[ Pobierz całość w formacie PDF ]

FELIKS KONECZNY  KOŚCIÓŁ JAKO POLITYCZNY WYCHOWAWCA NARODÓW

 

 

I.                     O  METODACH

 

Rozważając zagadnienia państwa chrześcijańskiego , a zwłaszcza  temat „Kościół jako polityczny  wychowawca narodów” , zastosujemy do tych  problemów  metodę indukcyjna , jedyną , która wiedzie  do odkryć w naukach  historycznych. Jest ona też  dziełem  historyka zawodowego . Historykiem  bowiem był  jej twórca, Bacon werulamski (1561-1626) , który wychodząc od historii ogarnął  najrozleglejsze rozłogi wiedzy, a którego wiedza miała  w jego myśli służyć  jednakowo naukom  humanistycznym i przyrodniczym.

Ale zjawiły się metody inne , a  wśród nich medytacyjna . Nazywam ją tak od Condorceta , który w   1793 oświadczył, że w naukach  humanistycznych „odkrycia stanowią nagrodę samej medytacji”. Przypomnę też, jak zdaniem Wrońskiego  (1778-1853) , „wiedza ,jak taka, jest z góry  czysto kontemplacyjną lub spekulatywną”, co wychodzi zupełnie  na to samo , co tamta „medytacyjność”.

Należy te sposoby rozumowania odróżnić od  dedukcji naukowej, która musi mieć  wpierw przed sobą jakieś założenie  (już przedtem udowodnione) , ażeby z niego snuć wnioski. Medytacyjna metoda nie wymaga w ogóle żadnych uprzednich studiów. Cała szkoła  Condorceta  poprzestawała na tym, że coś komuś wydało się jakimś, bo  tak sobie „wyspekulował”. Sądzono, że człowiek  inteligentny  (a zwłaszcza matematyk lub literat ) może samą siłą swej inteligencji  rozwiązywać  wszelkie zagadnienia  humanistyczne, nie potrzebując  wcale studiów  specjalnych „fachowych”. Metoda ta żyje  dotychczas, a typowym jej piastunem jest znów matematyk , Bertrand Russel. Metodę  tę trzeba  śledzić i poznawać , żeby wiedzieć  czego się wystrzegać , w jaki sposób  nie należy  i nie można rozumować o żadnej a żadnej sprawie z   zakresu  humanistyki. Rezultaty pewne otrzymuje  się tylko  indukcją.

Pierwszym  warunkiem indukcji w tematach historycznych  jest, żeby się zawsze liczyć z ... chronologią.

Pozwolę sobie  na mała dygresję,  ażeby  okazać na przykładzie , jak dana kwestia może przybrać  zgoła inne oblicze, stosownie  do tego , czy się  będzie pedantem wobec chronologii, czy też  potraktuje się ją bardziej liberalnie . wybieram dla przykładu  ciekawą sprawę  o Macchiavella.

Wiadomo, jak obfitą  jest tu literatura , ile studiów pochłonęło pytanie, czy krytyczny Florentczyk  na serio urabiał swego „księcia” ; jak to wytłumaczyć i usprawiedliwić (Warto przypomnieć zdanie wielkiego Rankego, że  Macchiavelli uważał Italie za dość silną, żeby jej w celach leczniczych  móc zastrzyknąć truciznę.). Ileż komentarzy do tego dzieła, ileż  wyłoniło się argumentów, że w polityce  nie sposób  trzymać się moralności  ! Uznać trzeba, że piśmiennictwo naukowe, rozwinięte wokół „Księcia” obfituje  w dzieła  godne wszelkich pochwał  dla wielu a wielu  względów naukowych . Budzi atoli  zdziwienie pewna okoliczność:

Jeżeli „Książe” miał służyć księciu na usprawiedliwienie  (rządowi żołniersko-uzurpatorskiemu), jeśli miał tej państwowości  dostarczyć  duchowych fundamentów, czemuż  książe nie łożył w  wydanie „Księcia”? A gdyby przyłożyć do sprawy noniusz chronologii, sprawa będzie  jeszcze ciekawsza : Dzieło było napisane w r. 1514, autor trzymał je w ukryciu i wyszło drukiem (w Rzymie) dopiero osiem lat po jego zgonie (1527-1535). Chronologia świadczyłaby tedy raczej, że Macchiavelli  „sobie pisał, nie ludziom”, bo drukować nie mógł dla łatwo zrozumiałych okoliczności ; a w takim razie  nie będzie żadnej sprzeczności  pomiędzy życiem  autora, a chowanym przez niego pod kluczem ...  aktem oskarżenia. Ale nastać miały takie czasy , że książkę  jego potraktowano pozytywnie, zamiast negatywnie.

 

 

II.                   

CZTERY POSTULATY MISYJ KATOLICKICH

 

 

Żeby tedy nie uchybić  pedantyzmowi chronologicznemu, zaczniemy roztrząsania  o stosunku Kościoła  do życia publicznego od samego początku; jeżeli nie od samego  Adama i Ewy , to przynajmniej  gdzieś blisko nich, jak najbliżej . Wejdźmy z naszym problemem  pomiędzy lud prymitywny  i to choćby w zawiązkach protohistorii. Nie trzeba  sobie  czegoś „wyobrażać” ; wyobraźnia nie udowodni się  niczego w tej dziedzinie  nauk! Nie trzeba  się „wyobraźnią cofać”  do prawieku  naszych przodków, bo ludy prymitywne, nawet arcyprymitywne , istnieją  dotychczas, a  misjonarze do nich jeżdżą i przysyłają stamtąd  sprawozdania.

