo. I jak pan to trafnie zauważył, ludzi nie ma w zasięgu optycznym, ale mecho jest pełno, co oczywiście jest tylko złudzeniem. Biolo istnieje, lecz obecnie...
- Kima - Max sprawdził godzinę i to co miał nad głową. Godzina była druga szesnaście rano a całe miasto przykrywała gigantyczna kopuła tak zwanej biosfery, odcinająca zewnętrzną aurę, śnieg, lód oraz nocne niebo. Zamiast tego ostatniego, jasnobłękitna czasza kopuły emitowała radosny brzask wstającego słoneczka. Typowy holo kit dla podniesienia nastroju na kosmicznych frachtowcach i pasażerskich transportowcach. Ale tutaj?
- Estetyka i wyższe uczucia należą do Cieni - robot manewrując stanął w kolejce do taksówek - nam nie zależy tak długo jak to nas nie koroduje.
- Jezusie - Max łypnął na poprzedzające go człekopodobne androidy i na kilka bryłowatych robotów typu pancernych kurierów i gońców - czy my nie możemy ominąć tej menażerii?
- Tylko w dzień. Od ósmej do szóstej. Dalej jest czas mecho. Jak już mówiłem, biolo...
- Jest ujemne, słyszałem - Max, przenosząc badający wszystko wzrok na bezduszne i bardzo metalowe oblicze portiera nie znalazł tam kpiny czy pogardy, ale mógł by przysiąc, że coś z tego było w tonie i podtekście całej mowy mechanicznego tragarza - ...a ty koleś, to co? Czytasz myśli?
- Nie rozumiem - robot przesunął fotel o dwa miejsca. Taksówki były o tej porze wyraźną rzadkością - ja... tylko jestem programowany do czytania z mowy ciała biolo.
- Aha - Max skrzywił nos bowiem kolejna taksówka wielkości koparki miała przegrzane obwody i parkując, splunęła mieszaniną cuchnącego gazu i pary - nowina dla mnie. Ziemia też. Nie byłem tutaj od wielu lat a w Dawson nigdy przedtem. Co to było z tymi cieniami? Cienie to my?
- Ludzie - potwierdził portier - w rentgenie to tylko cienie...
- Haha... - Max parsknął radośnie - dobre.
- Wcale nie - zaprzeczył portier - ciało to ciało. Liczy się psyche. I tutaj brak narzędzi do diagnostyki. Na przykład, ja jestem w stanie powiedzieć ze stu procentami pewności co i jak myśli każdy z mecho konstruktów w zasięgu optycznym. Programy sterujące, pomijając zróżnicowanie w stylu i zasięgu wstawek heurystycznych, są standardowe...
- Wy się uczycie? - Max podniósł brwi - ciekawostka...
- Dynamika miasta wymaga elastyczności elementów - robot przesunął fotel i platformę bagażową o następne trzy miejsca - a systemy statyczne nie mogą funkcjonować samodzielnie. Przykładem taksówki. Konieczne gdyż część systemów jest statyczna mimo, że mobilna. Wewnętrznie statyczna. Typowe dla kurierów. To w sumie to są jedynie samojezdne sejfy. Bez CPU wyższej komputacji. Same bazowe oprogramowania. Szkoda...
- A Transgraby? - Max właśnie zobaczył jednego stojącego na straży u wjazdu do części towarowo spedycyjnej kosmoportu. To był skromny i mało widoczny typ miejskiego mecho kundla, niemniej zbrojny w emitery laserów i jedno plazmowe działko - co mi powiesz o bojowych cybach, aa?
- Nic. Ten temat jest klasyfikowany jako tajny - portier niezbyt delikatnie szarpnął fotelem wprowadzając go do wnętrza wolnej taksówki nieco mniejszej od BusHoovera i zdolnej pomieścić pięciu kurierów lub...
- Stop! Ten kurs jest dla biolo tylko! - portier powstrzymał Coś co chciało wdrapać się tuż za nimi.
