[ Pobierz całość w formacie PDF ]
BARDZO STARY TESTAMENT
Opowiadania
Maurycy Fabisz
Darmowy eBook polecony przez
Darmowe Ebooki
Darmowy eBook. Handlowanie publikacją zabronione. Materiał przeznaczony do swobodnej dystrybucji
pod warunkiem nie wprowadzania żadnych zmian w żadnej z części.
Wszelkie prawa zastrzeżone © 2007 Maurycy Fabisz
ISBN: 978-83-60863-40-4
Wydanie I
Dobry eBook
ul. Grenadierów 5/5, 30-085 Kraków
tel./fax (12) 353 04 05
e-mail:
Spis treści
1
3–10
2
11–13
3
14–19
4
20–22
5
23–31
6
32–36
7
37–40
8
41–45
9
46–51
10
52–61
11
62–64
12
65–93
13
94–95
14
96–101
15
102–109
16
110–118
17
119–130
18
131–138
19
139–178
20
179–182
21
183–186
Bardzo Stary Testament
3
Zmrogg
1
Zmrogg
mrogg interesuje się muzyką od dawna. Początki tego hobby sięgają zamierzchłych
już czasów i mają niejaki związek z praktykowanym przezeń wówczas zwyczajem
składania wizyt w bardzo różnorodnych miejscach, co zdarzało się o rozmaitych porach,
chociaż zwykle po zachodzie słońca.
Adresy owych miejsc Zmrogg miał zawsze zawczasu przygotowane. Znajdował je
wprasie, której ostatnich i przedostatnich stron był namiętnym czytelnikiem.
Umieszczane były zwykle tuż po dziale ogłoszeń drobnych, gdzie zajmowały całą szpaltę,
każdy w ozdobnej ramce, niekiedy opatrzonej dodatkowo symboliką ognia lub
chryzantemy. Ściśle mówiąc nie były to nawet adresy, a jedynie personalia do niedawna
bytujących pod nimi osób, wraz z obszerną listą ich powiązań rodzinnych i zawodowych,
a także wykazem zasług i osiągnięć – wszelako dopasowanie ich do książki telefonicznej
nie przekraczało jego cierpliwości. Więcej: stanowiło nawet rodzaj intelektualnej
rozrywki podobnej do rozwiązywania krzyżówek, w których opisy poszczególnych haseł
zostały pomieszane, albo zgoła nie ma ich wcale.
Tak stworzona lista miejsc zostawała następnie naniesiona na mapę i – opatrzona
w daty i komentarze – zamieniała się w plan działania. Rozrzucone punkciki trzeba było
jeszcze połączyć jak najkrótszą i jak najprościej przebiegająca linią, co stanowiło
dodatkowe zadanie, tym razem z geometrii. Właściwie chodziło tylko o to, aby możliwie
skrócić całą marszrutę, niekiedy jednak Zmrogg ulegał pokusie i – widząc, że właśnie
kreślona przezeń, wężykowata linia zaczyna przypominać jakąś literę albo kabalistyczny
znak – porzucał rygor ergonomii, pozwalając owej linii dopełnić swego zamiaru. Wówczas
powstałe przypadkowo przesłanie uwyraźniało się na tle planu miasta jak widziana
z przestrzeni kosmicznej zorza polarna, którą mieszkańcy planety postrzegają zupełnie
inaczej, gdyż zmuszeni są oglądać ją od spodu.
Kiedy plan wyprawy był już gotowy Zmrogg przebierał się za spóźnionego
przechodnia, nocnego marka, fioletowego smakosza, albo jakieś inne nie budzące
niczyjego zainteresowania indywiduum – i wyruszał w trasę.