Nadspodziewanie okazuje się, że  tkwi w Kościele  sama geneza państwowości . Samym  misjonarstwem  swym  wytwarza  Kościół urządzenia państwowe czyli państwowość, i rozsiewa  zarodki państwa. Niema wprawdzie w Nowym Testamencie  przepisów, jak urządzić  państwo; niema w Ewangelii prawa ni prywatnego  ni publicznego , a Kościół  nigdy nie wybrał  pewnych form  dla państwa, ażeby  się  z nimi  utożsamić, a inne  potępić; ale Ewangelia osnuwa  wszystko kategorią  DOBRA, MORALNOŚCIĄ , ETYKĄ,  i to wystarcza  do wytworzenia  wyraźnych drogowskazów  we wszystkim , również  w dziedzinie  państwowej.

Każda  misja  katolicka  niesie z sobą cztery postulaty : monogamię dożywotnią, dążenie do  zniesienia niewolnictwa, zniesienie  msty, wreszcie  niezawisłość  Kościoła   od władzy  państwowej , a to w imię  niezawisłości czynnika  duchowego od siły fizycznej. Te cztery wymagania  są od samego początku  te same i niezmienne  i jednakie dla wszystkich  rodzajów i szczebli  cywilizacji, dla wszystkich  krajów i ludów.

Fundament wychowania  do wyższego szczebla  życia zbiorowego, kamień węgielny organizacji państwowej  mieści się  w znoszeniu msty rodowej. Rodowe wykonanie msty stanowi obowiązek moralny, który trzeba  od rodów przejąć  i wypełnić go za rody, wyręczając  je przez sądownictwo publiczne i  publiczny wymiar kar .Polityczny zwierzchnik, a więc  panujący (od kacyka do cesarza)  staje się generalnym mścicielem   za  wszystkie rody , wykonawcą wszelkiej msty. Taki jest zaczyn sądownictwa państwowego.

Na najniższych nawet szczeblach, wśród  najprymitywniejszych  ludów, zaszczepia tedy misjonarz – nawet nieświadomie  - państwowość, boć chcąc znieść mstę, musi przygotować ponadrodową  władzę sadową, a naczelnik  ludu nawróconego staje się  nie tylko wodzem wojennym, ale też sędzią. Jest to pierwsza pokojowa funkcja państwowa.

Nie łatwo to przeprowadzić . Często głowa państwa  sędzią  być nie chce, ażeby nie ukrócać rodowego prawa zwyczajowego. Kiedy biskupi  zażądali  od Włodzimierza Kijowskiego, ażeby  zajął  się  z urzędu sądownictwem kryminalnym, książę  sprzeciwił się  temu i postępował  nadal „według urządzeń ojca i dziada”.

W Europie Zachodniej  msta  powikłała stosunki społeczne do tego stopnia , iż stałym stanem społeczeństwa  stała się „ wojna  wszystkich przeciwko wszystkim”. Wieków  trzeba było, żeby „treuga Dei” ograniczała mstę  stopniowo ; a wciągu tych pokoleń panujący zasiadał na sądach  tylko na żądanie strony. Taki, który  udawał się do swego księcia, żeby go wyręczył w mście i ukarał krzywdziciela , narażał na hańbę nie tylko siebie , lecz cały  swój ród , bo usuwał  się od osobistego spełnienia  swych obowiązków i uznawał  się być słabym. Długo też wyręczały  się sądownictwem  książęcym same tylko niewiasty, gdy im zabrakło męskiego mściciela. Działał „Treuga Dei” i robiła swoje, rozszerzana coraz bardziej, lecz jakżeż powoli  i pod jakimże  naciskiem kar kościelnych  i nierzadkich klątw! W Polsce już za pierwszych Piastów wprowadzono za zabójstwo  grzywny pieniężne, lecz krwawe  zwady rodów zdarzały się jeszcze w XIV wieku. W Niemczech  zaś dopiero  na samym końcu  XV w. Ogłoszono  „Landfrieden” w czym mieścił się zakaz  wykonywania  msty i przymus przekazywania  krwawych  sporów  władzy  państwowej. Minęło  jednak jeszcze nieco czasu, zanim ustawa zdobyła sobie powszechne  uznanie.

Wykonywanie msty, dziedziczne  w  rodach  z pokolenia na pokolenie, wytworzyło i rozgałęziło  długi szereg nadużyć  i zbrodni; nadużywano bowiem  msty i podszywano się  chytrze pod nią, okrywając jej płaszczem liczne przestępstwa – aż do rozbojów  włącznie. Ze stanu wojennego między rodami  wytwarzały się  walki całych okolic, aż wreszcie  książę panujący  w imieniu  całej ludności swego kraju  wypowiadał  wojnę księciu ościennemu, stwierdzając krzywdę  i urazę popełnioną względem  wszystkich. Wojny rodziły  się wprawdzie  nie tylko z  samej  msty na wielką  skalę, ale w znacznej, a może  nawet  po większej  części  taką miewały genezę i dlatego uważano je za uprawnione . Zbrodniczość  i wojny stały się niejako ubocznym produktem msty. Gdy zaś po kilku już pokoleniach niktby już nie zdołał  osądzić, która strona  pierwsza zawiniła i czy obie strony utrzymywały się  w granicach prawa zwyczajowego , gdy  przepadła nawet pamięć  pierwotnego przedmiotu zwady, gdy wreszcie wygasły  nawet rody, które mstę wszczęły, a jednak  niebezpieczeństwo życia  groziło na każdym kroku, widocznym  stawało  się  coraz bardziej, ze ma się do czynienia  już nie z mstą, lecz  z jawnym opryszkostwem. Jak jedno z drugim wikłało  się, widać  było na Korsyce jeszcze poza połową XIX wieku.

