[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Fałszywy opis, prawdziwe zbrodnie

 

Nie wiadomo, kto i kiedy zaczął przedstawiać fałszywie opisane zdjęcie jako dowód zbrodni na Polakach z 1943 r. Następne osoby w łańcuchu, które je upowszechniały, działały nieświadome tego, w dobrej wierze

 

Fotografia nr I publikowana m.in. w książce Aleksandra Kormana "Ludobójstwo UPA na ludności polskiej? dokumentacja fotograficzna", wydanej w 2003 r.

Fotografia nr II z "Podręcznika medycyny sądowej dla studentów i lekarzy", Wiktora Grzywo-Dąbrowskiego z 1948 r.

Fotografia nr III zamieszczona w artykule Witolda Łuniewskiego "Psychoza szałowo-posępnicza w kazuistyce sądowo-psychiatrycznej" z 1928 roku

 

Pragniemy na wstępie przeprosić czytelników za drastyczne ilustracje do tego artykułu. Takie zdjęcia nie powinny się ukazywać w prasie, nie tylko dlatego, by nie razić czytelników i nie przyczyniać się do brutalizacji otaczającej nas ikonosfery, ale także z szacunku dla przedstawionych na nich niewinnych ofiar strasznej zbrodni. Dołączamy je, nie widząc innej możliwości udokumentowania naszych tez, które odnoszą się do ważnej kwestii - splotu niedawnych wiadomości oraz dramatycznych wydarzeń sprzed ponad pół wieku.

Kilka tygodni temu pojawiła się w mediach wiadomość o planach wystawienia w centrum Warszawy nowego pomnika. Ogólnopolski Komitet Budowy Pomnika Ofiar Ludobójstwa Dokonanego przez OUN - UPA na Ludności Polskiej Kresów Wschodnich zaprezentował przy tej okazji projekt autorstwa znanego artysty rzeźbiarza Mariana Koniecznego. Przedstawia on stylizowane drzewo, do którego przybite czy też przywiązane drutem kolczastym są ciała czworga dzieci. Pierwowzorem tego wstrząsającego obrazu było zamieszczane w wielu publikacjach zdjęcie, widoczne m.in. na okładce albumu "Ludobójstwo UPA na ludności polskiej? dokumentacja fotograficzna", które prezentujemy obok (fot. I). Publikacje te podają też miejsce i czas przedstawianej zbrodni - koniec 1943 r.

Plany budowy pomnika, a bardziej jeszcze wstrząsający projekt Koniecznego wzbudziły zróżnicowane reakcje, m.in. do Rady Warszawy trafił list protestacyjny podpisany przez ponad 100 artystów, naukowców i polityków, w którym stwierdzają, że drastyczna forma monumentu nie służy dobrze upamiętnieniu ofiar i polsko-ukraińskiemu pojednaniu.

Projekt pomnika przedstawiającego ciała ofiar okrutnej zbrodni jest rzeczywiście wstrząsający i jako taki może budzić kontrowersje. Jednak drastyczne w swej dosłowności nawiązanie do sceny ze zdjęcia jest fałszywe. Otóż zdjęcie, które stało się inspiracją dla rzeźbiarza, nie ma nic wspólnego z "ofiarami ludobójstwa dokonanego przez OUN - UPA na ludności polskiej Kresów Wschodnich". Przedstawione na nim dzieci nie były Polakami, ich zabójca nie miał nicwspólnego z OUN i UPA i w ogóle nie był Ukraińcem, a zbrodnia nie nastąpiła podczas antypolskiej akcji UPA w 1943 r.

Dramat z 1923 roku

Twierdzimy tak, ponieważ posiadamy niezaprzeczalne dowody, że wspomniane zdjęcie - pierwowzór projektu pomnika - przedstawia zupełnie inne wydarzenie. Miało ono miejsce w nocy z 11 na 12 grudnia 1923 r., cztery ofiary to dzieci cygańskie, a zabójcą była ich obłąkana matka, 32-letnia M.D. Zdarzenie jest szczegółowo opisane w pracy wydanej drukiem w 1928 r. (a zapewne też w ówczesnej prasie). Natrafiliśmy na te informacje i dokumentujące je zdjęcie w innej, późniejszej publikacji, która powoływała się na artykuł z roku 1928. Obydwa teksty są publikacjami z zakresu medycyny sądowej. Pierwszy to artykuł "Psychoza szałowo-posępnicza w kazuistyce sądowo-psychiatrycznej", zamieszczony w "Roczniku Psychiatrycznym" z 1928 r. Jego autorem był Witold Łuniewski, wieloletni dyrektor zakładu w Tworkach.

