[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Raymond E. Feist - ODPRYSKI STRZASKANEJ KORONY
Raymond E. Feist
ODPRYSKI STRZASKANEJ KORONY
(Tłumaczył Andrzej Sawicki)
Jonowi i Anicie Eversonom,
którzy byli ze mną od samego początku.
Podziękowania
Jak zwykle w takich przypadkach jestem dłużnikiem wielu ludzi, bez pomocy których ta książka nie powstałaby.
Dziękuję więc:
Pierwotnym twórcom Midkemii, Steve'owi Abramsowi i Jonowi Eversonowi, oraz reszcie Bandy Marków Nocy
Czwartkowo-Piątkowych. Bez ich pomysłowości i kreatywności kraina ta byłaby znacznie uboższa.
Moim wydawcom za niezachwianą wiarę i ciężką pracę. Entuzjazm i pomoc „przekraczające zwykłe granice”
okazała zwłaszcza Jennifer Brehl, dzięki należą się jej w równej mierze za pracę i przyjaźń.
Mojemu dobremu przyjacielowi i agentowi, Jonathanowi Matsonowi, za to, że zawsze był.
Mojej żonie, Kathlyn S. Starbuck, za więcej, niż mógłbym wymienić, i za to, że jest najlepszą pierwszą
czytelniczką, o jakiej można byłoby marzyć.
I tym wszystkim, którzy przysłali listy z zarzutami lub pochwałami, dając mi znak, że gdzieś tam ktoś czyta moją
pracę. Czas nie pozwala mi na to, by na wszystkie odpowiadać, ale wszystkie czytam.
I Seanowi Tate'owi, twórcy postaci Malara.
Postaci występujące w naszej opowieści:
Acaila - przywódca eldarów z dworu Królowej Elfów
Adelin - elf z Elvandaru
Aglaranna - Królowa Elfów w Elvandarze, żona Tomasa, matka Calina i Calisa
Akee - góral Hadati
Akier - porucznik z „Królewskiego Buldoga”
Aleta - młoda kapłanka Świątyni Arch-Indar
Asham Ibin Al-Tuk - generał keshański
Avery Karli - żona Roo
Avery Rupert „Roo” - kupiec z Krondoru
Boyse - kapitan z oddziałów Duko
Brian - Diuk Silden
Calhern Thomas - pełniący obowiązki porucznika gwardii przybocznej
Calin - dziedzic tronu Królestwa Elfów, brat przyrodni Calisa, syn Aglaranny i Aidana
Calis - „Orzeł Krondoru”, osobisty agent i wysłannik Księcia Krondoru, Diuk Dworu, syn Aglaranny i Tomasa, brat
przyrodni Calina
Chalmes - przywódca magów ze Stardock
Chapac - bliźniaczy brat Tilaca, syn Ellii
d'Lyes Robert - mag ze Stardock
de Savon Luis - weteran, współpracownik Roo
Delwin - Konstabl z Krondoru
Desgarden - fechmistrz z Krondoru
Dokins Kirby - drobny złodziejaszek i informator ceklarzy z Krondoru
Dominik - opat opactwa Ishapa w Sarth
Duga - kapitan najemników z Novindusa
Duko - generał armii Szmaragdowej Królowej
Ellia - elfka z Elvandaru, matka Chapaca i Tilaca
Enares Malar - sługa znaleziony w dziczy
Erland - brat Króla, stryj Księcia Patricka
Fadawah - generał, dawny wódz naczelny armii Szmaragdowej Królowej, samozwańczy Król Morza Goryczy
Francine „Francie” - córka Diuka Silden
Greylock Owen - Konetabl Rycerstwa w armii Księcia
Hammond - porucznik armii królewskiej
Herbert z Rutherwood - skryba z Port Vykor
Jacoby Helen - wdowa po Randolphie Jacobym, matka Natally i Willema
Jallom - kapitan z armii Duko
Jameson Dashel „Dash” - młodszy syn Aruthy, wnuk Jamesa