Wypleniając mstę, staje się Kościół politycznym wychowawcą społeczeństw  podwójnie: obdarzał ludy sądownictwem  publicznym i zarazem zwiększał bezpieczeństwo życia i mienia . Oddając  obie te dziedziny w ręce zwierzchności  świeckiej , wytwarzał tym samym, a następnie  rozszerzał  i wzmacniał  władze państwową .

Powiedziano  już dawno  i Kościele, ze stał się  rodzicem i wychowawcą narodów, i to przyjęło się  już powszechnie. Należy  to jeszcze rozszerzyć, stwierdzając, że był również  twórcą władzy państwowej, takiej, która  by posiadała  moc działania  także  poza sprawami wojennymi. Stałość  i nieprzerwalność  państwowości  w państwie  jest dziełem Kościoła ( Wyrazy „państwo” i „państwowość” nie są bynajmniej synonimami; państwowość  oznacza urządzenia państwowe).

Przejdźmy do dalszych postulatów, stawianych przez Kościół  zawsze i nieodmiennie  każdej  nawracanej społeczności . Kwestia monogamii dożywotniej  jest już dostatecznie  opracowana pod względem stosunku Kościoła do życia  zbiorowego . Wiadomo powszechnie, że wyłoniło się  z tego  poszanowanie  kobiety,  przyznanie jej praw, w końcu równouprawnienie moralne  i majątkowe . Monogamia czyni z kobiety czynnik twórczy w życiu zbiorowym, podwaja ilość pracowników cywilizacyjnych. Mniej jest wiadomym, ze monogamia stanowi  podstawę własności osobistej, że jedno  z drugim łączy się  nierozerwalnie . Bardzo się więc mylą utopiści, którym się wydaje, że  dałby się pogodzić  komunizm  z katolicyzmem. Nie można przystać na komunizm, bo  wraz przepadłaby monogamia, a po niedługim czasie  rodzina w ogóle . 

Również decydującym o życiu społeczeństw  jest postulat  znoszenia niewoli . Niewolnicy  bywali w olbrzymiej  większości robotnikami fizycznymi , podczas gdy wolni  zajmowali się  pracami umysłowymi. Orzeczenie apostoła narodów św. Pawła: "„Kto nie pracuje, niech  nie je” zawiera w sobie  moralny przymus pracy, który staje się w  katolicyzmie  przykazem etycznym. Kogo nie stać na  pracę umysłową, spełni ten przykaz  fizyczną. Skoro zaś fizyczna staje się koniecznością etyczną , tym samym godną jest szacunku ludzkiego, a zatem nie hańbi taka praca  człowieka wolnego. Tkwi w tym cały przewrót społeczny, dokonywany stopniowo, ewolucyjnie, i wreszcie dokonany. Na tym tle nastąpił ogromny rozwój rękodzieła , a następnie  tego wszystkiego, co zwiemy  techniką , a która wyłoniła się  bądź co bądź  z rzemiosł. Klasycznemu światu nie brakło odkryć naukowych., lecz nie powstawały  z nich odpowiednie wynalazki, bo praca fizyczna , pozostając we wzgardzie, pozostała na zbyt niskich szczeblach . Zniesienie niewolnictwa, zrównanie w wolności zajęć  fizycznych z umysłowymi, sprawiały, że praca umysłowa  przenosiła  się także  na rękodzieła  i w tym tajemnica, dlaczego starożytność  nie celowała wynalazczością, czemu wynalazki stanowią przywilej świata chrześcijańskiego.

Przejdźmy do czwartego postulatu katolickiego życia zbiorowego, do kwestii o niezależności Kościoła od władzy świeckiej. Jak wiadomo, ani Kościół  wschodni, ani konfesje protestanckie  nie uznają tego  postulatu. Katolicyzm  ma bowiem  swoje własne pojęcia  o państwie i o życiu zbiorowym w ogóle  a od tych pojęć odstąpić nie może . Istnieje katolicka nauka o państwie .Istnieje ideał „Civitas Dei” , któremu dał początek  św. Augustyn przed lat półtora tysiącem. Zarzucano w owych czasach chrześcijanom, że usuwają się od przyjmowania urzędów  w państwie rzymskim,  mówiąc dzisiejszym językiem, że bojkotują rzymską państwowość. Bywało tak istotnie często (chociaż  nie zawsze i nie wszędzie) , ponieważ państwowość owa  była wówczas tego rodzaju, iż nie zasługiwała  na szacunek  nawet uczciwych pogan. W umysłowość  chrześcijańską  wdziera się  zaś poprzez wszystkie wieki aż po dzień  dzisiejszy, powstały wówczas  okrzyk: „Quid sunt regna remonta justitia, nisi magna latrocinia?”.  Nie chcieli tedy chrześcijanie służyć  i służbą swa dopomagać  owemu latrocinium – lecz obowiązki  względem państwa  traktowali pozytywnie i spełniali  zawsze bez szemrania. Tym się jednak wyróżniali  od początku, iż znali nie tylko obowiązki względem państwa, ale też obowiązki państwa względem obywatela. Związek  jednostki z państwem był w etyce katolickiej  od samego początku splotem wzajemnych praw i wzajemnych obowiązków; państwo zaś  winnym było podlegać  etyce tak samo, jak jednostka. Ilekroć  państwowość  jakiegoś państwa nie pozostawała w  zgodzie  z tym postulatem , nie mogła cieszyć się poparciem  Kościoła . Albowiem  postulat niezawisłości Kościoła  od władzy świeckiej  stanowi cząstkę  tezy ogólniejszej: o wyższości pierwiastków  duchowych ponad materialne.

