[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CLAIRE COOK
FACET Z OGŁOSZENIA
(Must love dogs) Przełożyła Joanna Piątek
ROZDZIAŁ 1
Postanowiłam posłuchać rad rodziny i wyjść z ukrycia.
- Na rozwodzie życie się nie kończy, Sarah - oświadczył uroczyście mój ojciec, który
nigdy nie był rozwiedziony.
- Im dłużej będziesz zwlekać, tym będzie ci trudniej - dorzuciła błyskotliwie moja
siostra Carol, jakby w ogóle mogła cokolwiek o tym wiedzieć.
Po miesiącach ignorowania ich uwag najbezpieczniejszym sposobem złożenia broni
wydawały się ogłoszenia matrymonialne. W ten sposób uniknę wysiadywania w restauracji z
kolegą kolegi jednego z moich braci, prawdopodobnie Michaela, ale nie można wykluczyć
Johnny'ego ani Billy'ego juniora, i udawania, że dobrze się bawię na kolacji, której ze
zdenerwowania nie mam ochoty nawet tknąć. A także męczących rozmów telefonicznych z
nieznajomymi nasłanymi przez moją siostrę Christine. Potencjalny kandydat i ja spokojnie
połączymy nasze drogi lub nie za pośrednictwem cierpliwego papieru.
Uczciwy, niepoprawny romantyk, dżentelmen starej daty, poszukuje damy, która ceni
wykwintną kuchnię, taniec i pozwoli na niespieszne dojrzewanie uczucia.
Niepalący pięćdziesięcioparolatek, wdowiec; kocha psy, dzieci i długie przejażdżki
rowerowe krętymi polnymi ścieżkami.
Od razu zwróciłam na nie uwagę. Konkurencja nie była zresztą zbyt silna. Zamiast
ryzykownego geograficznego wyskoku do jednej z gazet bostońskich uznałam za o wiele
bezpieczniejsze, łatwiejsze i prostsze ograniczenie się do osamotnionej strony ogłoszeń
drobnych w naszym lokalnym tygodniku. Mniej więcej w połowie drogi między Bostonem a
Cape Cod siedem miasteczek dopracowało się wspólnej gazety. Cztery kolumny Pani szuka
Pana. Jedna czwarta kolumny Pan szuka Pani, dwa ogłoszenia pod Pani szuka Pani i cała
reszta pod tytułem Pan szuka Pana.
Nie miałam najmniejszej ochoty powiększać zniechęcająco długiej listy kobiet
heteroseksualnych zamieszczających ogłoszenia matrymonialne, zainteresowałam się więc
drugą kategorią. Można tam było znaleźć sporą porcję regularnych świrów, na przykład to:
Poznam atrakcyjną panią od 160 do 175 cm, 54 - 61 kg, o łagodnym głosie, bez
nałogów, niezależną finansowo - cel matrymonialny.
Już widzę, jak adonis każe kandydatkom po kolei wchodzić na wagę, a następnie
pokazać wyciągi bankowe i wpisuje je do kajeciku w celu przeprowadzenia bardziej
wnikliwej selekcji.
A wśród nich to. Urocze, czarujące, jakieś bliskie. Gdy doszłam do „pozwoli rozwijać
się uczuciu”, dałam się złapać. Przypomniało mi to, jak jestem samotna.
Zakreśliłam je czerwonym długopisem, a później wyrwałam z gazety prostokącik o
nierównych brzegach.
Poszłam z nim do komputera i wystukałam odpowiedź; szybko, żebym nie zdążyła się
rozmyślić:
Szanowny Panie,
Brzmi to zbyt dobrze, by mogło być prawdziwe, ale mimo wszystko chętnie wypiję z
Panem filiżankę kawy - w miejscu publicznym. Mam nieco ponad czterdzieści lat, kocham psy
i dzieci, choć tak się składa, że nie posiadam ani jednego, ani drugiego.
Umiarkowana optymistka
Wysłałam list na adres skrzynki numer 308P w biurze County Connections, które
obiecywało przekazać je adresatowi. Dołączyłam czek, dzięki któremu i mnie założą u siebie
skrzynkę pocztową. Po kilku dniach otrzymałam odpowiedź.