Jameson James „Jimmy” - starszy syn Aruthy, wnuk Jamesa
Kahil - szef służby wywiadowczej Fadawaha
Kaleid - mag, członek starszyzny Stardock
Leland - syn Richarda z Mukerlic
Livia - córka Lorda Vasariusa
Mackey - sierżant gwardii pałacowej
Matak - stary żołnierz służący pod rozkazami Duko
Milo - właściciel gospody Pod Szpuntem w Ravensburgu, ojciec Rosalyn
1 / 179
Raymond E. Feist - ODPRYSKI STRZASKANEJ KORONY
Miranda - czarodziejka, przyjaciółka Calisa i żona Puga
Nakor Isalańczyk - szuler, mag, przyjaciel Puga i Calisa
Nardini - kapitan zdobytego okrętu quegańskiego
Nordan - generał armii Fadawaha
Pahaman - Tropiciel z Natalu w Elvandarze
Patrick - Książę Krondoru, syn Księcia Erlanda, bratanek Króla i Księcia Nicholasa
Pickney - urzędnik miejski z Krondoru
Pug - mistrz magii, Diuk Stardock, kuzyn Króla, dziadek Aruthy, prapradziadek Jimmy'ego i Dasha
Reese - złodziej z Krondoru
Richard - Earl Mukerlic
Riggers Lysle - przywódca Szyderców
Rosalyn - córka Mila, żona Rudolpha, matka Gerda
Rudolph - piekarz z Ravensburga, mąż Rosalyn, przybrany ojciec Gerda
Runcor - kapitan z armii Duko
Ryana - smocza panna, mogąca zmieniać kształt w ludzki, przyjaciółka Tomasa i Puga
Shati Jadów - porucznik z kompanii Erika
Sho Pi - dawny towarzysz Erika i Roo, uczeń Nakora
Songti - kapitan z armii Duko
Styles - kapitan „Królewskiego Buldoga”
Subai - kapitan Królewskich Krondorskich Tropicieli
Talwin - szpieg i wywiadowca pracujący dla Aruthy
Tilac - syn Ellii, bliźniaczy brat Chapaca
Tinker Gustaf - więzień i towarzysz Dasha, późniejszy stróż prawa i Konstabl
Tomas - wojenny wódz Elvandaru, małżonek Aglaranny, ojciec Calisa, dziedzic mocy Ashen-Shugar
Trina - złodziejka, Mistrzyni Dnia Szyderców
Tuppin John - złodziej, szef krondorskich opryszków
Vasarius - quegański szlachcic i kupiec
von Darkmoor Erik - kapitan Szkarłatnych Orłów Calisa
von Darkmoor Gerd - Baron Darkmoor, syn Rosalyn i Stefana von Darkmoor, bratanek Erika
von Darkmoor
Mathilda - Baronowa Darkmoor, babka Gerda
Wendell - kapitan z Krondoru
Wiggins - ochmistrz dworu Patricka
Wilkes - żołnierz armii Erika
Zaltais - ?
Księga czwarta
Opowieść o braciach
Obowiązek musi się opierać na ufności.
Benijamin Disraeli
Earl of Beaconsfield
Tancred
, księga II, rozdz. l
Prolog
Generał zapukał.
- Wejść - odezwał się samozwańczy Król Morza Goryczy, podnosząc wzrok znad pospiesznie napisanej notatki,
którą podał mu właśnie szef jego wywiadu, kapitan Kahil.
Do komnaty, strząsając śnieg z płaszcza, wszedł generał Nordan.
- Wasza Królewska Mość znalazł sobie zimny kraj do władania - rzekł z uśmiechem. Kahila powitał krótkim
kiwnięciem głowy.
- Ale przynajmniej jest tu pod dostatkiem żywności i drewna na opał - odpowiedział Fadawah, dawny naczelny
wódz armii Szmaragdowej Królowej, obecny władca Ylith i okolic. Machnął niedbale dłonią na południe. - Wciąż jeszcze
docierają do nas aż z Darkmoor maruderzy, którzy w bardzo mrocznych barwach odmalowują sytuację w Zachodnich
Dziedzinach.