- Ziiighhaaa! - ciemny, oksydowany pancerz bez trudu odepchnął tak fotel jak tragarza, i nowy, a nie chciany pasażer, zadokował w najmniejszej przegrodzie, szybko mocując pneumatyczny teleskop infowodu w gniazdku dyrekcyjnym, co natychmiast dało mu przewagę w wyborze trasy jak też...
- Auuu... - Max odjechał w koniec taksówki gdy ta poderwała się jak spięta, natychmiast przyspieszając.
- To jest niedozwolone - głos portiera mimo, że mecho, miał wszystkie cechy i podteksty paniki - stop! Stop! Nie wolno!
- Hej! Co to jest?! - Max był bardziej rozbawiony niż przestraszony.
- Odpad miasta. Tajne! - mecho tragarz zamilkł i milczał do czasu gdy dziwny gapowicz wysiadł po kilku minutach szalonej jazdy.
Max nie nalegał i nie komentował.
Najwyraźniej w tym raju zegarmistrzowskiej precyzji, nie wszystkie kółka kręciły się do taktu... biolo i mecho doboszy.
A właśnie ten problem był powodem jego wizyty tutaj.
***
- Konspiracja cyborgów? Nielegalna frakcja mecho? Tajne fabryki Artie?
- Tak, panie Norton. I osobiście bardzo się cieszę, że miał pan okazję zobaczyć jednego z przedstawicieli rodziny Nierejestrowanych Obiektów Komunikacyjnych. W skrócie Nok, co ma dalsze koneksje nie tylko czysto semantyczne. Nok jak nokturnalny, czyli nocny. Tubylcy w swoim slangu nazywają je też Niok albo Niek. Znamienne. Wszystko na Nie. Opozycja. Anarchia mecho. Na szczęście te potworki grasują jedynie nocą, w czasie wyznaczonym dla mecho a zabronionym dla biolo...
- Przepraszam panie dyrektorze, ale nadal mam luki w danych - Max rozparty na antycznej skórzanej kanapie i sączący oryginalną kawę starał się być dyplomatycznie poprawny - jakim prawem my, ludzie, nie możemy używać miasta o każdej porze, abstrahując od tego czy warto. Dawson City to jak betonowy stadion bez graczy. Zero rozrywki, niemniej...
- Właśnie dlatego. To jednak jest fabryka i centrum towarowe a nie miasto jako miasto. Z założenia, tutaj rządzą roboty...
- Jezu, coś nas nie zbawił... - Max wylizał miniaturową filiżankę - okay! To jak mam pracować? Plotki i pomówienia to odrobinę za mało. Ja kasuję i morduję... mecho. Plotki nie da się rozstrzelać. Trochę konkretu, proszę. Wytyczne na stół, panie dyrektorze...
- Brak! Takowych nam brak! - siwy i bardzo dystyngowany szef CC, po sekundowym wahaniu poszedł w ślady Maxa i starannie wylizał własną porcelanę, mrucząc - ...szkoda marnować co dobre. Cholerne ziarnka są na wagę platyny. Kastor miał fatalny zbiór, a Jowiszanie podnieśli cenę na własne gatunki. Nie naj ...mniam mniam... lepszej jakości. To na czym skończyliśmy panie Norton? Mmm... streśćmy się. Ja mam umówione spotkanie z prezydentem na pierwszą i zebranie Sponsorów o szóstej... a obie strony chcą wiedzieć coś niecoś o naszym planie.
- Taak? Oni? - Max zmarszczył brwi i dodał cicho - i pytaj tutaj co ma piernik do wiatraka, prawda? Kto smaruje ten dyryguje. Te problem w Dawson City to musi być nieliche bagno...
- Nie mam pojęcia - dyrektor uśmiechnął się słodko - ale wierzę, że mogę liczyć na pana. Ostatecznie, coś muszę zameldować... jako CC.
