[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Philip José Farmer

MROCZNY

WZÓR

PRZEŁOŻYŁ ROBERT WALIŚ

Tytuł oryginału: The Dark Design

Choć niektóre z nazwisk

wymienionych w powieściach o Świecie Rzeki

są fikcyjne, ich bohaterowie to postaci faktycznie istniejące.

Być może o Tobie nie wspomniano, ale z pewnością tu jesteś.

Samowi Longowi

oraz mojemu chrześniakowi Dawidowi,

synowi doktora Doctera

Wciąż w ruch wrzeciono puszcza ktoś, aby tkać

Człowiekowi świat,

Tak mroczny tworząc na nim wzór, że wątpisz,

Aby istniał plan.

The Kasidah of Haji Abdu al-Yazdi

„Najpierw niech wydadzą wyrok, a potem niech się zastanawiają!”.

Alicja w Krainie Czarów

(wg przekładu Antoniego Marianowicza)

PRZEDMOWA

Oto trzeci tom serii o Świecie Rzeki. Pierwotnie miał on się stać zwieńczeniem trylogii, jednakże maszynopis składał się z ponad 400000 słów i jego opublikowanie w jednym tomie uczyniłoby książkę niewygodną dla czytelnika.

Dlatego też wspólnie z wydawcą postanowiliśmy podzielić tekst na dwie części. Kontynuacja niniejszej książki znajdzie się w tomie czwartym pt. „Czarodziejski labirynt”, który ostatecznie zakończy tę część serii, wyjaśniając tajemnice zawarte w poprzednich trzech tomach i wiążąc wszystkie wątki w jeden węzeł, być może gordyjski.

Następne powieści traktujące o Świecie Rzeki nie powinny być postrzegane jako część głównej serii, ale jako historie „poboczne”, których fabuła nie będzie bezpośrednio związana z przygodami bohaterów pierwszych czterech książek. Postanowiłem kontynuować pisanie powieści, których akcja rozgrywa się w Dolinie Rzeki, uważam bowiem, podobnie jak wiele innych osób, że świat ten zasługuje na dokładniejsze zbadanie. W końcu mówimy o planecie, którą przecina rzeka, bądź bardzo wąskie morze, o długości 16090000 kilometrów, nad brzegami której mieszka ponad trzydzieści sześć miliardów ludzi pochodzących ze wszystkich zakątków historii, od epoki kamienia do epoki komputerów.

W pierwszych czterech tomach nie znalazłem miejsca na opisanie wielu wydarzeń, które mogłyby zainteresować czytelnika. Pamiętajmy, że wskrzeszone osoby nie zostały umieszczone nad brzegami Rzeki zgodnie z chronologią swojego przyjścia na świat. Na każdym z tysięcy wycinków lądu znalazła się mieszanka ludzi odmiennych ras i narodowości, pochodzących z różnych okresów historycznych. Jako przykład weźmy obszar dziesięciokilometrowej długości zamieszkany w 60 procentach przez Chińczyków z trzeciego wieku, w 39 procentach przez siedemnastowiecznych Rosjan i w 1 procencie przez mężczyzn i kobiety ze wszystkich miejsc i czasów.

Jak ci ludzie poradziliby sobie z przekształceniem anarchii w sprawnie funkcjonujące państwo? W jaki sposób staraliby się zbudować zgodną wspólnotę zdolną do obrony przed wrogami? Jakie napotkaliby problemy?

Na kartach niniejszej książki Jack London, Tom Mix, Nur Ed-din El-Musafir i Peter Frigate żeglują w górę Rzeki na pokładzie Zawrotu Głowy. W tomach III i IV dość szczegółowo zapoznajemy się z postaciami Frigate'a i Nura. Niestety, nie wystarczyło miejsca na dokładniejsze przedstawienie pozostałych bohaterów. Liczę, że pozwolą mi na to historie „poboczne”, w których załoga Zawrotu Głowy spotka na swej drodze całą gamę mniej lub bardziej znanych postaci historycznych. Będą to m.in. da Vinci, Rousseau, Karol Marks, Ramzes II, Nietzsche, Bakunin, Alcybiades, Mary Baker Eddy, Ben Jonson, Li Po, Nichiren Daishonin, Asóka, kobieta z epoki lodowcowej, Joanna d'Arc, Gilgamesz, Edwin Booth, Faust i wielu innych.

