[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Fallon JaneOdzyskałem jąStephanie zamknęła oczy i wyciągnęła ręce, czując, że udziela jej sięaż nazbyt wyraźne podekscytowanie syna, przez co sama poczuła sięznowu jak dziecko. Z trudem potrafiła uwierzyć, że od jej ślubu minęłojuż dziewięć lat. Dziewięć lat temu dygotała z powodu chłodu ipłakała, ponieważ na dworze padał deszcz, bała się więc, że zniszczysobie fryzurę. A wtedy James wpadł do pokoju hotelowego, gdzieodbywały się przygotowania, ignorując wszystkich, którzy mówili mu,że oglądanie panny młodej przed ślubem przynosi pecha. Wiedziałbowiem, że Stephanie jest zdenerwowana i bardziej pragnie gozobaczyć, niż martwi się o zachowanie tradycji.— Będziesz musiała włożyć płaszcz przeciwdeszczowy — zauważył.— I kalosze. Och, i może foliowy czepek, wygląda dobrze. — Mimozdenerwowania roześmiała się wtedy. — Chodzi mi o to, że niemógłbym się z tobą ożenić, gdybyś wyglądała jak zmokły szczur. Cośtakiego zaszkodziłoby mojej reputacji.Matka Stephanie, która pomagała jej się wcisnąć w bardzoniekonwencjonalną sukienkę z szarej satyny i która nigdy nierozumiała poczucia humoru Jamesa, cmoknęła z niezadowoleniem iusiłowała wyprowadzić mężczyznę z pokoju. On jednak ostentacyjnieusadowił się w fotelu stojącym w rogu i nie zamierzał się stamtądruszyć. Do chwili wyjścia do urzędu stanu cywilnego Stephanie czułasię zrelaksowana, nad wszystkim panowała i była przekonana, że tendzień — tak jak tego pragnęła — okaże się najszczęśliwszym w jejżyciu.W końcu, chociaż włosy przykleiły jej się do głowy, James stwierdził,że nigdy nie wyglądała tak pięknie, i powiedział to z takimprzekonaniem, że naprawdę mu uwierzyła.Od tego czasu mąż co roku robił mnóstwo hałasu wokół kolejnychrocznic ich ślubu, zawsze zaskakując Stephanie inteligentniewybranymi prezentami. Z okazji pierwszej podarował jej paręmarkowych, oryginalnie ozdobionych kaloszy, które były aluzją dopogody panującej w tamtym dniu. Jak się później okazało, i za co dodziś je ceniła, stanowiły też pamiątkę ich weekendu spędzonego naspacerach po błotnistym Glastonbury, zanim dowiedziała się, że jest wciąży i nosi pod sercem Finna. Innym razem prezentem była noc whotelu (jego rodzice zaproponowali, że zajmą się Finnem), gdy synekmiał dwa latka, i Stephanie miała wrażenie, że jeszcze dzień w rolimatki i oszaleje. W ubiegłym roku dostała blaszaną konewkę wkwiatki, o której James wiedział, że żona ma na nią oko.Pod wpływem jego entuzjazmu i ona planowała dla niegoniespodzianki, chociaż w jej rodzinie nikt właściwie nie przepadał zazaskakującymi prezentami. Przed Bożym Narodzeniem zazwyczajpytano po prostu: „Co chcesz? Nowy mikser? Świetnie, więc godostaniesz". Przez lata Stephanie kupowała Jamesowi książki igadżety, a raz, kiedy czuła się w szczególnie sentymentalnym nastroju,podarowała mu fotografię ich trojga w srebrnej ramce. Zasada byłataka, że podarki muszą pozostaćsekretem aż do „wielkiego dnia", z czym Finn, powiernik obojgarodziców na etapie planowania, ledwie mógł sobie poradzić.W tym roku mimo wątpliwości kupiła mężowi korkociąg w kształcieryby, który — jak upierał się synek — James podziwiał w witrynieokiennej... Mąż rozpakował prezent z przejęciem, niecierpliwiezdzierając papier, i oczywiście wyglądał na zadowolonego, chociażwiedziała, że gdyby było inaczej, i tak by się z rym nie zdradził. Teraznadeszła kolej na nią i jej podniecenie sięgnęło niemal zenitu.— No dalej — powiedziała niecierpliwie i roześmiała się. Słyszała, żeFinn chichocze z emocji.— Nie otwieraj oczu — polecił James i Stephanie poczuła, jak w jejwyciągnięte dłonie spada małe, lekkie, kwadratowe pudełko.Wcześniej podejrzewała, że mąż kupi jej nową książkę JamiegoOlivera, ponieważ często napomykała Finnowi, że pragnie jąprzeczytać. Przedmiot nie był chyba jednak książką. — W porządku,możesz je teraz otworzyć.Zrobiła to. W ręce trzymała małe, charakterystyczne czerwonepudełko. Nie, to nie było w porządku! Mieli nie wydawać dużopieniędzy, prezenty powinny być jedynie symboliczne, o niecozabawnej wymowie. Liczyły się przecież intencje.Okay — pomyślała. — Otworzę, a wewnątrz będzie plastikowynaszyjnik z rynku Camden. Taki żart.Finn podskakiwał z niecierpliwości.— Otwórz.Przybrała minę, którą uważała za objaw autentycznego oczekiwania.James robił jej wcześniej identyczne dowcipy: raz owinął ogromnepudło w piękny, ozdobny papier z wypukłym wzorem, a kiedyStephanie je rozpakowała, w środku znalazła drugie, a w nim kolejne,aż wreszcie pozostało jej w dłoniach puste pudełko po zapałkach.Wtedy mąż wyjąłprawdziwy prezent zza kanapy. Finn uważał to zdarzenie zanajzabawniejsze, w jakim brał udział.Otworzyła pudełko. Przedmiot wewnątrz wyglądał na całkiem znośnąimitację srebrnej bransoletki inkrustowanej różowymi brylancikami.Stephanie popatrzyła na Jamesa lekko zdziwiona. Uniósł brwi, jakgdyby pytał: „A czego się spodziewałaś?". Podniosła bransoletkę zwarstwy białego atłasu. Bez wątpienia nie była z plastiku!— James?— Nie podoba ci się? — pytał Finn.— Oczywiście, że mi się podoba, jest piękna, lecz zbyt droga. Odkiedy kupujemy sobie drogie prezenty? A ściślej rzecz biorąc, od kiedywydajemy na nie fortunę? Ten na pewno kosztował bardzo dużo!— Dla odmiany chciałem ci dać coś ładnego i odpowiedniego. Aby cipokazać, jak bardzo cię cenię. No... Jak bardzo cię kocham. Naprawdę.— Fuj! — mruknął Finn i zrobił minę, jakby go zemdliło.— Jest piękna. Nie wiem, co powiedzieć. Popatrzyła na niego zprzekrzywioną na bok głową.— Hm, może na początek: „Dziękuję ci, Jamesie, za twojązdumiewającą dobroć i hojność" — odparł, próbując zachowaćpowagę.Uśmiechnęła się.— Dziękuję ci, Jamesie, za twoją zdumiewającą... Jak było dalej?— ...dobroć i hojność.— Tak, dokładnie tak, jak powiedziałeś.— I za to — dodał — że jesteś takim cudownym mężem, że niewspomnę o tym, jak przystojnym i inteligentnym, niektórzypowiedzieliby genialnym.Wybuchnęła śmiechem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wiolkaszka.pev.pl
  •