[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Frederick ForsythFałszerzPrzełożyli:DANUTA GÓRSKA, BARBARA JANKOWIAK, ZOFIA UHRYNOWSKA-HANASZ, ANDRZEJ SZULCAMBERTytuł oryginału: THE DECEIYERIlustracja na okładce: TOM HALLMANOpracowanie graficzne: ADAM OLCHOWIKRedaktor: KRYSTYNA GRZESIKRedaktor techniczny: JANUSZ FESTURCopyright (c) 1991 by FFS PartnershipFor the Polish edition Copyright (c) 1991 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.ISBN 83-85423-10-9Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.Warszawa 1991. Wydanie ISkład: Zakład Fototype w MilanówkuDruk: Łódzka Drukarnia DziełowaPROLOGW lecie 1983 roku ówczesny szef brytyjskiej Tajnej Służby Wywiadowczej (Secret Intelligence Service) zezwolił, pomimo sprzeciwu wewnętrznej opozycji, na utworzenie nowego wydziału.Sprzeciw wyrażały głównie istniejące już wydziały, mające w większości rozległe wpływy niemal na całym świecie, ponieważ nowy wydział miał zostać wyposażony w szerokie uprawnienia, przekraczające dotychczasowy zasięg.Dwa czynniki doprowadziły do utworzenia nowego wydziału. Pierwszym był nastrój wzburzenia w Westminsterze i Whitehallu, a zwłaszcza w rządzącej Partii Konserwatywnej, jako rezultat brytyjskiego zwycięstwa w zeszłorocznej wojnie o Falklandy. Pomimo militarnego sukcesu incydent ten wywołał gwałtowne i nierzadko napastliwe dyskusje w rodzaju: dlaczego zostaliśmy zaskoczeni, kiedy argentyńskie oddziały generała Galtieriego wylądowały w Port Stanley?Kłótnie pomiędzy departamentami ciągnęły się przez ponad rok i nieuchronnie przerodziły się w oskarżenia i wymówki typu: "Nie byliśmy ostrzeżeni. - Właśnie że byliście". Minister spraw zagranicznych, lord Carrington, zmuszony był złożyć rezygnację. Po latach podobna awantura miała wstrząsnąć Ameryką w rezultacie zniszczenia samolotu Pan American nad Lockerbie, kiedy to jedna agencja twierdziła, że wysłała ostrzeżenie, a druga twierdziła, że żadnego ostrzeżenia nie otrzymała.Drugim czynnikiem było niedawne objęcie władzy w Związku Sowieckim przez Jurija Andropowa, który przez piętnaście lat był szefem KGB, a teraz został pierwszym sekretarzem partii komunistycznej. Rządy Andropowa, faworyzującego swoją dawną agencję, zapoczątkowały narastającą falę szpiegostwa oraz "aktywnych działań" podejmowanych przez KGB przeciw Zachodowi. Wiadomo było, żeJurij Andropow najwyżej cenił aktywne posługiwanie się dezinformacją - wprowadzanie zwątpienia i demoralizacji za pośrednictwem kłamstw, wywieranie nacisków, oczernianie znanych osobistości oraz sianie niezgody pomiędzy sprzymierzeńcami za pomocą przeinaczania faktów.Pani Thatcher, która wtedy właśnie otrzymała (nadany przez Sowietów) tytuł "Żelaznej damy", postanowiła posłużyć się tą samą bronią i oświadczyła, że nie będzie miała nic przeciwko, jeśli brytyjski wywiad spróbuje odpłacić Sowietom pięknym za nadobne.Nowy wydział otrzymał szumną nazwę: Dezinformacja, Operacje Tajne i Psychologiczne. Oczywiście nazwę natychmiast zredukowano do "Pe-De i O-Psy", a następnie po prostu do "Pe-De".Wyznaczono nowego kierownika wydziału. Podobnie jak człowiek kierujący Zaopatrzeniem nosił przezwisko Kwatermistrza, a człowiek kierujący Wydziałem Prawnym - przezwisko Prawnika, nowy naczelnik Pe-De został przez jakiegoś dowcipnisia w kantynie nazwany Fałszerzem.Szef, sir Arthur, dokonując