Ideał zaś – „De Civitate Dei” – spełniał się niemało w ciągu wieków, lecz (jak każdy Ideał) w miarę spełniania urastał i nabierał  nowych działów, nowych postulatów szczegółowych, stosownie  do tego, jak komplikowało  się coraz bardziej życie zbiorowe. Pomysł państwa Bożego na ziemi, tj. państwa urządzonego  po Bożemu, nie jest bynajmniej nieziszczalny, lecz wymaga się od niego coraz więcej. Ledwie ziści się , czego w danym czasie się wymagało a narosło niemało  wymagań nowych! Był czas, gdy wzdychano, by „Treuga Dei” mogła się  ziścić, a dziś  wymagamy bez porównania więcej, i daj Boże, żebyśmy mieli wymagania jeszcze większe!.

 

 

III.                

ZASADY ŻYCIA PUBLICZNEGO NARODÓW

 

Metody życia  zbiorowego  kształcą się w katolicyzmie, doskonalą się w miarę, jak zbliżają się  do ideału „Civitatis Dei” ,  a gdy się od niego  odchylają , obniżają się  i psują. W każdym razie  są niezmienne. Jak  wiadomo, Kościół   nie identyfikuje się  z żadną  specjalna formą rządów, wymaga tylko od każdej, żeby zachować  moralność według etyki katolickiej. Ale pośród  wielości  najrozmaitszych  sposobów rządzenie  istnieją pewne wytyczne zasadnicze , według których  Kościół  postępuje  w swej wielkiej misji wychowawcy politycznego.

Głębie etyki katolickiej wywodzą się od poczucia osobistego stosunku do Boga i w tym właśnie tkwi największa siła moralna katolika. Bo choćby zrzeszenie  dopuszczało się  najcięższych  przewinień, stosunek  jednostki do Boga pozostaje czystym, skoro tylko nie aprobuje  się zła. Ale też za to każdy z osobna  ponosi osobistą odpowiedzialność za swe  myśli, mowy i uczynki czego symbolem jest spowiedź osobista ,podczas gdy  protestantyzm , judaizm i buddyzm znają  spowiedzie tylko gromadne. Odpowiedzialność gromadna  z reguły nie jest  odpowiedzialnością  wystarczającą  do ułożenia stosunku do Boga. Kto na niej chce poprzestać , ten prędzej  czy później  poderwie same zasady  etyki. Najdobitniej  występuje  ten stosunek  w żydostwie , bo Żyd  nie staje  w myśli przed Bogiem, jako jednostka człowiecza, lecz zawsze jako Żyd. Wobec Jehowy  jest się albo Żydem , albo nie Żydem : o stosunku  do Boga  decyduje według  żydowskiego przekonania  przede wszystkim  przynależność do pewnego zrzeszenia , czy też  do reszty  ludzkości, która znajduje się  poza tym zrzeszeniem. To jednak  jeszcze nie wszystko , bo wszyscy ludzie  należą do jakichś  zrzeszeń, katolicy również ; lecz chociaż  w zrzeszeniu  działa  się nieraz  gromadnie , katolik  jest w swym sumieniu  odpowiedzialnym  nawet  za czyn  gromadny  każdy osobiście , jakby każdy z osobna czynu tego dokonywał w całości .  Stosunek bowiem  między zrzeszeniem  a członkiem  zrzeszenia  może być dwojaki , i zrzeszenia  są pod  tym względem  również dwojakie ; jedne tłumią osobowość i wyrabiają  gromadność, inne zaś  nie tylko  nie przeszkadzają osobowości. Lecz nawet pielęgnują  ją. Takie przeciwieństwo gromadności  zwiemy personalizmem. Gdy zrzeszają się  osoby  przejęte  tą cechą  ducha,  powstają zjednoczenia personalizmów; zrzeszenia  najtrwalsze,  najmocniejsze i sięgające  najwyższych szczebli cywilizacyjnych.

Cała filozofia religijna katolicyzmu i cała cywilizacja łacińska oparte są na personalizmie. Wyraźnie  Kościół  naucza, jako  każda dusza ludzka tworzy odrębna całość i jest obdarzona wolną wolą. Jednostki, zrzeszając się  do życia publicznego, natenczas tylko robią  to prawdziwie, jeżeli działalność  ta jest  dobrowolną . Wtedy bowiem tylko formy tego życia stanowią prawdziwy  wyraz woli danego zrzeszenia. A skoro zrzeszenie  ma być  tak urządzone , ażeby nie hamowało personalizmu, a zatem nie może opierać się  na  jednostajności, lecz musi posiąść trudną  sztukę, żeby utrzymywać  jedność przy rozmaitości. Tym się różni państwowość katolicka od wszelkiej innej, a zwłaszcza od bizantyjskiej. W cywilizacji bizantyjskiej nie rozumie się jedności inaczej jak w zupełnej jednostajności. To zaś sprzeczne jest z natura  ludzka  tak  dalece, iż  da się  przeprowadzić  tylko przymusem, niekiedy tylko terrorem. Jednostajność jest sztuczna, naturalną jest  rozmaitość. Wszystko , co jest naturalnym wyrasta samo z siebie, jest organiczne i przechodzi w coraz nowe organizmy, których spójnią  dobrowolność, do których przystaje się z przekonania. W rozmaitości życia publicznego każdy służy  mu takimi środkami, jakie zezwala mu  rozwinąć maximum sił, maximum zdatności i sprawności . tak powstają zamiłowania i powołania i miłość pracy koło wspólnego dobra; tak wytwarza się zapał, gotowość do poświęceń, wiara w sprawę i wiara  w samego siebie, że  wysiłki  nie będą próżne i że  ziarno trafi w końcu  na właściwą glebę To wszystko dostarcza radości życia, które staje się twórczym, a co możebnym jest tylko w życiu publicznym organicznym.