Druga publikacja to "Podręcznik medycyny sądowej dla studentów i lekarzy" wydany w 1948 r. przez Wiktora Grzywo-Dąbrowskiego, profesora Uniwersytetu Warszawskiego i członka komitetu redakcyjnego "Rocznika Psychiatrycznego". To właśnie fakt, że zabójcą dzieci była ich matka, przyciągnął uwagę uczonych. Nieszczęsna kobieta zabiła czworo dzieci w akcie rozpaczy po aresztowaniu męża i rozpadzie grupy cygańskiej, w której dotąd żyła, w przekonaniu, że grozi im niechybna śmierć głodowa. Następnego dnia zgłosiła się na policję. Z polecenia sądu została umieszczona w zakładzie psychiatrycznym, gdzie stwierdzono u niej "psychozę szałowo-posępniczą", dziś powiedzielibyśmy zapewne o ciężkim przypadku depresji. Jak pisze Łuniewski, jej czyn "był psychopatologiczną próbą dokonania rozszerzonego samobójstwa, którego chora nie doprowadziła do końca".

Obydwie wymienione publikacje zawierają fotografie z miejsca zbrodni. W "Podręczniku medycyny sądowej" zamieszczono zdjęcie, które oznaczyliśmy nr. II. Nie jest ono takie samo jak zdjęcie nr I. Czytelnik dostrzeże, że zdjęcie I jest jego lustrzanym odbiciem. Fotografia zamieszczona w pracy Łuniewskiego, którą oznaczyliśmy nr III, jest innym zdjęciem - przedstawia niewątpliwie tę samą scenę, ale sfotografowaną z nieco innej strony. "Przejmujący grozą obraz tej zbrodni został sfotografowany przez urząd śledczy", pisze Łuniewski, i zapewne wykonano kilka zdjęć z różnych perspektyw. Możliwe, że w archiwach sądowych lub policyjnych zachowały się inne jeszcze zdjęcia tej sceny. Ponadto zdjęcie I różni się od pozostałych ukośnymi jasnymi liniami, które kilku komentatorów wzięło błędnie za drut kolczasty. Są to zapewne ślady zgięć pierwotnej fotografii lub zarysowań na negatywie.

Na tropach legendy zdjęcia

Jak to się stało, że zdjęcie ofiar obłąkanej matki z 1923 r. uznano za przedstawienie polskich ofiar UPA, a potem wręcz za ich ikonę? Poszukując odpowiedzi na to pytanie, trafiliśmy na kilka ścieżek, częściowo zgodnych, częściowo zaś rozbieżnych. Najwcześniejsza odnaleziona publikacja datująca zdjęcie na 1943 r. to wydawane we Wrocławiu pismo "Na Rubieży". Fotografia pojawia się w jego numerze 3 z 1993 r. opatrzona podpisem "Dzieci polskie zamęczone i pomordowane przez oddział Ukraińskiej Powstańczej Armii w okolicy wsi Kozowa, w woj. tarnopolskim, jesienią 1943 roku (ze zbiorów dr Stanisława Krzaklewskiego)".

Dwa lata później zdjęcie pojawia się w pracy J. Węgierskiego "Armia Krajowa w okręgach Stanisławów i Tarnopol " z podpisem "zamordowane przez oddziały SS-Galicja dzieci polskie w rejonie Kozowej (pow. brzeżański) (ze zbioru W. Załogowicza)". Aleksander Korman w pracy "Stosunek UPA do Polaków na ziemiach południowo-wschodnich II Rzeczypospolitej" (Wrocław 2002) zamieszcza najwięcej informacji o zdjęciu i zbrodni, którą ma ono przedstawiać. Twierdzi, że zdjęcie pochodzi ze wsi Kozowa lub Łozowa, pow. Tarnopol, zapewne z grudnia 1943 lub 1944 r., skąd grupa ocalałych z rzezi Polaków dostarczyła je na konspiracyjną placówkę 14. Pułku AK na przedmieściach Lwowa. Tam trafiło w ręce Władysława Załogowicza (na którego relację się powołuje), który wiele lat później przekazał je Krzaklewskiemu, a ten autorowi. Pisze też, że upowcy poczynili wiele takich "wianuszków" z dzieci, przybijając je do drzew w alei, którą nazwali "drogą do samostijnej Ukrainy". Poznajemy nawet nazwisko przypuszczalnego dowódcy oddziału UPA odpowiedzialnego za rzeź i inne szczegóły zbrodni. W wydanym rok później wspomnianym już albumie Korman zamieszcza zdjęcie dwukrotnie, ponownie z informacją, że przedstawia jedno z drzew przy "drodze do samostijnej Ukrainy" w powiecie tarnopolskim.