Nordan wskazał dłonią krzesło i Fadawah przytaknął przyzwalająco. Choć byli starymi towarzyszami broni, w
czasie gdy Fadawah przygotowywał się do wiosennej kampanii, obaj przestrzegali formalności. Policzki generała wciąż
jeszcze pokrywały rytualne blizny, pozostałe po przysiędze lojalności Pantathianom. Zastanawiał się, czy nie poprosić o
pomoc jakiegoś uzdrawiacza lub kapłana, aby pomogli mu pozbyć się tych znaków, ponieważ kiedy się zorientował, że
Wężowi Kapłani byli tak samo oszukiwani jak i on, zabił ich ostatniego najwyższego kapłana. Uważał, że nie jest już
nikomu niczego winien. Był panem samego siebie i własnej woli, stał na czele własnej armii, stacjonującej w bogatym
kraju. Kahil jednak przypomniał mu, że blizny - choć były upokarzające - budziły strach i szacunek jego łudzi. Szef
wywiadu służył Szmaragdowej Pani, zanim ta padła ofiarą demona, a później, po zmianie dowództwa w armii najeźdźców,
udowodnił, że jest wiernym i godnym zaufania doradcą.
Wedle ostatnich szacunków ponad trzydzieści tysięcy ludzi dotarło na południe prowincji Yabon. Zorganizował ich,
znalazł dla nich kwatery, porozsyłał oddziały, a teraz kontrolował wszystkie ziemie od Ylith na południe po Questor View,
na północ do Zun i ku zachodowi po miasto Natal, przejęte w większej części przez jego ludzi. Zajął też Hawks Hollow,
niewielkie miasteczko nad ważnym przejściem przez góry na wschód.
2 / 179
Raymond E. Feist - ODPRYSKI STRZASKANEJ KORONY
- Niektórym nie podoba się myśl o zostaniu tutaj - stwierdził Nordan. Krępy wojak potarł dłonią pokryty szczeciną
podbródek i odchrząknął. - Mówią o znalezieniu statku i powrocie za morze.
- Powrocie do czego? •- spytał Fadawah. - Do spalonych ziem, gdzie grasują barbarzyńcy ze stepów? Poza
warowniami krasnoludów w Górach Ratn'Gar i kilkoma plemionami Jeshandi, którym udało się jakoś przetrwać na
północy, co tam zostało z cywilizowanych krajów? Ostało się choć jedno miasto? Jakieś zapasy żywności? - Podrapał się w
głowę. Miał na niej jeden długi kosmyk włosów, resztę czerepu golił, co też stanowiło pozostałość po kulcie Szmaragdowej
Królowej. - Powiedz tym, co gadają o powrocie, że jeśli wiosną znajdą jakiś statek, mogą odpłynąć wedle woli. - Zapatrzył
się w przestrzeń przed sobą. - Nie będę zatrzymywał nikogo, kto nie jest gotów mi służyć. Czekają nas ciężkie boje.
- Z królewskimi?
- A co, sądzisz, że będą siedzieli z założonymi rękoma? Że nie będą próbowali odbić tych ziem?
- Nie, ale w Krondorze i pod Darkmoor ponieśli ciężkie straty. Jeńcy mówią, że w polu nie zostało im zbyt wielu
ludzi.
- To byłoby prawdą, gdyby nie ściągnęli tutaj Armii Wschodu - odparł Fadawah. - Ale jeżeli ją tu sprowadzą,
musimy być gotowi.
- Cóż - odpowiedział Nordan. - Nie dowiemy się aż do wiosny.
- To tylko trzy miesiące. Musimy się przygotować.
- Macie jakiś plan?
