[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JOHN
FANTE
PEŁNIA ŻYCIA
Przełożyła
Magdalena Koziej
1
DOM BYŁ SPORY, bo mieliśmy mnóstwo planów. Pierwszy z nich
został już zrealizowany, wzgórek na wysokości jej talii, to coś
o niemrawych ruchach, pełzające i wijące się jak kula z wę­
ży. W cichych godzinach przed północą leżałem z uchem
przyłożonym do tego miejsca i słyszałem coś jakby szemra­
nie strumyka, bulgotanie, ssanie i pluskanie.
- Niewątpliwie zachowuje się jak przedstawiciel męskie­
go rodu - zawyrokowałem.
- Niekoniecznie.
- Dziewczynki aż tak nie kopią.
Ale ona się ze mną nie spierała, ta moja Joyce. Miała to
coś w środku i była wyniosła, pogardliwa i nieomal beatyfi­
kowana.
Jednak brzuszysko mi się nie podobało.
- Jest nieestetyczne - wyjaśniłem i zasugerowałem, by
nosiła coś, w co da się je zapakować.
- I zabić?
- Robią na to specjalne rzeczy. Sam widziałem.
8
Spojrzała na mnie chłodno - na ignoranta, głupca, który
przechodzi obok wieczorem, już nie na osobę, lecz przyno­
szący zgubę przedmiot, niedorzeczność.
W domu znajdowały się cztery sypialnie. To był ładny
dom. Otaczał go płot ze sztachetek. Miał wysoki spiczasty
dach. Od ulicy aż pod frontowe drzwi prowadził korytarz
utworzony z krzewów różanych. Nad wejściem wznosił się
szeroki łuk z terakoty. Na drzwiach tkwiła ciężka mosiężna
kołatka. Na domu umieszczono numer 37, a to była moja
szczęśliwa liczba. Czasami przechodziłem na drugą stronę
ulicy i gapiłem się na to wszystko z rozdziawioną gębą.
Mój dom! Cztery sypialnie. Przestrzeń. Teraz mieszkali­
śmy tu we dwójkę, a jedno było w drodze. Ostatecznie będzie
siódemka. Takie miałem marzenie. Trzydziestoletni mężczy­
zna zdąży wychować siedmioro dzieci. Joyce miała dwadzie­
ścia cztery lata. A więc jedno co drugi rok. Jedno w drodze,
zostaje jeszcze szóstka. Świat jest taki piękny! Niebo takie
ogromne! Marzyciel taki bogaty! Oczywiście będziemy mu­
sieli dodać jakiś pokój albo dwa.
- Masz jakieś zachcianki? Upodobanie do jakiegoś sma­
ku? Rozumiem, że to się zdarza. Czytałem o tym.
- Oczywiście, że nie.
Ona też czytała: Gesell Arnold
Infant and Child in the
Culture of Today.
- Jakie to jest?
- Bardzo pouczające.
Wyjrzała przez drzwi balkonowe na ulicę.
Była to ruchliwa okolica, tuż obok Wilshire, gdzie warcza­
ły autobusy, a odgłosy uliczne przypominały muczenie by-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wiolkaszka.pev.pl
  •