- Zaraz, zaraz - Max poderwał się z kanapy - Dawson City należy do rządowego kartelu US INDUSTRIAL & Co. Zaś IBM, GMC Galactic i bodaj Nippon Steel mają po pięć procent udziału. I oni mają własne ekipy oraz własnych techników. Czemu wybrano Cybercops?
- Aha! Pamiętam. Sprawa mąki. Ziarno, wiatrak, mąka, piernik. Co za różnica kto prowadzi dochodzenie, tak długo jak wszyscy mu ufają - siwy kiciuś, który od miesiąca był nowym dyrektorem Cyberpolicji, wcześniej pracował jako dyrektor ONZO, a jeszcze wcześniej jako zastępca i deputowany dyrektor rozwiązanego CIA i mając tyle lat doświadczenia, lekko pływał w obecnym stawie mętnej polityki USA - well, jak to mówią, wyścigi wygrywają szczęściarze. A pan, Norton, jest takim...
- Ja zaraz zwariuję - Max miał ochotę wyć - co pytanie to zmyłka.
- Zawsze tak jest gdy mówimy o rzeczach o których nie można, nie wolno lub nie powinno się mówić, a mimo to wyższa siła zmusza... radzę posłuchać obrad kongresu, panie Norton - dyrektor rozłożył dłonie - przykro mi, ale wiem mniej niż pan. I co gorsza, dostałem polecenie uregulowania spraw w Dawson City, nieoficjalnie.
Nasz prezydent jest silnie naciskany przez frakcję Południa i musi wykazać się czymś więcej niż dobrymi chęciami o ile ma utrzymać i nadal otrzymywać poparcie wielkich tego świata, nie mówiąc o utrzymaniu Cyberpolicji. To jego twór i maskotka...
- Bez gówna - Max oklapł i wolno usiadł - tego nie wiedziałem.
- ...bez, kolego, bez... - dyrektor poklepał ramię siedzącego - widzisz, prawo bez pały to jak król bez królestwa. Pusty tytuł i puste brzmienie.
Ktoś tutaj od dawna pracuje by rozmontować nawet najmniejszą organizację zajętą taką czy inną formą ochrony i wywiadu na korzyść USA.
Ten ktoś zdołał wykończyć nawet prywatne agencje pracujące na zlecenie rządu naszego kraju... nic oficjalnego bo to też jest plotka i pomówienie... niemniej fakty mówią same. Well, nic, ważne, że mamy CC.
- Banda amatorów - burknął Max - nawet ja, nie jestem specem...
- Praktyka czyni mistrzem - dyrektor podszedł do biurka i wrócił z plikiem folderów pełnych twardych wydruków. Podając Maxowi, szepnął z naciskiem - praktykuj, mistrzu. A jak masz kłopot, szukaj pomocy u tych ludzi. To była kiedyś elita ONZO i CIA. Oficjalnie, ci agenci już nie pracują dla rządu, a ich dane zostały komisyjnie zniszczone. Niemniej... mamy CC.
- Fuck! - Max zajrzał w oczy siwego i nagle bardzo zmęczonego dyrektora - ...co tutaj jest grane, szefie?
- Ciąg dalszy destrukcyjnej i kreciej roboty, kogoś kto ma bardzo dalekie i ukryte plany. Ja to wiem i czuję, ale nie umiem wskazać palcem, kto...
- Nie rozumiem - Max był realnie zagubiony - co ma piernik do...
- Wszystko! - dyrektor potarł czoło odpędzając zmęczenie - widzisz, idą ogromne zmiany i my nie jesteśmy w stanie ich zatrzymać.
Nowa techno i biolo rewolucja jest w powijakach i... już sięga po władzę. Klony z Jowisza oraz nasze cyborgi z mózgami SI oraz Artie stają się częścią planetranych ekonomii oraz ważnym elementem w zakresie kolonizacji.
Dodaj do tego administracyjny burdel na Ziemi. Afrykę w ogniu, Azję masowo emigrującą do gwiazd, Amerykę na krawędzi secesji i wojny... a obraz robi się mętnie brudny i niejasny.