Niektórym czytelnikom Peter Jairus Frigate wyraźnie skojarzył się z autorem niniejszej powieści. To prawda, że jestem pierwowzorem tej postaci, jednak Frigate przypomina mnie w ten sam sposób, w jaki Dawid Copperfield przypomina Karola Dickensa. Przeniosłem na Petera swoje cechy fizyczne i psychiczne, po czym pozwoliłem mu żyć własnym, powieściowym życiem.

Pragnę przeprosić czytelników za trzymające w napięciu zakończenia pierwszych trzech tomów. Struktura serii nie pozwoliła mi na wykorzystanie modelu wypracowanego przez Isaaca Asimova w jego powieściach o Fundacji, gdzie wydawało się, że każdy tom ma ostateczne zakończenie, które jednak w kolejnej odsłonie okazywało się fałszywe.

Mam nadzieję, że uda mi się dokończyć serię, zanim nadejdzie mój czas, aby udać się na spoczynek w oczekiwaniu na przybycie najwspanialszego parostatku.

Philip Jose Farmer

1

Sny nawiedzały Świat Rzeki.

Sen, Pandora nocy, był tu jeszcze bardziej hojny niż na Ziemi. Tam co noc sprawiedliwie rozdzielał swoje dary między ludzi. Tutaj, w bezkresnej dolinie przeciętej niekończącą się Rzeką, szeroko otwierał swą skrzynię ze skarbami, bez umiaru zasypując wszystkich najróżniejszymi podarkami: trwogą i rozkoszą, wspomnieniem i oczekiwaniem, tajemnicą i objawieniem.

Miliardy drżały, szeptały, jęczały, szlochały, śmiały się, wydobywały ku jawie z otchłani snu, po czym ponownie w nią spadały.

Potężne machiny tłukły w ściany, a nocne wizje wydostawały się na powierzchnię. Często nie znikały wraz z nadejściem świtu, niczym widma nielękające się wschodu słońca.

Z jakiegoś powodu sny powtarzały się tu częściej niż na ojczystej planecie. Aktorzy w tym nocnym Teatrze Absurdu z uporem powtarzali przedstawienia, nie potrzebując zgody swych mecenasów. Publiczność pozbawiono prawa do gwizdów lub braw, do rzucania jajkami i kapustą lub wyjścia z teatru, do rozmowy z sąsiadem lub drzemki.

Wśród tej zniewolonej publiczności znajdował się Richard Francis Burton.

2

Szara kłębiąca się mgła tworzyła scenę i horyzont. Burton stał pod sceną niczym ubogi widz w elżbietańskim teatrze, niemogący sobie pozwolić na miejsce siedzące. Powyżej niego trzynaście postaci siedziało w fotelach unoszących się w powietrzu. Jedna była zwrócona twarzą do pozostałych, ustawionych w półokręgu. Był to główny bohater przedstawienia - on sam.

Znajdowała się tam także czternasta postać, lecz stała za kulisami i widział ją tylko Burton, dlatego że stał pod sceną. Wyglądała mrocznie i groźnie i od czasu do czasu głucho chichotała.

Podobna sytuacja już kiedyś zaistniała, raz na jawie i wielokrotnie we śnie, choć któż był w stanie odróżnić jedno od drugiego? Oto on, człowiek, który umarł siedemset siedemdziesiąt siedem razy, na próżno usiłując uciec swym prześladowcom. A przed nim siedziało dwanaście postaci nazywających siebie Etykami.