Z kolei w liczącym ponad 1100 stron tomie H. Komańskiego i Sz. Siekierki o ludobójstwie w województwie tarnopolskim (Wrocław 2004) czytamy, że zdjęcie pochodzi ze zbioru St. Krzaklewskiego, a wykonał je niemiecki fotograf wojskowy we wsi Kozówka, pow. Brzeżany, w listopadzie 1943 r. Choć praca ta ma bogatą bazę źródłową i rozbudowany aparat naukowy, nie podaje, na jakiej podstawie przypisano tę scenę do wsi Kozówka. Dodajmy, że od kilku lat zdjęcie I pojawia się w różnych publikacjach i w Internecie (np. w Wikipedii), a jego opis obrasta w coraz to nowe szczegóły rzekomej zbrodni.

Aleksander Korman i Stanisław Krzaklewski już nie żyją, udało się nam jednak skontaktować z panami Siekierką, Komańskim i Załogowiczem. Dwaj pierwsi twierdzą zgodnie, że fotografia, którą otrzymali od dr. Krzaklewskiego, pochodziła od jego ojca, który z kolei dostał ją od niemieckiego oficera w Brzeżanach. Od Załogowicza natomiast dowiedzieliśmy się, że to on przekazał fotografię Krzaklewskiemu, a dostał ją pod koniec lat 40. od pewnej rodziny, która pochodziła z okolic wsi Kozowa, a po wojnie zamieszkała w Głuchołazach. Mamy zatem dwie różne historie zdjęcia, więc co najmniej jedna jest nieprawdziwa. Nie twierdzimy jednak, że relacje te były świadomie kłamliwe. Przeciwnie, sądzimy, że osoby, które upowszechniały fałszywie opisane zdjęcie, działały nieświadome tego, w dobrej wierze. Nasi respondenci byli ostatnim ogniwem dłuższego łańcucha. Nie wiadomo, kto i kiedy zaczął przedstawiać zdjęcie jako dowód zbrodni na Polakach z 1943 r., co następne osoby w łańcuchu już tylko powielały. Nawet autora (autorów?) tej fałszywej interpretacji nie należy od razu podejrzewać o kłamstwo (choć nie można tego wykluczyć). Mógł nie wiedzieć, skąd pochodzi zdjęcie, i połączyć je z jakąś zasłyszaną historią. Wielu ludzi z południowo-wschodnich Kresów II Rzeczypospolitej widziało w tym czasie tak potworne sceny, że dodanie do nich jeszcze jednego makabrycznego zdjęcia mogło się wydawać im oczywiste.

Obrońcy pamięci i rzecznicy prawdy

Trzeba podkreślić, że choć przedstawione obok zdjęcia są fałszywym dowodem zbrodni popełnionych na Polakach przez UPA, jest wystarczająco wiele innych wiarygodnych dowodów tych zbrodni: dokumentów i relacji polskich, ukraińskich czy niemieckich opisujących tysiące mordów na bezbronnych cywilach różnej płci i wieku, zbiorowych mogił kryjących szczątki ofiar, a także zdjęć równie przerażających jak obraz powieszonych dzieci. Żyją jeszcze, choć z każdym rokiem coraz ich mniej, naoczni świadkowie rzezi i okrucieństw. Zachowanie i zgromadzenie wielu takich dowodów zawdzięczamy badaczom amatorom ze środowisk kresowych, którzy czynili to w poczuciu misji, z obowiązku pamięci, pomimo wielkich przeszkód. Przez ponad czterdzieści lat rządów komunistycznych był to temat tabu; stosowne instytucje nie prowadziły badań i dochodzeń ani nie zbierały dokumentacji. Świadkowie wymierali, wielu milczało z obawy o życie swoje i bliskich, upływ czasu zacierał pamięć. Przypadki błędnych ustaleń historyków amatorów były w tych warunkach nieuniknione.