- Zawsze mam jakiś plan - odpowiedział stary wyga. - Nie życzę sobie prowadzić wojny na dwa fronty, jeżeli tylko
da się tego uniknąć. Gdybym był dostatecznie głupi i nie uważał, miałbym wojnę na cztery fronty. - Wskazał dłonią
rozwieszoną na ścianie komnaty mapę. Rozłożył się kwaterą w majątku Earla Ylith, wedle ostatnich raportów zabitego
razem z Diukiem Yabonu i Earlem LaMut. - Potarł dłonią podbródek. - Trzeba nam wziąć LaMut, jak tylko zaczną się
wiosenne roztopy, a w lecie musimy zająć Yabon. - Uśmiechnął się. - Poślij wieści do wodza z Natalu... - zwrócił się do
Kahila. - Jaki on ma tytuł?
- Pierwszego Radcy - podsunął szef wywiadu.
- Poślijcie temu Pierwszemu Radcy wyrazy podziękowania za jego pomoc w zabezpieczeniu naszych zimowych
kwater i trochę złota. Tysiąc sztuk powinno wystarczyć...
- Tysiąc? - upewnił się Nordan.
- Stać nas na to - odparł niedawny generał. - Będziemy mieli jeszcze więcej. A potem wycofajcie ludzi i
sprowadźcie ich tutaj. - Spojrzał na swego starego towarzysza spod oka. - To podtrzyma przyjazne nastawienie tego
Pierwszego Radcy... dopóki nie wrócimy do Natalu, zajmiemy go i uczynimy naszym. - Wskazał na mapę. - Chcę, by do
tego czasu Duko i jego ludzie zajęli Krondor.
Nordan uniósł brew, zdradzając zaciekawienie.
- Duko mnie niepokoi - stwierdził Fadawah. - Jest bardzo ambitny. - Zmarszczył brwi. - Tylko przypadek sprawił, że
w planach Pantathian wyznaczono mi pierwszą, a jemu drugą rolę... gdyby nie ów przypadek, moglibyśmy teraz
wykonywać rozkazy Duko.
- Ale jest dobrym wodzem. - Kiwnął głową Nordan. - A rozkazy zawsze wykonywał bez dyskusji.
- Nie przeczę... dlatego chcę, by był na froncie. I chcę, byś był za nim... w Sarth.
- Dlaczego w Krondorze? - Generał potrząsnął głową. - Tam nic niema... - Ale będzie - odpowiedział Fadawah. - To
stolica Dziedzin Zachodu, miasto ich Księcia, i wrócą tam tak szybko, jak tylko się da. - Kiwnął głową, jakby potakując
samemu sobie. - Jeżeli Duko da im zajęcie, dopóki nie zajmiemy Yabonu, to możemy się potem zainteresować Wolnymi
Miastami, które są częścią Dalekiego Wybrzeża. - Wskazał na zachodnią część Królestwa. - Ponownie zajmiemy Krondor i
wrócimy na starą linię frontu. Co to za miejsce?
- Grzbiet Koszmarów.
- Dobra nazwa. - Westchnął. - Nie jestem pyszałkiem. Królestwo Morza Goryczy... to obszar na miarę moich
ambicji. Pozwolimy tym z Królestwa Wysp zachować Darkmoor i ziemie na wschód od niego. - Uśmiechnął się. - Na
razie...
- Ale pierwej musimy ponownie zająć Krondor.
- Nie - odpowiedział Fadawah. - Przede wszystkim trzeba nam sprawić, by zaczęli myśleć, że chcemy odzyskać
Krondor. Szlachta Królestwa to nie durnie... nie są też tak krótkowzroczni i zadufani w sobie jak nasi... - Przypomniał
sobie, jakim oburzeniem zapłonął Król-Kapłan Lanady, kiedy on i jego armia nie zechcieli za rozkazem opuścić miasta. -
Ci tu to ludzie przebiegli, obowiązkowi, na pewno na nas uderzą, a natarcie będzie ciężkie. Nie wolno nam ich lekceważyć.