- Niee! - Max nigdy nie sądził, że idealizowana Ziemia może być aż takim kipiącym kotłem niepokoju - wojna tutaj?!
- Well... robimy wszystko by jej uniknąć. Prezydent zamierza oddać prawa legislacyjne i fiskalne w dłonie stanowych kacyków, co da nam czas na ostudzenie nastrojów, ale de facto zamieni USA w bardzo luźną federację praktycznie obcych sobie Stanów. Dalej nastąpi polaryzacja politycznych biegunów i nie jest wykluczone, że za dziesięć lat USA jako państwo zniknie z geopolitycznej mapy. Ale to dopiero będzie, a na dzisiaj, mamy inne kłopoty. Jednym z nich jest Dawson City.
Dyrektor zamilkł a Max nie miał najbledszej idei co powiedzieć więc też milczał czekając na otwarcie.
- Tak. To też jest rozwiązanie - siwy mężczyzna rozpłynął się w uśmiechu - ...jak mnie spytają to powiem im, że to jest tajne.
- Co jest tajne? - jęk frustracji i zniechęcenia. Max totalnie nie chwytał o czym tamten mówi i co ma na myśli - ...panie dyrektorze, ja jestem tylko takim prostym technikiem i naprawdę ...
- Max, Max, Max... - dyrektor włożył dłonie do kieszeni kurtki i zakołysał się na obcasach bardzo wykwintnych i drogich mokasynów z giemzy - ty nie jesteś ani prosty ani technik. Ty jesteś wydarzenie...
- Cokolwiek - Max spocił się węsząc jakieś głupie kito agity w budowie.
- Nie, nie! Ja poważnie. Ach, przepraszam. Zapomniałem. Przecież nikt ci nie powiedział prawdy... prawda?
- Która jest?
- Słyszałeś o Kropotkinie? Duchowym ojcu anarchistów?
- Nigdy. Ale o anarchistach to i owo. Jowiszanie to sami anarchiści. I ja tych klonorobów nienawidzę. Zboczeńcy!
- Mój człowiek - rozczulił się dyrektor - ...taa... ale my teraz o symbolice a nie polityce. Cholera, aktualnie to o wszystkim po trochu... bo widzisz, Hunday zdołał swoimi kanałami przechwycić ładunek bojowego SI, tyle, że w płynie i mającego wszystkie cechy komputerowego wirusa...
- W płynie?! - Max przełknął ślinę.
- Nie dokładnie - dyrektor zamyślił się na sekundę - ...mmm... może wiesz, że tak zwane software, na poziomie molekularnym jest bardzo solidną formą czasowego hardware, co dalej i mniej potocznie nazywamy siecią zorientowanych magnetycznie elementów korpuskularnych. A te, jak każdy budujący nasz świat blok elmagu, mogą być wymieniane i są... w trakcie zapisu nowej informacji, lub kasowania tejże.
A tutaj ogromną rolę odgrywają najnowsze nanoroboty mogące działać jako nośniki bitów bezpośrednio wprowadzonych do kryształów z pominięciem całej baterii translatorów, czytników, negatorów, procesorów i generalnie tego co nadal nazywamy CPU.
- Cepie Pocoś się Ucył - Max miał mdłości i zielone płatki w oczach.
- Raczej Upił - dyrektor pochylił głowę i zmierzył surowo siedzącego - a ty, kolego, to lubisz maczać dzioba i jak by nie patrzył, na odzyskanych z Instytutu Hundaya kryształach security, widać wyraźnie, tu obecnego, wypijającego pół litra Oddechu Kropotkina - stężonego komputerowego wirusa zaklętego w milionach nanorobotów radośnie pływających w ... Max?... ty jesteś okay?
- Nie - Max przewrócił oczy białkami do góry i zemdlał.
***
- Boże... że ja jeszcze żyję...