Każdy przystanek tej peregrynacji, każdy adres wykoncypowany z gazetowo-
krzyżówkowych rebusów, miał swoją stronę – specjalnie dla siebie przeznaczoną
przestrzeń mnemotechniczną – w osobistym notesiku Zmrogga, małej płaskiej książeczce,
oprawionej w skórę rasy białej, śródziemnomorskiej. Zmrogg skrupulatnie zapisywał tam
swe pierwsze uwagi dotyczące uśpionego domu i wszystko to, co zdołał wywnioskować
o mieszkańcach na podstawie kształtu i koloru wycieraczki, rodzaju materiału, z którego
wykonano klamkę, istnienia bądź braku, a także – o ile to możliwe – zawartości skrzynki
na listy, zapachu, jaki można poczuć przed drzwiami, odgłosów, jakie przez nie słychać,
www.Dobry
eBook
.pl
strona 3 z 186
Z
 Bardzo Stary Testament
4
Zmrogg
smaku kurzu na framudze i innych, jeszcze subtelniejszych szczegółów. Potem powtarzał
te operacje pod oknami, przy wylotach kanałów wentylacyjnych i u ujścia instalacji
hydraulicznej. Zamykał oczy, wstrzymywał oddech i zapuszczał sondę wzdłuż przewodów
ukrytych w ścianach, podsłuchiwał odwieszony na widełki telefon i przeglądał utrwalone
na kineskopie, najczęściej powtarzające się w danym miejscu obrazy.
Każdemu spostrzeżeniu nadawał gradację wyrażaną w liczbach całkowitych
naturalnych zawierających się w przedziale od jednego do tysiąc dziewięćset
siedemdziesięciu trzech.
I ruszał dalej.
Nie mitrężąc ani nie tracąc cennego czasu, świadomy, że choć postęp medycyny
ustalił pewną średnią i rzadko pozwalał na jej przekroczenie, to jednak ilość przystanków
bywała niekiedy większa niż zwykle – Zmrogg podążał ku następnemu adresowi,
następnym spostrzeżeniom i następnym wnioskom. I zawsze udawało mu się przed
świtem obejść wszystkie, które sobie zaplanował.
Potem, już na spokojnie, przy czarce podgrzanej do temperatury ciała
la sangrii
,
dokonywał selekcji adresów. Wybierał spośród nich dwa, najwyżej trzy, które wydawały
mu się obiecujące. Jeszcze raz podliczał wartościujące je punkty, jeszcze raz przywoływał
w pamięci doznane przed tymi dwoma czy trzema drzwiami uczucia, jeszcze raz –
zagłębiając się w fotel, również obity w skórę, i zaciskając kurczowo palce na
podłokietnikach o miłym dla dłoni kształcie – Zmrogg otwierał do swej duszy dostęp
owemu wewnętrznemu drżeniu, na którego nadejście czekał, a które było znakiem
prawidłowo dokonanego wyboru i pewnością, wielką pewnością, tego, co ma nastąpić.
Wreszcie, kiedy już był wszystkiego absolutnie pewien, udawał się do Mękołaka.
Razem opracowywali szczegóły planu. Zmrogg przygotowywał papiery (jeszcze
In blanco
), a Mękołak wyciągał z szafy garnitur, odprasowywał muszkę i krochmalił
kołnierzyk. Wtedy to, podczas swobodnej rozmowy, przy tych mało absorbujących,
a jednak noszących wszelkie znamiona przygotowań, prostych czynnościach, wtedy to
właśnie materializowały się kolejne elementy, logiczne cegiełki, których przeznaczeniem
było stworzenie nie budzącej wątpliwości, odpornej na nieufność, jedynej
i niepodważalnej PRAWDY.