Dopiero stosunkowo niedawno rozpoczęły się badania akademickie, w których korzysta się ze zróżnicowanej bazy źródłowej. Dzięki temu pojawiły się nowe, solidnie udokumentowane opracowania przedstawiające systematycznie i szczegółowo okoliczności, charakter i skalę wydarzeń, takie jak monumentalne dzieło Ewy i Władysława Siemaszków o ludobójstwie na Wołyniu lub wyważone analizy historyczne Grzegorza Motyki. Pokazują one, że refleksja i metoda historyka, choć z natury swej krytyczna, nie przeszkadza, lecz pomaga w ożywianiu i podtrzymywaniu pamięci. Dlatego smutek i zgorszenie budzą w nas jadowite napaści na tych historyków, którzy w imię prawdy i zgodnie z regułami swego zawodu podchodzą krytycznie do pewnych utartych opinii, emocjonalnych sądów i nieudokumentowanych twierdzeń.

Dla historyka XX w. odpowiedź na pytanie, czy pamiętać i upamiętniać te wydarzenia i ich ofiary, jest oczywista: należy im się szacunek i pamięć. Naród to wspólnota pamięci i zapomnienia, ale nie sądzimy, by "polityka zapomnienia" pomagała pojednaniu między ludźmi i narodami. Ważne wydarzenia z przeszłości należy przypominać i upamiętniać, nawet jeśli jest to trudne i bolesne. Pytaniem otwartym i niełatwym jest kwestia, jak to czynić. Mamy nadzieję, że przypadek fałszywego pomnika będzie przypominał o potrzebie współpracy na tym polu obrońców Pamięci i rzeczników Prawdy.

Ada Rutkowska jest studentką Collegium Civitas, członkiem Koła Naukowego Historii Najnowszej CC.
Prof. Dariusz Stola jest wykładowcą Collegium Civitas, historykiem w ISP PAN

Ada Rutkowska, Dariusz Stola

Rzeczpospolita, 19-20.05.2007

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Війна за монументи триває?!

 

 

Польські комбатантські середовища планують встановити у центрі столиці, на площі Гжибовській, за влучним висловом «Газети Виборчої», «макабричний пам'ятник», присвячений жертвам Української Повстанської армії. Вже ніби є дозвіл муніципальних властей Варшави. Щоправда, спершу необхідно затвердити сам проект, який обіцяє не так символічно нагадувати про жертви, скільки жахати українськими злочинами. Наразі варшавський муніципалітет, у якому більшість становлять ліберальні центристи з «Громадянської платформи», запевнив, що на затвердження «ужастика» не піде і відфутболив монументальний шедевр у стилі Хічкока на експертизу до Ради охорони пам'яті боротьби та мучеництва. Секретар Ради Анджей Пшевознік від оцінки безпрецедентного «натуралізму» ухилився, позаяк, за його словами, досі в очі не бачив проекту.

 

      За інформацією впливової польської «Газети Виборчої», проект пам'ятника являє собою відлите з бронзи п'ятиметрове дерево з крилами замість гілля, а до стовбура будуть прибиті трупи дітей. Подібний злочин, на переконання замовників, нібито стався на Тернопільщині наприкінці 1943 року. Організатор встановлення жахливого монумента Ян Невинський, голова «Всепольського комітету побудови пам'ятника жертвам геноциду, скоєного ОУН-УПА щодо польського населення східних рубежів», не приховував перед журналістами справжньої мети споруди — «аби вражало». «Лишень щось нечувано резонансне зараз спроможне привернути увагу людей», — вважає Невинський.

 

      Голову цього громадського комітету найбільше дратує, що в Україні ставлять пам'ятники УПА і «без реакцiї минають вимоги Світового конгресу українців, який домагається відшкодувань за операцію «Вісла» від Польщі».

 

      На думку Гжегожа Мотики, відомого дослідника польсько-українського конфлікту, сама ідея встановлення пам'ятника жертвам не повинна викликати спротиву, але «зрозуміло, дискусійною є натуралістична форма цього почину». Водночас, на переконання історика, не варто казати про сотні тисяч жертв УПА, адже загальне число жертв польського населення становить близько ста тисяч людей, з котрих на Волині загинуло максимум 60 тисяч, і, позаяк «це  i так велике число, не варто його перебільшувати».