Droga Pani,
Czułbym się zaszczycony, gdyby przyjęła Pani moje zaproszenie na kawę w „Morning
Glories” w Marshbury w najbliższą sobotę o dziesiątej. Pozna mnie pani po herbacianej róży,
którą zabiorę ze sobą.
Oczekujący odpowiedzi
Zaproszenie zostało napisane na grubym papierze koloru kości słoniowej, na maszynie
do pisania, której litery O oraz E przypominały kropki czarnego tuszu. Kiedyś mieliśmy w
domu starą maszynę - podobnie kaleczyła tekst. Odpisałam po prostu:
Jesteśmy umówieni. Do zobaczenia.
Nikomu nie wspomniałam o tej prawie randce, nawet sobie nie pozwalając na
zastanawianie się nad możliwymi jej konsekwencjami. Rozbudzanie w sobie nadziei nie
miało po prostu sensu, a z kolei nie chciałam się też nastawiać na porażkę.
W nocy z piątku na sobotę kilka razy się obudziłam, ale ogólnie nie było tak źle. Nie
spędziłam długiej bezsennej nocy, przewracając się z boku na bok. W sobotni poranek
przymierzyłam kilka kreacji, ostatecznie decydując się na żółty sweter i długą spódnicę w
niemodny kwiecisty wzór. Przeczesałam palcami włosy, żeby się lekko nastroszyły,
nałożyłam trochę tuszu na rzęsy i przed wyjściem jeszcze raz umyłam zęby.
„Morning Glories” to od niedawna modna urocza mieszanka wszechobecnych
zielonych pnączy, promieni słońca, które się przez nie przebijają, białych kratownic oraz
okrągłych stolików na jednej nodze i niepasujących do nich metalowych krzeseł. Podają tu
mocną kawę i przepyszne wypieki własnej roboty. Możesz siedzieć godzinami, a nikt z
personelu nie spojrzy na ciebie krzywo.
Kolejka kupujących na wynos dochodziła do samych drzwi, przez chwilę więc
przeciskałam się do stolików. Szybko przeczesywałam wzrokiem salę z wszystkimi
receptorami zmysłów na najwyższych obrotach, usiłując zlokalizować herbacianą różę na
blacie stołu i jednocześnie nie zapomnieć wstępu, który przygotowałam sobie po drodze.
- Sarah, moje drogie dziecko. Cóż za urocza niespodzianka. Chodź tu zaraz i uściśnij
swojego starego ojca.
- Tata? A co ty tu robisz?
- A to dopiero miłe powitanie. W dodatku jednej z moich ulubionych córek.
- Skąd masz tę różę?
- Zerwałem dziś rano w ogrodzie twojej matki, niech Bóg ma w opiece jej duszę.
- Dla kogo?
- Dla kobiety, z którą się umówiłem, kochanie. To naturalny bieg rzeczy, że twój
ojciec będzie teraz umawiał się z kobietami, Sarry Każdego dnia czuję i słyszę, jak twoja
święta matka daje mi swoje błogosławieństwo.
- Więc, hm... zaplanowałeś spotkanie z tą kobietą tutaj?
- Dokładnie, jeśli Bóg da.
Gdzieś w zakamarkach mojego mózgu synapsy zaczęły kontaktować.
- O Boże, tato, to ja jestem tą kobietą. Odpowiedziałam na twoje ogłoszenie.
Odpowiedziałam na ogłoszenie matrymonialne własnego ojca.
Czy z wszystkich ogłoszeń na świecie musiałam wybrać właśnie to?
Ojciec spojrzał na mnie, nie rozumiejąc, a potem uniósł krzaczaste siwe brwi,
wyrażając w ten sposób zaskoczenie. Przechylił głowę w bok, a oczy zwrócił ku niebu. W
geście rezygnacji odwrócił ręce dłońmi do góry.
- No proszę, mamy tu coś w sam raz dla lokalnej gazety. Kochanie, wszystko jest w
jak najlepszym porządku. Nie ma potrzeby rozdzierać szat. Proszę. To tylko dowodzi, że
nauczyłem cię odróżniać prawdziwe brylanty od motłochu i hołoty.