Połowę grupy stanowili mężczyźni, a połowę kobiety. Poza dwojgiem, wszyscy mieli mocno opaloną lub naturalnie ciemną skórę i czarne bądź ciemnobrunatne włosy. Dwaj mężczyźni i jedna kobieta mieli lekko skośne oczy, co sugerowało eurazjatyckie pochodzenie. Oczywiście zakładając, że pochodzili z Ziemi.

Podczas krótkiego przesłuchania tylko dwóch przedstawicieli dwunastki zostało nazwanych po imieniu - Loga i Thanabur. Imiona te nie kojarzyły się Burtonowi z żadnym ze znanych mu języków, a znał ich co najmniej setkę. Jednakże języki się zmieniają, a ludzie ci mogli pochodzić z pięćdziesiątego drugiego wieku. W końcu jeden z ich agentów zdradził, że pochodzi z tego okresu. Choć z drugiej strony, Spruce'owi grożono torturami i mógł kłamać.

Loga był jednym z dwóch mężczyzn o stosunkowo jasnej karnacji. Jako że siedział, a w pobliżu nie znajdował się żaden obiekt, z którym można by go porównać, równie dobrze mógł być wysokiego, jak niskiego wzrostu. Miał muskularne ciało, a klatkę piersiową porastała mu gęstwina zmierzwionych rudych włosów. Czaszkę także pokrywały mu włosy w podobnym lisim kolorze. Miał nieregularne i silnie zaznaczone rysy: wydatny podbródek z głębokim dołkiem, masywną szczękę, duży zakrzywiony nos, gęste jasnożółte brwi, duże pełne usta oraz ciemnozielone oczy.

Drugi z mężczyzn o jasnej skórze, Thanabur, bez wątpienia pełnił rolę przywódcy. Budową ciała i twarzą tak bardzo przypominał Logę, że mogliby być braćmi. Miał jednak ciemnobrunatne włosy, a jedno z jego oczu co prawda także było zielone, lecz w rzadko spotykanym odcieniu przypominającym kolor liści.

Drugie oko mężczyzny zdumiało Burtona, gdy Thanabur po raz pierwszy odwrócił ku niemu twarz. Zamiast gałki ocznej Anglik ujrzał lśniący klejnot o wielu ściankach, przypominający wielki błękitny diament.

Burton czuł się nieswojo za każdym razem, gdy klejnot był zwrócony w jego stronę. Czemu służył? Co takiego widział, czego nie było w stanie dostrzec zwykłe oko?

Tylko troje Etyków się odzywało: Loga, Thanabur i szczupła blondynka o dużych piersiach i błękitnych oczach. Ze sposobu, w jaki rozmawiała z Logą, Burton wnioskował, że mogła być jego żoną.

Patrząc spod sceny, Burton ponownie zwrócił uwagę na to, że tuż ponad głowami wszystkich postaci, wliczając jego samego, znajdowały się wirujące kule. Kule wciąż zmieniały kolor i wydobywały się z nich zielone, niebieskie, czarne i białe sześciokątne promienie. Co jakiś czas promienie chowały się do wnętrza kul, by po chwili zastąpiły je nowe.

Burton próbował dostrzec jakiś związek między obracającymi się kulami i zmieniającym się układem promieni, a osobowością, wyglądem, tonem głosu, wypowiedziami czy aktualnym stanem emocjonalnym trojga znanych Etyków i siebie samego. Nie zaobserwowano żadnej korelacji.

Kiedy ta scena rozgrywała się po raz pierwszy, na jawie, mężczyzna nie widział swojej aury.

Wypowiadane słowa różniły się od tych, które padły podczas prawdziwego spotkania. Wyglądało to tak, jakby Twórca Snów napisał całą scenę od nowa.

Odezwał się rudowłosy Loga.

- Wysłaliśmy za tobą swoich agentów. Było ich żałośnie mało, zważywszy na to, że nad Rzeką mieszka trzydzieści sześć miliardów sześć milionów dziewięć tysięcy sześciuset trzydziestu siedmiu kandydatów.