 

      У суто «історико-монументального скандалу» вже з'явився і політичний підтекст. Януш Доброш, віце-спікер Сейму від націоналістичної «Ліги польських родин», яка входить до урядової коаліції, не виключає можливості виступити з ініціативою про відшкодування для поляків, які постраждали в Україні під час ІІ Світової війни. Йдеться про відшкодування для потерпілих від ОУН та УПА. Сам віце-спікер переводить питання у риторичну площину, мовляв, «чи мають право поляки на відшкодування». Для Доброша «з моральної точки зору це очевидні речі» і потрібно лише продумати над юридичним формулюванням, адже з цього приводу до партії звертається чимало організацій. Зрештою, українське питання відіграє і компенсаторну роль для польських націоналістів, що у певний спосіб підтвердив і сам Доброш, адже нинішня Польща опинилася у парадоксальній ситуації: з одного боку, поляки практично позбавлені відшкодувань від Німеччини, а з іншого — їм загрожують позови від єврейських організацій. Відшкодування полякам з боку України мало б нагадувати формулу, за якою Німеччина платила родинам жертв Голокосту.

 

      Також, за словами віце-спікера, є й претензії з українського боку, бо Конгрес українських націоналістів Канади висловлює претензії до Польщі з приводу виселення лемків у рамках акції «Вісла». При тому всьому польський високопосадовець наголошує, що виступає за українсько-польське примирення і нормалізацію відносин, у сподіванні на компроміс з українською стороною. Щоправда, Доброш зазначив, що в разі офіційного визнання військовослужбовців УПА Україна може опинитися у складній ситуації, бо у такий спосіб буде легітимізовано масові вбивства поляків, а завдана шкода може стати предметом позову до держави Україна.

Гіркий подзвін «Вісли»

 

      Навесні цього року — 60-ті роковини акції «Вісла», сумнозвісної депортації польських українців. Так виглядає, що без чергового і цілком непотрібного випробування щирості польсько-українських відносин вкотре не обійдеться. Адже вже починається хвиля параної та роздряпування історичних виразок на «ніжних» душах праворадикалів обох країн. І не виключено, що візит президентів Польщі та України 28 квітня до Перемишля може бути зірвано. Так виглядає, що постановку проблеми про взаємні образи «шовіністи» сформулюють у такий спосіб, що Качинський та Ющенко справу спустять на гальмах, аби лишень зайвий раз не наражатись на немилість національно закомплексованого електорату.

 

      Польські праворадикали готуються вшанувати пам'ять вигнаних зі своїх домівок українських селян нагадуванням про військові злочини українських націоналістів. Адже коріння акції «Вісла» проростає з часів окупації України у 20-х роках, коли чимало фронтовиків Першої світової перейнялися питанням, а чому, попри всі обіцянки світової демократичної думки, єдиним народом Центральної Європи без своєї держави стали лишень українці.

 

      А у 30-х Галичина стала просто вибуховою Північною Ірландією, у якій націоналістичні гасла падали у добре угноєний польською пацифікаційною політикою грунт. Саме традиція кривавих 30-х плавно перейшла у громадянську польсько-українську війну, якщо не сказати різанину цивільного населення. Наймасовіші ж акції терору проти поляків сталися у 1943 році на Волині, адже там українське населення переважало, щоправда, українцям на контрольованих поляками територіях солодше від цього не ставало.

 

      І не останню роль у «розпалюванні міжнаціональної ворожнечі» відіграли «українські буржуазні націоналісти», котрі сподівались вибороти незалежну Україну «від Сяну до Дону» навіть шляхом злочинів. Адже, як показав досвід І Світової, «трупи рахують по війні, переможців не судять, головне ж — територію застовпити». Як відомо, селяни гуманізму не знають, а у відплатних акціях були замарані строї незалежницьких формацій обох народів. Західна Україна стала такими собі центральноєвропейськими Балканами, а закінчення зведення взаємних порахунків припало на введення сталінських санкцій «проти всіх», коли масовий терор проти мільйонів українців та поляків перекрив лічбу взаємновбитих тисяч.

 

      Акція «Вісла» поставила жирну крапку на широкоформатній українській партизанській боротьбі, щоправда, перекривши кисень і українській громаді, котру розпорошили переважно по землях східної Німеччини, переданих Польщі, аби присолодити гірку «галицьку» втрату. Була й юридична «родзинка», адже депортовані українці лишалися громадянами Польщі, до котрих державна влада застосувала принцип колективної відповідальності.