- Od kilku gramów aluminiowych opiłków jeszcze nikt nie umarł - mały Japończyk kręcący się dookoła laboratoryjnego stołu miał śmieszne wąsy i równie roześmiane oczy ginące w wiekowych zmarszczkach - nie powiem, to co wypiłeś jest żywe i zaskakująco odporne na kwas solny, niemniej to jest zarazem przezroczyste dla fagocytów i nie toksyczne, więc twój organizm nawet nie podejrzewa, że ma gości.
- Profesorze, to jest jebany wirus...
- Mecho a nie biolo i dostrojony do zupełnie innych częstotliwości niż twój system nerwowy, młody człowieku.
- Jest pan tego pewien? Bo ja nie. Nikt normalny nie odwiedza Cybernetu bez komputera czy wirtualnej przystawki.
- Rozumiem, że ty nie musisz - Japończyk wrócił z dalekiego końca pokoju z czytnikiem skanu X-ray.
- No nie - Max obserwujący urągającą zdrowemu rozsądkowi panoramę dziennego Dawson City obrócił wzrok w stronę ekranu małej maszyny - i jak stoimy? Sto procent mecho czy też nadal mogę nazywać się Homo?
- Dwuznaczne, i z tym pojemnikiem antyseksolu wszczepionym pod mostkiem, bez znaczenia - Japończyk pstryknął paznokciem w monitor będący obrazem bardziej androida niż człowieka - powinieneś ich podać do sądu. To jest nielegalne aż tak wykrzywiać i okaleczać ciało. Przecież ty nie jesteś kaleką. Nie rozumiem dlaczego masz implanty motoryczne i wspomaganie ścięgien tam gdzie normalne kości i muskuły dadzą sobie radę bez pomocy...
- To jest drobiazg - Max zapatrzył się na zarys własnej czaszki upstrzonej iskrami ognia - bardziej interesują mnie te kryształy i reszta. Co oni mi tam napakowali?
- Te duże to wspomaganie pamięci. Typowe terrabitowe wafle. Nowe i szybkie. Te mniejsze - Japończyk podkręcił plusowe zbliżenie - to są albo supresory albo akceleratory hormonalne. I przypuszczam, że dualne, ale zauważ coś innego - starcza dłoń nadzwyczaj ostrożnie manewrowała kalibratorem powiększenia - ...hajj! Maxssymalne zbliżenie i poziom już molekularny...
- Kurwa, robaki! - ryknął Max - w mojej głowie!
- Spokojnie, to tylko nanoroboty, żaden wielki problem. Ewentualnie i tak umrą. Na tym poziomie zużycie mecho jest równe zużyciu w próżni. One już się sypią... tiek, ale ja o czymś innym... o tym! - twardy i sękaty palec z długim paznokciem wskazał nieforemną bryłę otoczoną przez gromadę...
- Jezu! Robaki budują gniazdo! - Max uderzył się pięścią w ciemię.
- Kryształ - Japończyk wstał od stołu i poczłapał do oszklonej szafki z narzędziami - ...pytanie tylko jaki i dlaczego. Ale my to zaraz sprawdzimy.
- Ooo... nie. Tylko nie to! - Max cofnął się przed staruszkiem zbrojnym w hełm do trepanacji.
- Nie bądź dziecinny. Nawet nie poczujesz. To jest sonda między tkankowa i wchodzi przez nos albo oko.
- Jezu, słodki Jezu - Max poddał się obróbce i sondowaniu z oporami.
- I nie wzywaj jego imienia nadaremnie - Japończyk szybko uporał się z pobraniem próbki i równie szybko poprowadził siąkającego nosem Maxa do drzwi - lepiej jak już sobie pójdziesz. Wprawdzie ja oczyściłem cię ze wszystkich nie firmowych pcheł i pluskiew, ale być może ktoś cię śledzi optycznie. Pamiętaj, że Dawson City jest terenem działalności setki wielkich korporacji i żadna z nich nie kocha konkurencji. Przekaż też moje pozdrowienia dla Dyrektora. Dobrze jest wiedzieć, że ktoś pamięta...