- Kandydatów do czego? - spytał Burton na scenie. Podczas pierwszego przedstawienia nie zadał tego pytania.

- Tego musisz się sam dowiedzieć - odparł Loga, po czym błysnął nieludzko białymi zębami.

- Nie mieliśmy pojęcia, że uciekasz przed nami poprzez samobójstwa. Mijały lata. Musieliśmy się zająć innymi sprawami, więc wycofaliśmy wszystkich agentów ze Sprawy Burtona, jak ją nazwaliśmy. Wszystkich poza kilkoma rozmieszczonymi na obu krańcach Rzeki. Skądś dowiedziałeś się o polarnej wieży. Potem odkryliśmy, w jaki sposób.

Ale nie dowiedzieliście się tego od Tajemniczego Przybysza, pomyślał Burton-widz.

Spróbował przedostać się bliżej aktorów, aby dokładniej się im przyjrzeć. Który z nich obudził go w dziwnym miejscu pełnym unoszących się ciał? Który odwiedził go podczas tamtej burzliwej nocy? Kto zaoferował mu pomoc? Kto był renegatem, którego Burton nazwał Tajemniczym Przybyszem?

Zmagał się z mokrą, zimną mgłą, równie eteryczną i równie silną jak magiczne łańcuchy krępujące potwornego wilka Fenrira do chwili nadejścia Ragnarok, zmierzchu bogów.

Znów usłyszał głos Logi.

- I tak byśmy cię złapali. Każda przestrzeń w bąblu odtwarzającym, czyli miejscu, w którym się niespodziewanie przebudziłeś przed zmartwychwstaniem, jest wyposażona w automatyczny licznik. Każdy kandydat o ponadprzeciętnej liczbie zgonów wcześniej czy później zostaje poddany dokładniejszej analizie. Zwykle później, zważywszy na to, jak jest nas niewielu. Nie mieliśmy pojęcia, że to właśnie ty osiągnąłeś oszałamiającą liczbę siedmiuset siedemdziesięciu siedmiu zgonów. Twoja przestrzeń w bąblu była pusta, gdy się jej przyglądaliśmy podczas naszego śledztwa statystycznego. Dwaj technicy, którzy cię widzieli, gdy się obudziłeś przed zmartwychwstaniem, rozpoznali cię na... fotografii. Ustawiliśmy system wskrzeszający w taki sposób, aby twoje ponowne pojawienie się w bąblu odtwarzającym wywołało alarm i umożliwiło nam przetransportowanie cię tutaj.

Ale przecież Burton nie umarł ponownie. W jakiś sposób zdołali go zlokalizować za życia. Choć znów im uciekł, to został złapany. A może nie? Być może uciekając po tamtej nocy został zabity przez piorun. A oni czekali na niego w bąblu odtwarzającym - rozległej komorze, która znajdowała się gdzieś głęboko pod powierzchnią tej planety bądź w wieży nad polarnym morzem.

- Dokładnie przebadaliśmy twoje ciało - rzekł Loga - a także każdą część twojej... psychomorfy. Bądź też aury, jeśli to słowo bardziej ci odpowiada.

Etyk wskazał na błyskającą i wirującą kulę nad głową Burtona siedzącego na scenie.

Po czym zrobił coś dziwnego.

Odwrócił się, spojrzał poprzez mgłę i wskazał palcem na Burtona-widza.

- Nie znaleźliśmy żadnych wskazówek.

Mroczna postać za kulisami zachichotała.

Burton pod sceną zawołał:

- Myślicie, że jest was tylko dwunastka! A naprawdę jest was trzynaścioro! Pechowa liczba!

- Nie liczy się ilość, ale jakość - odparła postać spoza sceny.

- Nie będziesz pamiętał niczego, co się tutaj dzieje, gdy poślemy cię z powrotem do Doliny Rzeki - rzekł Loga.

- Jak możecie sprawić, abym zapomniał? - zapytał Burton siedzący w fotelu.