 

Tylko organizm  bywa twórczym; tej właściwości  brak przeciwieństwu  organizmu – mechanizmowi.

Życie publiczne musi być  organiczne lub mechaniczne. W przeciwieństwie  do samorództwa organizmu, mechanizm musi być sztucznie obmyślony. Spotykamy się tu z dwiema metodami myślenia, o którym była  mowa na początku: z indukcją  i medytacyjnością, a których następstwami wżyciu zbiorowym  są aposterioryzm i aprioryzm. „Mechanikom” życia  publicznego wystarczy coś , co sobie wymedytują i uznają z a pewnik , ażeby z tego wysnuwać  potem wnioski do wszystkich działów życia , tym niebezpieczniejsze , im konsekwentniejsze . Np. wszystkie wnioski  z materialistycznego pojmowania historii z socjalizmem na  czele, zmierzającym  do tego, by cały świat zamienić  w mechanizm.

Mechanizm żadną  miara  nie da się  apriorycznemu  układowi stosunków, musi być  w mechanizmie   zgnębione w imię jednostajności.

Idzie się  więc  od personalizmu przez  aposterioryczność do organizmu , od gromadności  przez aprioryczność  do mechanizmu.  Organizm  a mechanizm  powstają  z  innych metod  i odmienne są też  warunki ich powodzenia. Im bardziej  rozwinięty organizm , tym bardziej komplikuje się  pośród  swoich rozmaitości, gdy  tymczasem   jednostajny mechanizm  dąży do jak największych uproszczeń. Ciekawego zaś zaiste doświadczenia  dostarcza nam historia powszechna. Oto wszystkie rewolucje myślały  apriorycznie, a działały mechanicznie. Dokonują  się też  rewolucje przez zanik personalizmu  a  gromadności, a  gromadność  nie zdołała utrzymać  nawet  powierzchownego , zewnętrznego ładu inaczej, jak mechanicznie.

Zmierza przeto z całych  sił  uproszczeń  we wszystkim, a występuje  zaciekle  przeciw rozmaitości  rozmaitych równoległych objawów życia  publicznego.

Co więcej,  inna jest etyka  organizmów, a inna mechanizmów. Cóż mówić  o moralności, gdzie zasługą jest gnębić  i łamać, terroryzować i odbierać godność osobistą, nierozdzielną od wolności przekonań? Bo też  godność osobista rodzi się tylko z personalizmu.

Ze wszystkiego tego wynika, ze pomiędzy organizmem a mechanizmem zachodzi proste a bezwzględne: albo – albo. Łączyć  zaś w jakimś zrzeszeniu, np. w państwie , w pewnym dziale państwowości obowiązuje  mechanizm (np. w wojsku), dział  taki odgradza się zazwyczaj z wielka stanowczością  od innych, traktując  go z  całą wyłącznością.

Państwo jakie takie  musi także  być  albo organizmem albo mechanizmem. Zależy to od cywilizacji. Np. w turańskiej jest ono  mechanizmem, a  gdzieby przetwarzało się  w organizm, tam runęłaby  cywilizacja turańska . W cywilizacji łacińskiej  państwo może być tylko  organizmem.

Łączy się to z pewna  szczególną tej cywilizacji właściwością . W każdej  innej  może się wytwarzać siła  polityczna  niezależnie od stanu społeczeństwa . Mongołowie  wytworzyli olbrzymie i potężne  państwo uniwersalne, chociaż  sił społecznych u nich nawet  dostrzec trudno; podobnie Turcja; w bizantyjskim cesarstwie  społeczeństwo ledwie było tolerowane przez państwo, w jednak państwo to posiadało okresy siły. Wszędzie tam rodziła się  siła polityczna poza społeczeństwem, powstając samodzielnie, działając samoistnie. Lecz nie zdarzyło się  ani razu w historii cywilizacji łacińskiej, żeby państwo było silne, choć  społeczeństwo słabe. Tu siła polityczna rodzi się z sił  społecznych. O cywilizacji łacińskiej  możnaby  raczej powiedzieć, że w niej o siłę polityczną – o potęgę państwową – nie trzeba  zabiegać wprost i bezpośrednio, lecz całą staranność życia publicznego obrócić  w krzewienie sił  społecznych. Te bowiem nadzwyczaj  łatwo i w razie potrzeby automatycznie zmieniają się  w siłę polityczną , gdy tymczasem największa nawet polityczna siła  społecznych w sobie nie mieści. W cywilizacji łacińskiej państwo musi  być oparte  na społeczeństwie, bo inaczej pozostanie słabym, i tym słabszym, im bardziej chciałoby górować nad społeczeństwem. Z silnego społeczeństwa wyłania się silne państwo samo przez się. W naszej cywilizacji niema obawy o to, iżby siła społeczna mogła nie wydać siły politycznej; lecz na nic wszelkie zachody o potęgę państwa, gdzie społeczeństwo osłabione. Albowiem państwo w cywilizacji łacińskiej jest organizmem, wytwarza się  w  sposób naturalny ze społecznego podłoża. Wszelkie próby, żeby państwo wyemancypować niejako od społeczeństwa, dezorganizują tylko społeczeństwo, mącą i obniżają stan cywilizacyjny.