wyboru nowego kierownika narażał się na krytykę (i rzeczywiście został później skrytykowany, ponieważ łatwo być mądrym poniewczasie). Nie wybrał karierowicza z centrali, przyzwyczajonego do ostrożności wymaganej od urzędników państwowych, tylko byłego agenta terenowego, którego przeniósł z Wydziału Niemiec Wschodnich.Ten człowiek nazywał się Sam McCready i kierował wydziałem przez siedem lat. Ale wszystko, co dobre, kiedyś się kończy. Późną wiosną 1990 roku w Whitehallu odbyła się pewna rozmowa...Młody urzędnik wstał zza biurka w sekretariacie, uśmiechając się rutynowo.- Dzień dobry, sir Mark. Podsekretarz polecił, żeby od razu pana wprowadzić.Otworzył drzwi prywatnego gabinetu stałego podsekretarza Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Wspólnego Rynku, wprowadził gościa i zamknął za nim drzwi. Podsekretarz, sir Robert Inglis, podniósł się z powitalnym uśmiechem.- Mark, kochany chłopie, jak to miło, że przyszedłeś.Jeśli ktoś jest szefem SIS, nawet od niedawna, musi nabrać podejrzeń spotykając się z tak serdecznym przyjęciem ze strony stosunkowo obcego człowieka, który nagle traktuje cię jak brata. Sir Mark przygotował się wewnętrznie na trudne spotkanie.Kiedy usiadł, najstarszy rangą urzędnik Ministerstwa Spraw Zagranicznych otworzył zniszczoną czerwoną teczkę leżącą na biurku i wyjął skórzaną aktówkę, oznaczoną ukośnym czerwonym krzyżem, sięgającym od brzegu do brzegu.- Objechałeś wszystkie placówki i z pewnością podzielisz się ze mną wrażeniami? - zagadnął.- Oczywiście, Robercie... we właściwym czasie.Obok aktówki zawierającej ściśle tajne akta sir Robert położył czerwoną książkę w papierowej okładce, spiętą na grzbiecie czarną plastikową spiralką.- Przeczytałem - oznajmił - twoje propozycje "SIS w latach dziewięćdziesiątych" dołączone do ostatniej listy zakupów koordynatora wywiadu. Wygląda na to, że dokładnie wypełniłeś jego żądania.- Dziękuję, Robercie - powiedział szef. - Więc mogę liczyć na poparcie Ministerstwa Spraw Zagranicznych?Uśmiech dyplomaty zasługiwał na pierwszą nagrodę w każdym teleturnieju.- Mój drogi Mark, większość twoich propozycji nie sprawi nam trudności. Ale jest kilka punktów, które chciałbym z tobą przedyskutować.Zaczyna się, pomyślał szef SIS.- Na przykład czy mogę przyjąć, że twoja propozycja utworzenia dodatkowych placówek za granicą została uzgodniona z Ministerstwem Skarbu i wymagane fundusze wykrojono z czyjegoś budżetu?Obaj mężczyźni dobrze wiedzieli, że SIS nie jest w całości finansowana przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych. W rzeczywistości zaledwie niewielka część finansów pochodzi z budżetu MSZ. Właściwe koszty utrzymania niemal niewidzialnej SIS, które w przeciwieństwie do budżetu amerykańskiej CIA są wyjątkowo niskie, zostały podzielone pomiędzy wszystkie ministerstwa w rządzie. Każde ma w tym swój udział, nawet pozornie niezaangażowane Ministerstwo Rolnictwa, Rybołówstwa i Przetwórstwa - prawdopodobnie na wypadek, gdyby pewnego dnia chciało wiedzieć, ile dorszy wyławiają Islandczycy z północnego Atlantyku.Ponieważ budżet jest tak starannie rozdzielony i tak dobrze ukryty, Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie może "naciskać" na SIS grożąc wstrzymaniem funduszy, jeśli jego życzenia nie zostaną spełnione. Sir Mark kiwnął głową.