[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chritine Feehan
DARK MELODY
Tłumaczenie:
franekM
Rozdział 1
Potrzeba przetaczała się przez jego ciało i wbijała rytm w jego umysł. Muzyka
wrzała i ryczała, wypełniając duży bar, drażniąca, nieodparta melodia tak
mroczna i napędzająca jak on. Nuty były zgrane z głębi jego duszy, przeniesione
przez palce do gitary, którą tulił w ramionach jak gdyby kołysał kobietę.
Muzyka była jedną z niewielu rzeczy, które przypominały mu, że żyje, a nie jest
jednym z nieumarłych.
Czuł wzrok, choć nigdy nie spojrzał w górę. Słyszał oddech tłumu, przepływ
powietrza przez płuca, jakby uderzenie pociągu towarowego. Usłyszał
pulsowanie krwi płynącej w żyłach, krew, słodka uwodzicielka, drażniła zmysły
aż jego pragnienie było tak ciemną obsesją i bezwzględną, jak cień na jego
duszy.
Oni szeptali. Setki rozmów. Sekretów. Uchwyconych ścierzek. Rzeczy szeptane
w barach pod przykrywką muzyki. Słyszał wyraźnie każde słowo, kiedy siedział
na scenie z młodym, entuzjastycznym zespołem był zagłuszony. Słyszał szepty
kobiet mówiące o nim. Dayan. Gitarzysta Dark Trubadours. Chciały go do
łóżka ze wszystkich złych powodów i on chciał je z powodów, które mogłyby je
przerazić.
Piosenka się skończyła, tłum ryczał, tupanie i klaskanie i krzyki pochwały.
Dayan spojrzał na człowieka czekającego przy barze. Cullen Tucker podniósł
szklankę wody do niego, unosząc brew.
Co my tu robimy
? Dayan odczytał
wyraz jasno, zapoznając się z ludzkim umysłem. Co oni tam robią? Co zmusiło
go, aby przejść do baru, podnieść swoją gitarę i grać dla publiczności? Jego
występ tylko zwrócić na ich nieuzasadnioną uwagę. To nie jest bezpieczne. Byli
tu aby polować, ale Dajana nie miał wyboru. Musiał być w tym barze. Czekał na
coś ... kogoś.
Palce Dajana już zabierały się do innego rytmu. Mrocznego. Nastrojowego.
Melodia chwyciła go, domagając się wydania. Jego głos uspokajał tłum, kusił,
uwodził. Wołał do niej. Rozkazywał jej. Jego kochanki. Jego życiową partnerkę.
Jego drugą połowę. Wzywał ją, aby go dopełniła. Aby dała mu emocje, które
zniknęły z jego duszy, pozostawiając mu pustą skorupę w której rośnie
ciemności. Istoty żyjącej w cieniu, narażone na przyczajoną bestię.
Uratuj mnie.
Chodź do mnie
. Słowa zabierały dech tłumowi słuchającemu muzykę,
przynosząc łzy do oczu kobiet.
Pochyliły się bliżej sceny, nie wiedząc, że tak zrobiły. Nieświadome moc jego
głos, jego oczu. On zahipnotyzował je. Kusił je. Zmuszał je. On rzucił zaklęcie,
niebezpieczny drapieżnik wśród łatwej zdobyczy.
Ocal mnie. Proszę uratuj
mnie
. Jego głos przemykał nad nimi, sączył się przez pory, wsiąkał w mózg tak,
że patrzyły na niego całkowicie zachwycone. Głód rósł, odpowiadając na jego
wyostrzone zmysły. Ciągle z zamkniętymi oczami, blokował sygnał tłumu,
zatracając się w jego piosence, do niej. Jego życiowej partnerce. Jedynej
kobiecie, która może go uratować. Gdzie ona jest?
Drzwi otworzyły się, pozwalając nocnemu wiatrowi wlecieć do pokoju,
rozwiewając zapach zbyt wielu organów zmiażdżony razem w zbyt małej
przestrzeni. To był dźwięk bicia serca, które sprawił że podniósł swoją głowę.