Aby ją taką uczynić Zmrogg składał w owych wybranych miejscach jeszcze jedną
niezbędną wizytę. Tym razem nie zatrzymywał się już przed drzwiami, nie pozwalał, aby
wszystkim co wiedział były tylko domysły. Zamiast tego bezszelestnie chodził po
pokojach, niezauważalnie dla śpiących tuż obok domowników otwierał szafki, szuflady
i skrytki, w absolutnej ciemności czytał wydobyte stamtąd dokumenty, studiował kwity,
potwierdzenia i rachunki, porównywał faktury. Kartkował książki, taksował albumy,
przeglądał pamiętniki. Skanował dyski.
www.Dobry
eBook
.pl
strona 4 z 186
Bardzo Stary Testament
5
Zmrogg
Nachylał się nad oddechami ludzi, których mózgi uwięzione były w ciałach, a myśli
w somnambulicznych prądach wirowych obwodowego układu nerwowego, przez cały
dzień zepchniętego do roli pomocnika, służącego, administratora odruchów
bezwarunkowych i skurczów mięśni płaskich, robaczkowatego pełzania jelit
i meduzowatych szarpnięć serca – a który teraz władał całym tym ciałem, lecz mimo, że
nie znajdował w nim żadnego przeciw sobie oporu, niezdolny był nawet, aby podnieść się
na nogi i przejść kilka kroków nie uderzywszy czołem o ścianę. Zmrogg unikał
macających wokół, lunatycznych dłoni, i zapuszczał się do kierującej nimi wierzchniej,
zewnętrznej warstwy, gdzie harcowały półświadome reprojekcje jawy. Obserwował je,
a także wszystkie manifestujące się za ich pośrednictwem fobie. Potem schodził jeszcze
niżej, w podkorowy świat neandertalczyka, w płynność z czasów kiedy nie obowiązywały
jeszcze żadne prawa, bo żadnych jeszcze nie wymyślono. Zmrogg przyglądał się im także
i czynił notatki. Wszystko miało posłużyć jako dane do kwestionariuszy, formularzy
i tabel.
W końcu nadchodził dzień zero. Zmrogg – naturalnie jak zwykle po zmierzchu –
stawał na jednej z owych dobrze sobie znanych wycieraczek, pod drzwiami wybranymi
z wybranych, odczekiwał niezbędną minutę na wprowadzenie się w nastrój, po czym
krótko i stanowczo pukał. Dwa razy. Czekał znowu aż zostanie zapytany kim jest i o co
mu chodzi, a w międzyczasie kolistymi ruchami nadgarstków – niczym dyrygent
rozgrzewający się przed poprowadzeniem orkiestry – strząsał w dół rozluźnione mankiety,
aby ukryć w nich dłonie w gumowych rękawiczkach.
Dzień dobry, mówił, choć obie te rzeczy nie do końca zgadzały się już ze stanem
faktycznym. Jestem przedstawicielem kancelarii adwokackiej mecenasa (tu padało
nazwisko Mękołaka), ciągnął Zmrogg uśmiechając się oszczędnie. Proszę pozwolić mi
złożyć sobie najszczersze wyrazy współczucia, dawał.
Potem, zależnie od reakcji interlokutora, wypowiadał kilka ogólnikowych zdań na
temat tak młodego wieku, zwracał uwagę na smutną okoliczność, że wielu rzeczy już nie
będzie dane, bądź po prostu zwierzał się ze swojego osobistego stosunku. I wtedy, niejako
mimochodem, w obliczu stworzonej przez siebie atmosfery, wyznawał: Nasza kancelaria
reprezentuje interesy pragnącej na razie zachować anonimowość osoby, blisko
w ostatnim czasie związanej z Szanownym Nieobecnym. W zaistniałych okolicznościach
pan mecenas prosi o wizytę w swojej kancelarii, ma bowiem do zakomunikowania ważną
wiadomość dotyczącą pewnych zapisów, które zgodnie z życzeniem donatora aż do tej
chwili miały pozostać w tajemnicy. Mają one ścisły związek z niewątpliwie wkrótce
mającym się rozpocząć postępowaniem spadkowym.
Po czym do akcji wkraczała profesjonalnie wyprodukowana wizytówka. Wędrowała
z rąk do rąk, z niejakim zakłopotaniem ale i ekscytacją wilgotnymi palcami była
bezwiednie rolowana wzdłuż, aż upodabniała się kształtem do dachu wagonu kolejowego,
www.Dobry
eBook
.pl
strona 5 z 186
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wiolkaszka.pev.pl
  •