- Jasne - Max, który trafił do profesora badając otrzymane wydruki z danymi byłych operatorów i agentów, wcale nie miał zamiaru donosić sam na siebie - jak tylko go spotkam, przekażę pozdrowienia.
- ...cieszę się. Wpadnij za dwa dni. Ja będę musiał zabrać tą próbkę do Atlanty. Mój wnuk prowadzi tam laboratorium fundacji Merc Interplanet i oni mają bardzo zaawansowany sprzęt diagnostyczny.
- Cokolwiek... ale, ale... żadnych imion, profesorze.
- Za kogo ty mnie masz. My w CIA milczeliśmy i milczymy.
- Sorry - Max wyszedł z apartamentu na samym szczycie wieżowca i stojąc w oszklonym przedsionku do zewnętrznej windy po raz setny zapatrzył się na obłąkaną gmatwaninę budowli z jakich składało się Dawson City. A raczej, tą część, która była pokryta kopułą...
- Ciekawe, jak jest po tamtej stronie. Mój następny adres i kontakt mieszka na dalekich przedmieściach... o ile nadal i jeszcze...
Wchodząc do windy, Max miał mdlące uczucie skoku z trzydziestego piętra, bowiem to była bardzo nowoczesna winda i cała z krystalitu.
Stojąc i spadając w szklistej klatce, rozmyślał co by było, gdyby te nanoroboty jakie wypił, nagle rozpełzły się po mieście.
Dawson City. Modelowe miasto cyborgów. Lecz, czy istotnie miasto?
Z góry i ostatniego piętra, to była myląca wzrok orgia architektury nie całkiem ludzkiej i odpychająco obcej.
Z dołu?
- Pustynia betonowego abstraktu brył - Max już wcześniej zwrócił uwagę na surowość i oszczędność tak ulic jak samych budynków, gdzie całość przypominała bardziej przemysłowy kompleks niż mieszkalne i biurowe dzielnice starych miast południa.
Szczególnie kolor i zapach. Milion odcieni cynkowo ołowianej szarzyzny tylko czasem przerwanej akcentem brązu i duszącej czerni. I żadnych znaków, szyldów, reklam, bodaj holoplakatów. Nic na czym można zatrzymać oko...
Ale nos aż skręcał się od zawiesistej palety smrodu.
Max, biorąc jednoosobową taksówkę, polecił komputerowi poprawić stan oczyszczania powietrza i był zadowolony gdy nie musiał wdychać bardzo podejrzanych miazmatów parujących z podziemnych kanałów.
- Roboty nie jedzą i nie piją, a mimo to ich miasto cuchnie jak kloaka. Czy ktoś mi powie dlaczego?
Pytanie do własnego odbicia w lustrzanej szybie. Jedno z setki pytań. I każde bez odpowiedzi.
Max liczył, że je znajdzie ciągnąc za język miejscowych rezydentów byłej CIA, FBI oraz ONZO, lecz ...rachuj, rachuj, wszystko na ...luj. Te kartoteki jakie dostał zawierały jedynie trzy adresy, z czego, cud nad cudy, jeden należał do eks noblisty i znanego profesora biotronika. Bardzo przydatne gdy mamy w sobie kilka milionów nanorobotów z kodowym imieniem Wirus Komputerowy aka Oddech Kropotkina...
- Muszę pamiętać by się nie całować z robocicami - Max zachichotał i zaraz zamarł bowiem właśnie przekraczali siłowe pola i solidne tytanowe bramy na rogatkach ... - Jezus i osiołek, teraz wiem czemu tutaj śmierdzi.
Przed jego oczami rozlewał się największy socjalny wrzód jaki mu było dane widzieć kiedykolwiek... - ...gorsze niż orbitalne mrówkowce. Tam bodaj sprzątają trupy i gonią żebraków...