 

      Якщо справу «Волині» після гострої дискусії в обох країнах було вшановано президентами Кучмою і Кваснєвським, то напередодні сумних роковин у Перемишлі ситуація повторюється. Польські націоналісти категорично проти вибачень за цей комуністичний злочин. І дискусія на тему роковин «Вісли» плавно і якось непомітно переходить у згадування «українських злочинів». Враховуючи ж те, що особливих успіхів задекларована міждержавна «стратегічна любов» не принесла, чергова «історична тризна» між хорами вічно ображених «борців за національну гідність» буде значно помітнішою. Для пересічних поляків і українців.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ukraińcy o pomniku ofiar UPA: Rozdrapywanie ran

 

              Projekt pomnika ofiar UPA, który ma stanąć na Pl. Grzybowskim. Do pnia drzewa dzieci są przywiązane drutem kolczastym. Twórcą jest rzeźbiarz Marian Konieczny, autor warszawskiej Nike i pomnika Lenina z Nowej Huty

Źródło: Komitet Budowy Pomnika Ofiar UPA

 

 

Pomysł na "makabryczny pomnik ofiar Ukraińskiej Powstańczej Armii" w Warszawie i zbliżająca się rocznica Akcji "Wisła" będą kolejną próbą szczerości w stosunkach polsko- ukraińskich - uważa publicysta kijowskiego dziennika "Ukraina Mołoda". Zdaniem Antina Borkowskiego, "nadchodząca fala rozdrapywania historycznych ran" jest na rękę wyłącznie radykałom z obu krajów.

 

"Gazeta Wyborcza" podała we wtorek, że działacze polskich organizacji kresowych chcą postawić w Warszawie pomnik ofiar UPA: odlane z brązu pięciometrowe drzewo ze skrzydłami zamiast konarów, do którego pnia przywiązane są drutem kolczastym martwe dzieci.

 

Borkowski zauważa, że "historyczno-pomnikowy skandal ma już podtekst polityczny wskazując, że "wicemarszałek Sejmu Janusz Dobrosz (...) nie wyklucza możliwości wystąpienia z inicjatywą odszkodowań dla Polaków, którzy ucierpieli na Ukrainie z rąk UPA w czasie II wojny światowej".

 

Deklarowanej przyjaźni polsko-ukraińskiej nie pomoże także 60. rocznica Akcji "Wisła", czyli wysiedlenia obywateli polskich narodowości ukraińskiej z Polski południowo-wschodniej na tzw. ziemie odzyskane w 1947 r. - czytamy w gazecie.

 

Rocznica doprowadzi do odwołania wizyty Juszczenki?

 

Borkowski uważa, że przygotowania do tej rocznicy mogą nawet doprowadzić do odwołania zaplanowanego na 28 kwietnia spotkania prezydentów Polski i Ukrainy w Przemyślu.

 

Prezydent Ukrainy odwiedzi na początku marca Polskę. Program wizyty Wiktora Juszczenki jest jeszcze ustalany.

 

Na miejsce spotkania prezydentów wybrano nieprzypadkowo Płock. Tam bowiem powinien się kończyć dobudowany polski odcinek ropociągu Odessa-Brody.

 

Głównym tematem rozmów będzie zapewne współpraca energetyczna. Według wcześniejszych zapowiedzi, Wiktor Juszczenko i Lech Kaczyński mają także omówić wspólną organizację mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 roku.

 

Ostatnia wizyta Juszczenki: odsłonięcie pomnika zabitych Ukraińców

 

Ukraiński prezydent był ostatnio w Polsce w maju zeszłego roku. Również wtedy głównym tematem rozmów była współpraca energetyczna i polskie poparcie dla proeuropejskiej polityki Kijowa.

 

Wiktor Juszczenko i Lech Kaczyński wzięli wtedy również udział w uroczystości w Pawłokomie, gdzie odsłonięto pomnik upamiętniający Ukraińców zabitych w 1945 roku przez Polaków.

 

Autor artykułu w dzienniku "Ukraina Mołoda" zauważa, że o ile pamięć ofiar zbrodni na Wołyniu została uczczona przez b. prezydentów Polski i Ukrainy: Aleksandra Kwaśniewskiego i Leonida Kuczmę, to zbliżająca się, "kolejna wymiana poglądów między chórami wiecznie obrażonych bojowników o godność narodową (Polski i Ukrainy), w kontekście rocznicy Akcji 'Wisła' i deklarowanego pojednania między narodami będzie bardziej widoczna".