- Odtworzyliśmy twoje wspomnienia jak taśmę - odpowiedział Thanabur. Mówił w taki sposób, jakby wygłaszał wykład. A może ostrzegał Burtona, bo to on był Tajemniczym Przybyszem?

- Oczywiście, odtworzenie twojej ścieżki pamięci z siedmiu lat, jakie tu spędziłeś, zajęło dużo czasu. Wymagało też ogromnych nakładów energii i wykorzystania wielu materiałów. Jednak komputer, na którym pracował Loga, został ustawiony w taki sposób, aby odtwarzać twoje wspomnienia w przyspieszonym tempie i zatrzymywać się tylko przy tych momentach, w których odwiedzał cię ten parszywy przestępca. Tak więc wiemy, co się wtedy działo, równie dobrze jak ty sam. Widzieliśmy to, co widziałeś, słyszeliśmy to, co słyszałeś, czuliśmy to, czego dotykałeś i co wąchałeś. Nawet doświadczaliśmy twoich emocji. Niestety, byłeś odwiedzany w nocy, a zdrajca działał w skutecznym przebraniu. Nawet jego, lub jej, głos został przefiltrowany przez urządzenie deformujące, które uniemożliwiło komputerowi identyfikację. Mówię „jego lub jej”, gdyż widziałeś jedynie bladą postać bez żadnych charakterystycznych cech, płciowych ani jakichkolwiek innych. Głos wydawał się męski, ale kobieta mogła użyć transmutera, żeby osiągnąć taki efekt. Zapach ciała również został sfałszowany. Analiza komputerowa wykazała, że zmieniono go chemicznie. Mówiąc w skrócie, Richardzie Burtonie, nie wiemy, kto spośród nas jest renegatem ani dlaczego działa przeciwko nam. To niemal niewyobrażalne, by ktoś, kto zna prawdę, chciał nas zdradzić. Jedynym wytłumaczeniem pozostaje to, że ta osoba oszalała, choć to również jest nie do pomyślenia.

Burton pod sceną wiedział, że Thanabur nie wypowiedział tych słów podczas pierwszego, prawdziwego, przedstawienia. Wiedział też, że śni i że czasem sam wkłada nowe słowa w usta Etyka. Przemowa mężczyzny składała się z myśli Burtona, spekulacji i powstałych później fantazji.

Burton siedzący w fotelu podzielił się kilkoma z nich.

- Jeśli potraficie czytać ludziom w myślach i nagrywać ich wspomnienia, to czemu nie zastosujecie tej metody wobec siebie? Z pewnością tego próbowaliście? W ten sposób powinniście byli odkryć, kto spośród was okazał się zdrajcą.

Loga wyglądał na zakłopotanego.

- Oczywiście poddaliśmy się czytaniu myśli, ale...

Uniósł ręce i skierował otwarte dłonie w górę.

- Tak więc osoba, którą nazywasz Tajemniczym Przybyszem, musiała cię okłamywać - odparł Thanabur. - Nie należy do naszego grona, lecz jest agentem. Obecnie wzywamy ich na badanie pamięci. Wymaga to czasu, ale tego mamy pod dostatkiem. Renegat zostanie złapany.

- A co, jeśli żaden z agentów nie jest winny? - spytał Burton siedzący w fotelu.

- Nie bądź śmieszny - odpowiedział Loga. - Wszystkie twoje wspomnienia dotyczące przebudzenia w bąblu odtwarzającym zostaną wymazane. Także wspomnienia o wizytach renegata i o wszystkim, co się wydarzyło od tamtej pory, spotka ten sam los. Jest nam bardzo przykro, że musimy się uciec do tak brutalnego sposobu działania, ale to konieczność. Mamy nadzieję, że kiedyś będziemy ci to w stanie wynagrodzić.