Nie... niech zaczną myśleć, że chodzi nam o Krondor. A kiedy się zorientują, że dobrze się obwarowaliśmy w Yabonie,
może zechcą negocjować, a może nie... ale w jednym i drugim wypadku, kiedy przejmiemy kontrolę nad Yabonem, to już
się stąd nie damy wyrzucić. Niech Duko zapłaci za swe ambicje... bo za bardzo uderzą mu do głowy...
Nordan wstał.
- Za pozwoleniem Waszej Wysokości, powiadomię tych, co chcą odpłynąć, że mogą ruszyć z wiosną.
Fadawah kiwnięciem dłoni pozwolił mu się oddalić.
- Wasza Królewska Mość... - Generał skłonił się i wyszedł.
Po jego wyjściu Fadawah zwrócił się do Kahila:
- Poczekaj, a potem idź za Nordanem i zobacz, z kim rozmawia. Zapamiętaj sobie ludzi, którzy są przywódcami
niezadowolonych. Trzeba się nimi zająć... przed nastaniem odwilży, a będziemy mogli zapomnieć o tych bzdurnych
pomysłach dotyczących powrotu na Novindus.
- Oczywiście, Wasza Królewska Mość - potwierdził szef wywiadu. - I oczywiście, zgadzam się z zamysłem, jaki
kryje się za wysłaniem Nordana do Sarth.
- Z jakim zamysłem?
Kahil pochylił się, obejmując ramieniem barki Fadawaha, i szepnął mu do ucha:
- Wyślij wszystkich swoich nielojalnych podwładnych na południe, a kiedy trzeba się będzie targować, by utrzymać
podbite tereny, oddamy tych, na których najmniej nam zależy.
Wzrok Fadawaha skupił się na czymś ogromnie dalekim, jakby słuchał kogoś, kto mówi doń z wielkiej odległości.
- Owszem... to brzmi mądrze.
3 / 179
Raymond E. Feist - ODPRYSKI STRZASKANEJ KORONY
- Musisz otoczyć się zaufanymi ludźmi - ciągnął Kahil. - Tymi, których lojalność nie poddaje się żadnym
wątpliwościom. Trzeba ci przywrócić dawne miejsce Nieśmiertelnym...
- Nie! - żachnął się Fadawah. - Ci szaleńcy służyli siłom mroku!
- Żadnym siłom mroku, Wasza Wysokość - przerwał mu Kahil. - Służyli siłom, które mogą ci zapewnić władzę nie
tylko tu, w Yabonie, ale i w Krondorze.
- W Krondorze... - powtórzył Fadawah.
Kapitan klasnął w dłonie i drzwi stanęły otworem. Do komnaty weszli dwaj wojownicy oznakowani na policzkach
rytualnymi bliznami, takimi samymi, jakie miał Fadawah.
- Strzeżcie Króla, choćby za cenę własnego życia - polecił im.
- W Krondorze... - powtórzył raz jeszcze Fadawah. Kahil wstał i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Zanim się
odwrócił i ruszył za Nordanem, by odnaleźć i odnotować w pamięci na śmiertelnej liście ludzi okazujących najlżejsze
choćby oznaki nielojalności, na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech. Fadawah spojrzał na dwu wojowników i skinieniem
dłoni kazał im trzymać się od siebie z daleka. Blizny na ich policzkach przypominały mu ponure i odległe czasy, kiedy był
bezwolnym więźniem Szmaragdowej Wiedźmy, i minione miesiące, podczas których jej armią władał demon. Nienawidził
myśli o tym, że ktoś się nim posługiwał... i zabiłby każdego, kto zechciałby powtórzyć ów wyczyn, jaki tylko raz udał się
Szmaragdowej Królowej. Podszedłszy do wiszącej na ścianie mapy, zajął się planowaniem wiosennej kampanii.
Rozdział l
ZIMA
Wiatr ucichł.