 

 

W stolicy stanie makabryczny pomnik ofiar UPA?

Makabryczny pomnik ofiar Ukraińskiej Powstańczej Armii. Na Pl. Grzybowskim chcą go postawić działacze organizacji kresowych. Mają już wstępną zgodę ratusza.

Koncepcja pomnika jest taka: odlane z brązu pięciometrowe drzewa ze skrzydłami zamiast konarów, do którego pnia poprzybijane są trupy dzieci. Monument zaprojektował krakowski rzeźbiarz Marian Konieczny (autor m.in. pomnika Nike) na podstawie zdjęcia zrobionego na przełomie lat 1943-44 w okolicy wsi Kozowa w ówczesnym województwie tarnopolskim.

 

Jan Niewiński, przewodniczący Ogólnopolskiego Komitetu Budowy Pomnika Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA na ludności polskiej Kresów Wschodnich, nalegał, by pomnik przerażał.

 

- Tylko coś niebywale wstrząsającego jest w stanie przyciągnąć dziś uwagę ludzi. Nikt nie reaguje, gdy na Ukrainie stawia się pomniki zbrodniarzom UPA, bez echa przechodzą żądania Światowego Kongresu Ukraińców domagającego się odszkodowań za operację "Wisła" od Polski - twierdzi. Jego zdaniem, "setki tysięcy ofiar" rzezi wołyńskiej zasługują na upamiętnienie w centrum Warszawy.

 

"Pomnik powinien być formą pojednania"

 

Miejski wydział estetyki publicznej pozytywnie zaopiniował pomysł budowy pomnika na pl. Grzybowskim. Ratusz wydał kresowiakom tzw. decyzję lokalizacyjną - dokument potrzebny, by zacząć starania o pozwolenie na budowę. - Ale opinia dotyczyła tylko idei, nie formy pomnika - zastrzegają pracownicy biura prasowego urzędu miasta.

 

- Trudno mi oceniać tą inicjatywę, pan Niewiński jako młody chłopak przeżył swoją traumę - mówi ostrożnie Robert Wyszyński, dyrektor powołanego przez miasto Instytutu Kresowego. - Ale pomnik powinien być raczej jakąś formą pojednania. Sąsiadów się nie wybiera.

 

Pomnik powinien zastąpić te bezimienne mogiły na Kresach

 

- Sama idea upamiętnienia ofiar UPA nie budzi mojego większego sprzeciwu. Oczywiście dyskusyjna jest naturalistyczna forma tego dzieła - mówi dr Grzegorz Motyka z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, autor pracy doktorskiej "Walki polsko-ukraińskie na ziemiach dzisiejszej Polski w latach 1943-48". Zaznacza, że nie należy mówić o "setkach tysięcy" ofiar UPA. - Zginęło do stu tysięcy ludzi, z czego na Wołyniu maksimum 60 tys. To są i tak ogromne liczby, więc nie ma potrzeby ich zawyżania.

 

Wracając do pomnika: można się domyślać, że jeśli powstanie w takiej formie, to po stronie ukraińskiej zrodzi się podobna idea. Od dawna powtarzam, że Polaków przede wszystkim boli brak krzyży na grobach ludzi, którzy zginęli m.in. na Wołyniu. Najlepiej byłoby, żeby powstał pomnik, który w symboliczny sposób zastąpiłby te bezimienne mogiły.

 

Ratusz na razie nie zapoznał się z projektem

 

Ratusz zobowiązał inicjatorów budowy pomnika, by dostarczyli m.in. opinię Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa. Andrzej Przewoźnik, sekretarz rady, mówi, że jak dotąd nikt się o nią nie zwrócił. Naturalizmu pomnika nie chce komentować. - To zbyt wrażliwe i delikatne sprawy. Będę mógł rozmawiać na ten temat, gdy poznam projekt - zastrzega się.

 

O budowie pomnika ostatecznie zadecyduje Rada Warszawy.

 

- Nie znam projektu, ale nie zgodzę się na coś tak makabrycznego, jak opisujecie - obiecuje Adam Cieciura, wiceprzewodniczący miejskiej komisji kultury, która opiniuje projekty uchwał w sprawie pomników.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Pliki pochodzą z chomika Gizbern największej składnicy ebooków. Ponad 15 000 pozycji o różnej tematyce. Zachęcam do pobierania.

 

 

 

 

 

... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wiolkaszka.pev.pl
  •