Serce było słabe i nieregularnie biło zbyt szybko, pracując zbyt ciężko. Dayan
spojrzał w górę i dosłownie stracił zdolność oddychania. Była tam. Tak po
prostu. Jego płuca płonęły za powietrzem, a jego palce straciło odwieczny rytm.
Jego serce zaczęło bić w jej dziwnym rytmie.
Dayan wmuszał oddech do swojego organizmie. Najpierw jeden, potem drugi.
Zespół patrzył na niego niepewnie. Jego palce zaczęły melodię, której nigdy
wcześniej nie grał, jedyną która był tam zawsze, zamknięta w jego sercu. Dimly
wiedział, że zespół zaczął wzorować się na nim, po jego prowadzeniu, ale on nie
zwraca uwagi na innych. Nie mógł patrzeć z dala od niej, obserwując, jak
zatrzymuje się na chwilę, a jej jasnowłosa towarzyszka rozmawiała z kilkoma
znajomymi.
Co było nie tak z jej sercem?
Jego czarne oczy poruszały się po niej zaborczo, znakując ją, domagając się jej.
Była mała, zgięta, z bujnymi ciemnymi włosami i ogromnymi oczami. Patrzył,
jak ona się porusza, oglądając kołysanie jej bioder. Dla Dayan, była
niewiarygodnie piękna. Ona była człowiekiem. Wiedział, że to możliwe, dla
niektórych z jego rodzaju, Karpatian, którzy maja ludzkie życiowe partnerki, ale
nigdy nie wyobrażał sobie że jego druga połowa będzie jedną z nich.
Przystanęła na chwilę, by popatrzeć na niego w szoku, jej szeroko otwarte oczy
spotkały się z jego na krótką chwilę. Jej usta tworzyły idealne okrągłe O, gdy
go rozpoznała. Ona przekręciła głowę ku wysokiej blondynce, która jej
towarzyszyła. Druga kobieta roześmiała się i przytuliła ją prowadząc przez tłum
do budki w ciemnym kącie klubu. Usłyszał miękki szmer jej głosu, a
jednocześnie jego świat się zmienił. W przypadku gdy przedtem klub były dla
niego widoczny tylko w odcieniach szarości, to teraz błyszczał życiem żywymi,
oślepiającymi kolorami.
Emocje napełniły go szybko i mocno, tak bardzo, że nie mógł się z nimi uporać.
Mógł tylko siedzieć, bardzo spokojnie palcami migać po ukochanej gitarze.
Mocno. Jego gitara. To zaskoczyło go tak bardzo, że miał świadomość, łez
palących za oczy. Dajan był niemal sparaliżowany przez różne bodźce
bombardujące go. Muzykę. Głód. Kolory. Żądzę. To był wulkan, roztopione
gorąco, dodatek do jego drażliwego uczucia. I była zazdrości. Mroczna.
Niebezpieczna. Zdawał sobie sprawę, że nie lubił, widzieć mężczyzn tłoczących
się wokół niej, pochylających się nad nią aby porozmawiać.
Od razu ta myśl spowodowała wzrost bestii w nim i musiał zmiażdżyć ją w dół.
Był bardzo niebezpieczny w tym stanie. Muzyka wylewała się z niego, przez
Niego; dzikie emocje prawie chciały go udusić, został oślepiony mnóstwo
kolorów. Wziął głęboki, uspokajający oddech, walczył o kontrolę i wygrał.
Co było nie tak z jej sercem?
Ciągle z głową pochyloną nad swoją gitarą, ale jego puste czarne oczy utkwione
były w jego ofierze, w jedynej kobiecie, która liczy się dla niego. Grał dla niej,
wlewając swoje serce do niej, pozwalając aby piękno jego muzyki przemówiło
do niej. Chciał, żeby zobaczyła w nim poetę nie drapieżnika. Nie ciemności.
Cały czas gdy grał, słuchał jej rozmowy, słuchał dźwięku jej głosu.
"Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę on, Lisa. To Dayan, z Dark Trubadours.
On jest praktycznie bogiem wśród muzyków. Nigdy nie słyszałam aby ktoś grał
taki jak on. Co on na Boga robi z tym zespołem? To był jej głos, delikatny i
kobiecy. Mówiła tonem szacunku.