Najwidoczniej, tutaj, nie było nikogo kto by o to dbał i pobocza drogi piętrzyły się od czarnego lodu wymieszanego z odpadkami, kośćmi, czaszkami i dogorywającymi ludzkimi wrakami każdego kształtu, wieku i koloru. Dantejska scena mająca za tło i dekorację, zdewastowane ruiny, pół stopione Igloo domki, jakieś szałasy i rozpadające się baraki, zaś między nimi tysiące mielących się sylwetek zakutanych po uszy w szmaty warte spalarki a nie grzbietu.
- ...taaa... druga strona medalu i samo dno nocnika cywilizacji. Tyle, że czemu jest tak dużo gówna z tak małej dupy? Centrum Dawson City to ledwo okruch porównując to co widzę.
Pytania, pytania, pytania.
Po trzydziestu kilometrach jazdy przez ten śmietnik losowego i genetycznego odpadu, Max, zmęczony, oparł się o czyste poduszki, dobrze ogrzanej i klimatyzowanej taksówki, zadowolony, że nie musi być częścią krajobrazu rozpaczy.
- Jebać ich też. Każdy jest kowalem własnego losu.
Cynizm człowieka, który widział swoje i wiedział swoje, lecz... gdzieś tam w środku, pozostał kryształek kłującego niepokoju.
Ludzie nie powinni aż tak spadlać się w czasach gdy można było żyć, i żyło się, po królewsku za minimalną sumę kredytu.
- Wariaci, narkomani, degeneraci, nihiliści - Max wzdychając zamknął oczy - jebać. Nie mój biznes.
- Adres w zasięgu komunikatora. Czy życzysz sobie sygnał anonsujący twoje przybycie? - melodyjny głos autopilota wyrwał go z drzemki.
- ...oczywiście - Max wyjrzał na zewnątrz i odkrył, że byli na jakiejś bocznej i zaśnieżonej drodze między lasem opalonych kikutów drzew, malowniczo ozdobionych festonami zloddziałego szronu.
Najwyraźniej, tutaj, nie sięgały macki ośmiornicy nędzy i rozpaczy.
Przynajmniej żywe.
Patrząc uważniej, Max odkrywał kopce garnirowane piszczelami i żebrami a nawet raz zobaczył całe zwłoki młodej kobiety, groteskowo rzucone na wiązkę chrustu. Czarna linia spalonej krwi i ciała wędrująca od obojczyka do krocza była wspomnieniem po laserze, zaś zwinięte i spopielałe ubranie mówiło o termicznym ładunku masera.
- Podwójne uderzenie. Musiała trafić na strażnika, albo...shit! Transgrab.
Był. W samej bramie posiadłości otoczonej niebotycznym murem i kolczatką. Wielki, czarnosiny potwór z jakiejś nietypowej serii. Cały najeżony emiterami i zwieńczony kopułą pancernej ochrony nad stanowiskiem sześciu bębnowych Mk 363.
Morderczy cerber ze stalowymi kłami. Oswojony.
Kiedy taksówka była mniej jak pięć metrów od bramy, Transgrab płynnie skoczył do tyłu, przepuścił gości, i tam samym elastycznym wahnięciem wrócił na swoje stanowisko.
- Co za bydle - Max oglądając się wstecz, miał włosy stojące dęba.
Coś z tego nastroju musiało pozostać w jego twarzy, bowiem gdy wysiadał, witający go mężczyzna, spytał w pierwszym zdaniu - ...mam nadzieję, że nie nadział się pan na pułapkę? Mutanci próbują od czasu do czasu otworzyć puszkę z soczystym miejski befsztykiem. Lepiej było wziąć Hoover i lecieć a nie jechać. Nasze drogi stają się z roku na rok mniej i mniej bezpieczne... ach, niepotrzebne strachy, ...pan pozwoli... Edwin Stern, ale proszę mi mówić Ed.
- Maxymilian Norton. W skrócie Max. Ja od dyrektora...
...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]