Dash odczekał jeszcze chwilę, ale mimo to zimne podmuchy wyciskały mu łzy z oczu, gdy patrzył na leżącą w dole
drogę. Odbudowa Darkmoor następowała powoli. Hamowały ją liczne zamiecie śnieżne i deszcze, zima bowiem okazała
się kapryśna. Oblodzone schody i drabiny utrudniały podejście robotnikom trudzącym się przy odbudowie zachodniej
części miasta, a wozy z materiałami budowlanymi stale grzęzły w głębokim błocie.
Teraz znów wszystko pokryło się lodem, ale Dash cieszył się, że nie spadły śniegi. Na czystym, przejrzystym niebie
słońce świeciło tak, że powinno być ciepło - ale nie było. Wiedział, że jego zły nastrój wynika po części z pogody, choćby
dlatego, że nigdy wcześniej nie przeżył tak długiej zimy.
W miarę upływu czasu, w chłodnym, czystym powietrzu rozlegały się coraz liczniejsze odgłosy życia miasta. Przy
odrobinie szczęścia prace przy nowej bramie zostaną zakończone do zachodu słońca i do wielu rzeczy, które trzeba było
zrobić „na wczoraj”, dojdzie zapewnienie wszystkim choć odrobiny bezpieczeństwa.
Dash nie umiałby sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek w swoim krótkim, dwudziestoletnim życiu czuł się równie
znużony jak teraz. Część jego zmęczenia wynikała ze świadomości, że do czegokolwiek by się wziął, lista tego, co jeszcze
zostało do zrobienia, wcale się nie skraca, a reszta - z troski i zmartwienia, gdyż jego brat Jimmy wyraźnie się spóźniał.
Jimmy podjął się roli wywiadowcy, i wyruszył, aby penetrować siły nieprzyjaciela za linią frontu. Książę Patrick
postanowił, że z wiosną Królestwo zapobiegnie groźbie natarcia Kesh na południowe rubieże - co oznaczało, że odbicie
ziem straconych podczas ostatniej letniej inwazji spadnie na barki Owena Greylocka, Konetabla Krondoru, i Erika von
Darkmoor, kapitana rycerstwa i dowódcy Szkarłatnych Orłów, elitarnej jednostki składającej się z wyjątkowo starannie
dobranych łudzi.
W związku z tym Książę potrzebował informacji o tym, jak wiedzie się najeźdźcom pomiędzy Darkmoor a
Krondorem. A Jimmy prawdopodobnie zgłosił się na ochotnika.
Ale już trzy dni temu powinien był wrócić.
Dash przeszedł na obrzeże patrolowanego obszaru, gdzie rząd wypalonych ścian znaczył zachodnie przedmieścia
Darkmoor. Obecność książęcej armii w mieście zapewniała w zasadzie bezpieczeństwo - przynajmniej w odległości dnia
jazdy od miejskich murów - ale sterty rumowisk i potrzaskanych cegieł okazały się doskonałym miejscem na zasadzki i
dawały schronienie rozmaitym zbiegom, łupieżcom i ludziom wyjętym spod prawa.
Powiódł wzrokiem po horyzoncie, szukając brata. Z dołu od czasu do czasu dobiegały go odgłosy zimowego,
puszczańskiego życia. Można było usłyszeć trzask ustępującej pod ciężarem śniegu gałęzi lub odgłos pękania lodu, gdzieś,
gdzie zaczęła się odwilż. Niekiedy zaśpiewał jakiś ptak lub w krzakach poruszył się zwierzak. W zimnym, górskim
powietrzu dźwięki niosły się daleko.
I nagle usłyszał coś innego. Oddalony, cichy dźwięk. Nie był to tętent kopyt, jakiego z nadzieją oczekiwał, ale
odgłos zgniatanego podeszwami butów śniegu - ten, kto się zbliżał, stawiał kroki równo i metodycznie, jakby mu się wcale
nie spieszyło.