- Nie ma problemu. Koordynator i ja odwiedziliśmy Ministerstwo Skarbu, wyjaśniliśmy sytuację (co wcześniej uzgodniliśmy z RadąMinistrów) i znaleźliśmy potrzebne fundusze, ukryte w budżetach badawczych i rozwojowych ministerstw, których nigdy byś nie podejrzewał.- Wspaniale - rozpromienił się podsekretarz, szczerze albo i nie. - W takim razie przejdźmy do tego, co wchodzi w zakres moich obowiązków. Nie wiem, jak sobie radzicie z personelem, ale my mamy trochę trudności z obsadzeniem dodatkowych stanowisk, w związku z zakończeniem zimnej wojny i wyzwoleniem Europy Środkowej oraz Wschodniej. Rozumiesz, o co mi chodzi?Sir Mark rozumiał dokładnie, o co chodzi. W ciągu ostatnich dwóch lat upadek komunizmu powodował szybkie zmiany na politycznej mapie planety. Korpus Dyplomatyczny liczył na nowe możliwości w Europie Środkowej i na Bałkanach, rozważano nawet utworzenie miniambasad na Łotwie, Litwie i w Estonii, jeżeli te republiki uniezależnią się od Moskwy. W konkluzji Inglis sugerował, że obecnie, kiedy zimna wojna przeszła do historii, jego kolega w wywiadzie będzie zajmował zupełnie inną pozycję. Sir Mark bynajmniej tak nie uważał.- Nie mamy innej możliwości oprócz rekrutacji, podobnie jak wy. Nie mówiąc już o rekrutacji, sam trening zajmuje sześć miesięcy, zanim możemy wprowadzić nowego człowieka do Century House i zwolnić doświadczonego pracownika do służby zagranicznej.Dyplomata spoważniał i z przejęciem pochylił się do przodu.- Mój drogi Mark, to jest właśnie sedno sprawy, którą zamierzałem poruszyć. Obsadzenie stanowisk w naszych ambasadach.Sir Mark jęknął w duchu. Drań dobierał mu się do skóry. Chociaż MSZ nie może wywierać finansowych nacisków na SIS, zawsze chowa jakiegoś asa w rękawie. Ogromna większość oficerów wywiadu służących za granicą wykorzystuje ambasadę jako parawan dla swojej działalności. To jest ich baza. Jeśli nie dostaną fikcyjnego stanowiska w ambasadzie, nie mogą pracować.- A jaki jest twój generalny pogląd na przyszłość, Robercie? - zapytał.- Obawiam się, że w przyszłości po prostu nie będziemy mogli ofiarować stanowisk niektórym z waszych... bardziej interesujących pracowników. Oficerom, którzy zostali zdemaskowani. Znanym twarzom. Podczas zimnej wojny to było do przyjęcia; w nowej Europie będą kłuć w oczy. Kamień obrazy. Jestem pewien, że to rozumiesz.Obaj wiedzieli, że agenci zagraniczni dzielą się na trzy kategorie. "Nielegalni" agenci nie działali pod przykrywką ambasady i nieinteresowali sir Roberta Inglisa. Oficerowie pracujący w ambasadzie byli albo "jawni", albo "niejawni".Oficer jawny, inaczej "znana twarz", to ktoś, kogo prawdziwe funkcje są powszechnie znane. Dawniej obecność takiego oficera wywiadu w ambasadzie czyniła cuda. Wszędzie w państwach obozu komunistycznego i Trzeciego Świata dysydenci, malkontenci oraz wszyscy pozostali wiedzieli dokładnie, do kogo mogą pójść i wyspowiadać się ze swoich żalów. Dzięki temu zebrano bogate żniwo informacji, a także przeprowadzono kilka spektakularnych ucieczek.Obecnie dyplomata dawał do zrozumienia, że nie życzy sobie więcej takich oficerów i nie będzie miał dla nich miejsca. Bronił pięknej tradycji swojego departamentu, polegającej na tym, żeby ustępować wszystkim nie-Brytyjczykom.- Słyszałem, co powiedziałeś, Robercie, ale nie mogę rozpocz... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wiolkaszka.pev.pl
  •