Państwo, wychylające się  ze wspólnoty cywilizacyjnej ze społeczeństwem, należącym  do cywilizacji łacińskiej , musi się  stawać coraz bardziej mechanizmem i przystąpi do walki z personalizmem. A zatem nastałby rozłam  pomiędzy państwem a społeczeństwem, co stanowiłoby klęskę najcięższą dla obu.

Przyczyna istotna  (owa przyczyna przyczyn)  takiego związki  tych spraw w naszej cywilizacji jest bardzo prosta. Nie można  robić  jednej i tej samej rzeczy równocześnie  dwiema metodami: prawo to sięga od robót  najgrubszych i najłatwiejszych aż do wyżyn twórczości państwowej. W ten błąd popadłoby się jednak, gdyby się chciało osadzić  państwo mechanizmowe na podłożu organicznym, gdzie społeczeństwo  (naród) wytworzyło się i  rozkwitać ma nadal  z jednoczenia się rozmaitych organizmów społecznych. Nie da się  wytworzyć zrzeszenia, które by było równocześnie organizmem i mechanizmem, bo mieszanina  tego z tamtym posiada własności trujące; stanowi  truciznę i dla państwa i dla społeczeństwa. Gdyby zapanowało gdzieś powszechne pomieszanie  metod organicznych a mechanicznych , gdyby udzielało się stopniowo wszystkim dziedzinom życia zbiorowego, wyniknęłyby z tego następstwa absurdalne  a straszne. Wspólna cywilizacja  stanowi bowiem więź zrzeszeń : naruszanie przeto zwartości  cywilizacyjnej jest robotą destruktywną, jest druzgotaniem więzi i narodowej i  państwowej. Jest  to gonitwa za zerem. Dodajmy, ze mechanizm nie wytworzy moralności, oświaty, ni dobrobytu.

Jeżeli więc chcemy się utrzymać przy cywilizacji łacińskiej, musimy trzymać się personalizmu, zasady rozmaitości, aposterioryzmu i organizmu z  zasadą supremacji sił duchowych.

Tak jest i tak pozostać winno we wszystkich społeczeństwach, które „wychowywał  Kościół”, ten Kościół, którego dziełem jest cywilizacja łacińska.

Do cech państwowości  łacińskiej należy odrębne prawo państwowe, odrębność prawa publicznego w ogóle. Co innego prawo prywatne, co innego publiczne. Ten dualizm prawny  należy do węgłów  naszej cywilizacji, a zatem stanowi tez  węgiel węgielny  naszych pojęć polityczny.

Przeciwieństwem naszych pojęć w tej  dziedzinie jest monizm prawny,  znający  jedno tylko prawo, albo samo publiczne. Monizm taki pochodzi  z  cywilizacji turańskiej. Tam władca  jest właścicielem  całego państwa i całej jego ludności. Te przejawy prawnicze, które my  zwiemy  prawem publicznym, wywodzą się  tam ze zamplifikowanej własności prywatnej głowy państwa, skutkiem  czego nastąpiło tam pochłonięcie prawa publicznego  przez prywatne. Słowem, w turańskiej cywilizacji prywatne prawo władcy wobec ludności staje się  prawem publicznym, które nie jest niczym odrębnym od prywatnego,  lecz tylko rozbudową  prywatnego dla interesów władcy.

Obecnie powstaje w Europie  monizm prawniczy metoda całkiem odmienną. Zmierza się do zniszczenia prawa prywatnego przez publiczne, mianowicie  przez prawo państwowe, bezetyczne, a  w imię  omnipotencji  państwa. Apriorycznie  określa się  jaką  ma być państwowość i gnębi się  personalizm w imię gromadności, byle zmusić  do poddania się  koncepcjom powziętym z góry, sztucznym, którym sama tylko przemoc  udziela życia.

Wpada się obecnie  w monizm  prawniczy, polegający  na wyłączności  prawa publicznego. A rozstrzygać o tym, co jest prawne, będzie  pięść. Gdy zaś omnipotencja  państwa obejmie władzę  nad wszelkimi  sprawami dotychczasowego  prawa prywatnego, będzie  musiało wszystko być postawione do swobodnego uznania władcy ( i jego biurokracji), któremu nadane będzie prawo dowolnego  dysponowania  wszystkim i wszystkimi. Wyjdzie się więc w końcu najzupełniej na  turańszczyznę, choć się  zaczęło z przeciwnej  strony.

Etyka cywilizacji łacińskiej  nie może się pogodzić z  linią rozwojową wszechwładzy państwa, a więc  ani z etatyzmem ani z  biurokratyzmem, ni z elephantiasis  ustawodawczą, ni  z ex lex podczas pokoju. Nasza etyka musi  zmierzać do państwa opartego na społeczeństwie, a wiec ku samorządowi. Wszelki zaś krok , który  by  odsuwał państwo od  omnipotencji, będzie zarazem krokiem postępu dla etyki, oświaty i dobrobytu.

Fundamentalnym zaś wszystkiego  warunkiem jest pielęgnowanie personalizmu. Toteż w życiu  publicznym musi być szanowana jednostka.

Nasz ks. Prymas gnieźnieński woła  donośnym głosem na całą Polskę, jako „jednostka ludzka istniała wpierw, niż państwo i posiada swe przyrodzone prawa” ..a zatem „nie można  pogodzić  z prawem przyrodzonym pewnych współczesnych dążeń  do zupełnego podporządkowania  obywateli celom państwowym, do wyznaczania obywatelom jakiejś służebnej roli  i do rozciągania zwierzchnictwa państwowego na wszystkie dziedziny życia. Regulowanie każdego  ruchu  obywateli, wtłaczanie w przepisy państwowe każdego ich czynu, mechanizowanie ich obywateli w jakiejś  globalnej i bezimiennej masie  sprzeczne jest  z godnością człowieka i z interesem państwa, bo zabija w obywatelach zdrowe poczucie państwowe...  Państwo nie    jest  antytezą  jednostki, lecz uzupełnieniem jej prywatnego  bytu” ((Ks. Prymas August Hlond: „ O chrześcijańskie zasady życia  państwowego 1934 „)

A zatem nie należy pogrążać prawa prywatnego w publicznym; monizm prawny nie mieści się w katolicyzmie.