- Ale przecież... pozostanie mi wiele wspomnień dotyczących czasu przed zmartwychwstaniem - odparł Burton. - Zapominacie, że często myślałem o tych wydarzeniach pomiędzy moim przebudzeniem na brzegu Rzeki a spotkaniem z Przybyszem. Poza tym, mówiłem o tym wielu ludziom.

- Tak, tylko czy oni naprawdę ci uwierzyli? - spytał Thanabur. - A jeśli nawet, to co mogą zrobić z tą wiedzą? Nie, nie chcemy usuwać wszystkich twoich wspomnień dotyczących życia w tym świecie. To by ci zadało zbyt wiele bólu. Rozdzieliłoby cię z przyjaciółmi. A także... - tu Thanabur na chwilę zawiesił głos. - ...mogłoby spowolnić twój rozwój.

- Rozwój?

- Nadejdzie czas, kiedy się dowiesz, co to oznacza. Szaleniec, który twierdzi, że ci pomaga, tak naprawdę wykorzystywał cię do swoich celów. Nie powiedział ci, że realizując jego plan, odrzucasz szansę na wieczne życie. Ten zdrajca, ktokolwiek nim jest, to zło wcielone. Zło!

- Spokojnie - wtrącił Loga. - Wszyscy jesteśmy zdenerwowani obrotem spraw, ale nie możemy zapominać, że ten... nieznany jest chory.

- Bycie chorym oznacza w pewnym sensie bycie złym - odparł mężczyzna z klejnotem zamiast oka.

Burton siedzący na krześle odrzucił w tył głowę i głośno się zaśmiał.

- A więc nic nie wiecie, sukinsyny?

Wstał i postąpił kilka kroków po szarej mgle.

- Nie chcecie, żebym się dostał na koniec Rzeki! - krzyknął. - Dlaczego? Dlaczego?!

- Au revoir. Wybacz nam przemoc - odpowiedział Loga.

Jedna z kobiet skierowała w stronę Burtona stojącego na scenie krótki, cienki błękitny cylinder i mężczyzna upadł. Z mgły wyłoniło się dwóch ludzi ubranych tylko w białe kilty. Podnieśli ciało i je zabrali.

Burton ponownie spróbował przedostać się do postaci na scenie. Gdy mu się to nie udało, potrząsnął w ich kierunku pięścią.

- Nigdy mnie nie dostaniecie, potwory! - krzyknął.

Mroczna postać za kulisami złożyła dłonie do oklasków, ale nie rozległ się żaden dźwięk.

Burton oczekiwał, że znajdzie się w miejscu, z którego został zabrany przez Etyków. Zamiast tego obudził się w Theleme, małym państwie, które sam założył.

Jeszcze bardziej niespodziewane było to, że nie pozbawiono go wspomnień. Pamiętał wszystko, nawet przesłuchanie przed dwunastką Etyków.

W jakiś sposób tajemniczy Przybysz zdołał przechytrzyć pozostałych. ,,,

Później Anglik zaczął się zastanawiać, czy Etycy go nie okłamali i tak naprawdę wcale nie mieli zamiaru modyfikować mu pamięci. To nie miało sensu, ale przecież nie znał ich intencji.

Kiedyś Burton potrafił równocześnie rozgrywać dwie partie szachów, i to z zawiązanymi oczami. To jednak wymagało jedynie talentu, znajomości zasad oraz dobrego opanowania szachownicy i figur. W obecnej grze nie znał ani reguł, ani siły poszczególnych przeciwników.

Ten mroczny wzór nie zdradzał żadnego zamysłu.

3

Burton ocknął się z jękiem.

Przez chwilę nie wiedział, gdzie się znajduje. Otaczał go mrok, równie gęsty jak ten, który wypełniał jego wnętrze.

Znajome dźwięki go uspokoiły. Statek ocierał się o nabrzeże, a woda uderzała z chlupotem o kadłub. Obok spokojnie spała Alicja. Burton dotknął jej miękkich, ciepłych pleców. Z góry dobiegł go odgłos cichych krok...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wiolkaszka.pev.pl
  •