Udawanie, że wszystko jest w porządku, to stara tradycja naszej rodziny; czym prędzej
wyrzuciłam z głowy wizję faceta z herbacianą różą w ręku, niebędącego moim ojcem. Powoli
odetchnęłam, próbując ocenić głębokość rany w moim sercu.
- Nie tylko, tato. Co powiesz na show Jerry'ego Springera? „Ojcowie, którzy umawiają
się z córkami... „ Jak myślisz? Niezłe, biorąc pod uwagę sam tylko kompleks Edypa...
- Edypa, smedypa. Sarry, koteczku, oszczędź staremu ojcu tych mądrości, którymi
karmią was na studiach - przyglądał mi się uważnie, mrużąc oczy pod krzaczastymi brwiami.
- Wiesz, jesteś naprawdę urocza, słoneczko, ale pozwól sobie powiedzieć, że wyjątkowo nie
do twarzy ci z tą nonszalancją.
Przełknęłam łzy, które wydały mi się jedyną przeciwwagą nonszalancji, i zajęłam
miejsce naprzeciw ojca. Podeszła kelnerka; nawet udało mi się jakoś zamówić kawę.
- Zaraz, tato. Nie jesteś pięćdziesięcioparolatkiem. Masz sześćdziesiąt sześć. I kiedy
siedziałeś ostatnio na rowerze? Nawet nie masz roweru. I nie cierpisz psów.
- Skarbie, nie bądź małostkowa. Pomyśl o tym jak o poezji, dzięki której zaglądasz
człowiekowi w duszę. No i cieszę się, Sarah, że wyszłaś z tych czterech ścian i umawiasz się
na randki. Kevin, nawet w swoich najlepszych dniach, nie był ciebie wart, złotko.
- Odpowiedziałam na ogłoszenie matrymonialne własnego ojca. To nie jest randka. To
chore.
Ojciec przyglądał się urodziwej kelnerce, która właśnie pochylała się nad stolikiem
obok. Nie odrywał od niej wzroku, gdy mówił, poklepując mnie po ręce.
- Kochanie, następnym razem będzie lepiej, zobaczysz. Po prostu się nie poddawaj.
Patrzyłam, jak poprawia siwe włosy, spadające na jasnobrązowe oczy. Facet też może
wyciągnąć jakieś wnioski z... o rany!... randki z własną córką.
- Tato, jestem egoistką, myślę tylko o sobie. A przecież ty też tutaj jesteś! Kompletny
niewypał. Musi ci bardzo brakować mamy, co?
Kelnerka spojrzała na ojca, wyprostowała się i uśmiechnęła. Gdy odeszła, odwrócił
twarz do mnie.
- Myślę o niej codziennie, w każdej chwili. I tak będzie już do końca mojego życia na
tym padole. Ale nie martw się o mnie. Mam jeszcze spotkanie o czwartej.
- O czwartej? To znaczy? Popołudniowa msza?
- Nie, Sarry Mała lampka wina z inną uroczą damą. Która jednak nie dorasta ci nawet
do pięt.
Pomyślałam, że randka z bardzo bliskim krewnym musi być o wiele mniej
traumatycznym przeżyciem, jeśli jest tylko jedną z dwóch umówionych jednego dnia. Przez
chwilę rozważałam, czy zapamiętać to na przyszłość i wykorzystać we właściwym momencie,
czy zdecydować się na głębokie i natychmiastowe wyparcie, uznając, że incydent w ogóle się
nie przytrafił. Podniosłam do ust kubek z kawą. Ojciec obdarzył mnie pokrzepiającym
uśmiechem.
Prawdopodobnie zawiódł nadgarstek. A może po prostu zapomniałam przełknąć. Ale
gdy tata wyciągał ponad stołem dłoń z kilkoma papierowymi serwetkami, by wytrzeć z mojej
brody parzącą kawę, wydało mi się prawie pewne, że ja po prostu jeszcze nie dorosłam.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]