Wymaga natomiast katolicyzm monizmu monizmu w innej dziedzinie. Wbrew  rozpowszechnionemu mniemaniu, jakoby istniały dwie etyki, odrębna dla życia prywatnego a odrębna dla publicznego, stoi Kościół na stanowisku  monizmu etycznego. Ta sama  musi być moralność w życiu prywatnym i w publicznym,  nie wyłączając ani nawet polityki. My, katolicy, chcemy etyki totalnej.

 

 

 

IV.                

UNIWERSALIZM A IDEA NARODOWA

 

Skoro mowa o wychowaniu politycznym i o państwie, niesposób pominąć kwestii państwa uniwersalnego.

Ideał uniwersalizmu politycznego będzie zawsze przyświecać  filozofom katolickim, lecz niema polegać na zaborach, na wspólności jarzma. Ideologia takiego państwa  uniwersalnego jest orientalna, azjatycka: Babilon, Asyria, Partowie, Persowie, a potem Aleksander Wielki, i wreszcie  Rzym schodzili również na szlaki orientalne. W wiekach średnich  wypłynął  uniwersalizm  turański , gdy  państwo dzingishanów  sięgało od pogranicza polsko-rumuńskiego aż po Koreę.

Nie na zaborze, nie na niewoli polega uniwersalizm polityczny katolicki, gdyż i na tym polu trzyma się  zasady, że do  jedności droga w uznawaniu rozmaitości. Zresztą praktycznie raz tylko w historii powszechnej Kościół  sam bezpośrednio  przyłożył  ręki  do tworzenia państwa  uniwersalnego, mianowicie gdy papież Leon III ustanowił cesarstwo zachodnie ( rzymskie Karola W.) przeciwko bizantyjskiemu. Nie miało to wcale być  państwo jedno, rozszerzające  zabory  na inne, lecz zjednoczenie pod  przewodnictwem cesarza państw zachowujących  swa niepodległość ku wspólnym celom, ażeby siły państwowe używane były do wprowadzania zasad religijnych w życie publiczne i ażeby nie były marnowane na wojny pomiędzy państwami chrześcijańskimi.

Ideał na nasze nawet czasy może  jeszcze za wysoki, jakżeż miał się spełnić wówczas? Wspomnijmy, że jeszcze ani jeden kraj Zachodu nie był zjednoczony państwowo. Wszędzie pełno było wojen i wojenek pomiędzy lokalnymi dynastiami. Wszystkie umysły wyższe musiały być zaprzątnięte przede wszystkim myślą, jak usunąć ten stan rzeczy.  W tym chaosie nasuwała się sama z siebie idea dynastyczna, jako droga do tworzenia państw rozleglejszych, obejmujących całe kraje. Która dynastia  okaże się  silniejsza i obali szereg słabszych , przyczyni się  tym samym do zbliżenia uniwersalizmu.

Następne cesarstwo , „rzymskie narodu niemieckiego” (nie mające nic wspólnego z tradycją  Karola W. (powstało przeciwko papiestwu, jako zdwojenie bizantyjskiego; powstało podczas jawnej walki z Kościołem i później większą część jego dziejów wypełnia „walka cesarstwa z papiestwem”. A jednak uczeni katoliccy, a więc katoliccy kapłani stawali nieraz na rozstajach. Nie wszyscy orientowali się  co do istoty cesarstwa  niemieckiego; oświadczali się  za nim jedni dlatego, bo wmówili w siebie, ze to wznowienie  idei Karola W., drudzy zaś wprost  dlatego tylko, że  król niemiecki, zostając cesarzem, rozporządzał  największą siłą, przez długi czas jedyną, która by mogła złączyć  pod jednym  berłem  Niemcy z Włochami. Im dynastia jakaś bardziej zaborcza, tym sympatyczniejszą  bywała tym  marzycielom politycznym  uniwersalizmu, lecz pod  jednym warunkiem: żeby wyprawom zaborczym towarzyszyło szczęście.

I oto na tle  ideologii uniwersalistycznej zjawia się podrzutek : kult-silniejszej dynastii, z  czego wyłania się  niebawem  kult siły w ogóle . Czciciele  siły pasożytują  na szlakach uniwersalizmu.

Toteż  przez ideę dynastyczną został w końcu doprowadzony do  absurdu ideał  uniwersalizmu politycznego i stał się  niewykonalnym przez  długie  pokolenia.

Dla przykładu sięgnijmy  do historii skrajnego Zachodu, pomiędzy Anglią  i Francją. Prze lat 114 toczyła się wojna pomiędzy tymi krajami. O co? Jest to wojna czysto dynastyczna. Obowiązujące we Francji prawo usuwało kobiety od tronu, ale pomimo to w r. 1328 król angielski wystąpił z uroszczeniem, że tron francuski należy mu się  po kądzieli. Miejmyż  na uwadze, ze według ówczesnych  pojęć legitymizmu dynastycznego, panujący miał prawo nawet  handlować  swoim krajem, sprzedać go lub zamienić, czego przykładów całe tuziny. Ludność z reguły nie pytano o wolę, a narody jakby nie istniały, bo idei narodowej jeszcze nie było.