Jej palce wybijały rytm na stole, za jego gitarowym refrenem.
Lisa pochyliła się w kabinie by być wysłuchana przez hałas w barze.
"Słyszałam, że był na wakacjach w pobliżu. Myślę, że on tylko zaglądnął tu
dzisiaj, Corinne. Wiem, jak bardzo kochasz muzykę, i ja chciałam sprawić ci
niespodziankę.
To była jej imię. Corinne. Nawet jej imię pasuje do muzyki w umyśle Dajana.
On bezwstydnie podsłuchiwał, aby dowiedzieć się co się dało. Słuchała jego
muzyki, jej ciało reagowało naturalnie, ale nie patrzyła na niego z uwielbieniem
pogrążona w taki sposób jak inne kobiety w barze. Sposób, w jaki by sobie tego
życzył.
"Ale skąd wiesz? On nie jest jak każdy, Lisa. On jest geniuszem, kiedy gra.
Skąd wiedziałaś, że on będzie tu dziś wieczorem?"
"Bruce - pamiętasz Bruce, Corinne -... Pracuje dla mojego fotografa. Bruce wie,
że jesteś wielką fanem muzyki. Zatrzymał się na drinka i zadzwonił do mnie, że
członek Dark Trubadours będzie tu dzisiaj grać. Bruce powiedział, że człowiek
za barem jest podobno przyjacielem gitarzysty i że jedzie z Dark Trubadours ".
Lisa wskazała Cullen. "Każdy ma nadzieję, że to oznacza, że Trubadours
szukają nowych miejsc do gry."
"Dobrze, że nie preferują mniejszych, bardziej kameralne kluby, ale kto by
kiedykolwiek pomyślał, że zagrają tutaj?" Corinne powiedziała. Jej spojrzenie
zeszli do Dayan, ich oczy spotkały się, i ona szybko się odwróciła.
Uderzenie potrząsnęło go. Jego palce prawie stracili rytm, jego żołądek wydał
śmieszny dźwięk i jego mocny oddech uderzył z jego płuc.
"Czy on naprawdę, jest taki sławny?" Lisa zapytała, szczerząc się do Corinne.
"Jest absolutnie znanych, to poganie." śmiech Corinne był czuły, dokuczliwy.
"Jego zespół nie ma umowy ze wszystkimi etykietami. Niektórzy próbują
nagrywać ich muzykę na taśmę, kiedy chodzą na koncerty. Taśmy są warte
fortunę."
"Masz stare płyty i kilka taśm, prawda? " Lisa zapytała.
Kolor zmieszania wypełzł na twarz Corinne. "Ciii! Na miłość boską, Lisa, te
taśmy są na czarnym rynku. A jeżeli ktoś ciebie usłyszy?" W jej głosie była
wina. "Zespół podróżuje i gra głównie w małych miejscach, jak staroświeccy
trubadurzy. Tak pewnie wymyślili nazwę."
Lisa oparła brodę na rękach. "On patrzy w tą stronę. Przysięgam, Rina,
naprawdę myślę, że zauważył nas."
"On jest wspaniały. Nie miałam pojęcia." Corinne nigdy nie była tą która
stawiała mężczyznę w centrum uwagi, czy to aktora, muzyka czy sportowca. To
nie było w jej stylu, była zbyt przyziemna. Ale Dayan przypominał rzeźbę
greckiego boga. Był wysoki, muskularny, co dawało wrażenie dużej siły i mocy
mięśni bez dużych rozmiarów. Jego włosy były bardzo długie, ale dobrze
utrzymany, lśniące jak krucze skrzydła, zebrane na karku i związane skórzanym
rzemykiem. Ale to jego twarz, zwróciła uwagę i trzymała Corinne. Mogła być
wyrzeźbiona z marmuru. To była twarz człowieka, zdolnego do wielkich
zmysłowości, albo wielkiego okrucieństwa. Nie mogła pozbyć się wrażenia
niebezpieczeństwa w swojej głowie, gdy spojrzała na niego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]