Idea narodowa najwcześniej  wykształciła  się w Polsce. Kiełkowała na dworze kaliskim już w drugiej połowie XIII w. , a Przemysław i Władysław Niezłomny stali się  jej wykonawcami. Kiedy Kazimierz Wielki zmuszony był  fatalnymi okolicznościami  uznać następstwo Ludwika  węgierskiego, przedstawił  ten układ dynastyczny do zatwierdzenia Stanom polskim. Władysław Jagiełło został królem, bo go społeczeństwo polskie samo na tron powołało. Działalność polityczna społeczeństwa w imię idei narodowej zaczęła się u nas wcześnie.

A tymczasem we Francji i Anglii nie dzielono się jeszcze na obozy francuski i angielski. Najpotężniejszy z książąt francuskich , burgundzki , walczył po stronie angielskiej i miasto Paryż  oddało się  angielskim dynastom. Wielu  francuskich dostojników Kościół  opowiadało się  przeciw Karolowi VII. Ogół  inteligencji obu krajów, ogół współczesnych  teologów nie  zadawał sobie  całkiem prostego pytania  : Anglia czy Francja, w sensie narodowym. Tego się nie odczuwało. Widziano tylko  wojnę dwóch dynastii  o tron francuski i oddawano się badaniom, która z nich  ma większe prawo do tego tronu. Badano genealogie, układy, dokumenty, kroniki, prawo angielskie i francuskie – ale nikomu nie przyśniło się , ze można by sprawę  osądzić według zasady , ze dla Anglików  jest Anglia, a Francja dla Francuzów. Nie wpadł nikt na pomysł, że mogłoby istnieć  kryterium narodowe..

To wygłosiła  pierwsza  dopiero św. Joanna   d’Arc . Ona wołała, że należy  walczyć nie za dynastię, lecz za Francję i że w imię  Francji trzeba  stanąć  przy tym królu, który może  stać się  francuskim królem narodowym. Z tego też hasła powstała  cała  tragedia  Dziewicy Orleańskiej . Wnosiła do życia  publicznego na Zachodzie  hasło nowe , obce uczonym teologom i prawnikom, a nawet nienawistne. Bronić  Karola VII bez względu na to, czy przy nim słuszność prawna prawa dynastycznego, nie brać zgoła  pod uwagę względów prawniczych? Czyż  tak można , czyż tak słusznie, a zatem czy to zgodne z religijnym punktem widzenia, z moralnością  publiczną? A więc to herezja? Nie rozumie  nowego ideału, wnoszonego przez Dziewicę Orleańską.

Kościół , ogłosiwszy ją świętą , uświęcił zarazem jej hasło: pojęcie narodu i państwa narodowego.

Idea narodowa skupiała się  także nieraz  około pewnej dynastii, lecz pod warunkiem, ze dynastia narodowa będzie służyć , a nie odwrotnie. Tym samym przeciwstawiała się  taka dynastia narodowa wszelkim innym dynastiom  na danym obszarze, a umowy handlowe o ten kraj były wykluczone. Miał być  koniec politykom dynastycznym. Nastała  tedy  walka pomiędzy ideą  narodowa  a dynastyczną.

Równocześnie z akcją  św. Joanny  d’Arc toczy się w Polsce i na Litwie wojna z  „całą  nacją niemiecką „ tj. z pojęciami prawa międzynarodowego dynastycznego, opartego na systemie cesarstwa niemieckiego. Ciężką tę walkę, rozpoczętą w  1410, zakończono w cztery lata po podpaleniu stosu w Ronen - walnym zwycięstwem  pod Wiłkomierzem (1431-1435), które współcześni zestawiali ze zwycięstwem grunwaldzkim.

Ale walka dwóch tych  idei trwała  dalej w całej Europie, prowadzona ze zmiennym szczęściem, aż wreszcie idea dynastyczna odniosła  zwycięstwo i zawładnęła na nowo losami Europy – co skupiło się na Polsce 9rozbiory dokonane przez ościenne  wielkie  państwa dynastyczne) i na Włoszech (rozbicie  na rzecz drobnych  dynastów  obcokrajowych). Zjednoczenie Włoch stanowiło początek triumfu idei  narodowej, a wznowienie niepodległej Polski jest triumfu  tego ukoronowaniem.

 

 

 

 

V.

OBECNOŚĆ  KOŚCIOŁA  W HISTORII (OKREŚLONA W DWÓCH ZDANIACH)

 

 

Przejdźmy do spraw polskich. Ale przede wszystkim trzeba zdawać sobie sprawę, ze nie może być dla jednego narodu jakichś specjalnych praw dziejowych, może zachodzić  tylko specjalne wykonywanie i sprawdzanie praw powszechnych. Chcąc wiedzieć jasno, jakim było polityczne wychowanie narodu naszego  przez Kościół , musimy  mieć  wciąż  na uwadze, jakie są powszechno-dziejowe cechy działalności  Kościoła w tej dziedzinie . Zrekapitulujmy więc najpierw to, cośmy dotychczas roztrząsali . Da się to streścić  w dwóch zdaniach:

1/ Kościół  urządza życie publiczne narodów, pielęgnując personalizm, aposterioryzm, jedność w rozmaitości, narodowość, dualizm prawny, a monizm etyczny

2/ Kościół wymaga, by życie  zbiorowe oparte było na monogamii, na szacunku pracy fizycznej, by zaś nie było w nim niewolnictwa ni msty rodowej, tudzież  by Kościół  był niezależnym od władzy świeckiej.

 

W tych dwóch zdaniach zawarta jest obecność Kościoła w historii powszechnej – a zatem także w historii polskiej.

 

 

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wiolkaszka.pev.pl
  •