Dash kilkakrotnie zgiął i wyprostował palce obu obleczonych w rękawice dłoni, potem powoli i ostrożnie wyjął
miecz z pochwy. Niedawny konflikt i walki nauczyły go paru rzeczy, między innymi tego, by zawsze być gotowym -
zwłaszcza że poza murami fortecy, w ruinach przedmieść grodu zwanego Darkmoor, nie było miejsc, w których człek
mógłby się czuć naprawdę bezpiecznie.
W dali spostrzegł jakiś poruszający się kształt i przypatrzył mu się uważnie. Wzdłuż drogi brnął samotny człowiek.
Szedł powoli, ale po chwili zaczaj biec truchtem. Dash wiedział, że nieznajomy przebiegnie sto kroków i znów przejdzie
do marszu - takiego poruszania się, naprzemiennym biegiem i marszem, nauczono ich w armii, gdzie przeszli z bratem
szkolenie jako młodzi chłopcy. Poruszający się w ten sposób człowiek mógł dziennie pokonać odległość nie mniejszą niż
jeździec na koniu, a podczas tygodnia nawet większą.
Dash patrzył uważnie. Zbliżający się przybysz okazał się mężem owiniętym w grubą opończę, której barwa była
specjalnie dobrana tak, by niełatwo ją było dostrzec z daleka w zimowym półmroku. Noszącego tę opończę zdradzało tylko
słońce przy przejrzystym powietrzu.
Kiedy nieznajomy podszedł bliżej, Dash przekonał się, że zamiast czapki nosi on kawałek grubego sukna, oddartego
z innej części odzieży, a na dłoniach rękawice takie jak on. U jego boku dostrzegł zwisający miecz, a na brudnych butach
zakrzepły lód.
Chrzęst śniegu stawał się coraz głośniejszy, aż w końcu przybysz stanął przed Dashem. Zatrzymał się, podniósł
wzrok i wysapał:
- Stoisz mi na drodze...
4 / 179
Raymond E. Feist - ODPRYSKI STRZASKANEJ KORONY
Dash zjechał na bok drogi i zawrócił konia ku Darkmoor. Schowawszy miecz, spiął wierzchowca i zrównał go z
idącym uparcie piechurem.
- Zostawiłeś konia? - spytał.
Jimmy podniósł dłoń i kciukiem wskazał przestrzeń za sobą.
- Gdzieś tam, po drodze.
- Bardzo niedobrze - stwierdził młodszy z braci. - Był dość drogi.
- Wiem - odpowiedział Jimmy. - Ale nie chciało mi się go nieść, kiedy zdechł.
- O... doprawdy szkoda. To był bardzo dobry koń.
- Na pewno nie żałujesz go bardziej ode mnie - mruknął Jimmy.
- Chciałbyś może... przejechać się?
Jimmy zatrzymał się, odwrócił i spojrzał na Dasha. Bracia, synowie Aruthy, Diuka Krondoru, nie byli do siebie
podobni. James - szczupły, jasnowłosy, o pięknie rzeźbionych rysach twarzy i przepastnie niebieskich oczach - podobny był
do babki. Dash kasztanowymi włosami, ciemnymi oczami i nieco drwiącym wyrazem twarzy przypominał dziadka. Obaj
jednak cechowali się takimi samymi zawadiackimi charakterami. - Propozycja w samą porę - odpowiedział, chwytając
wyciągniętą dłoń brata.
Zręcznie wskoczył na koński grzbiet, sadowiąc się za jeźdźcem, i obaj ruszyli wolno ku miastu.
- Jak tam jest? - spytał Dash.
- Gorzej - odpowiedział Jimmy.
- Gorzej niż myśleliśmy?
- Gorzej niż moglibyśmy sobie to wyobrazić.
Dash nie pytał już o nic więcej, wiedząc, że Jimmy i tak złoży raport Księciu, on zaś będzie się temu przysłuchiwał.
***
Jimmy wziął kubek gorącej kawy, dosłodził ją miodem, dodał dużo śmietany i dopiero wtedy podziękował. Sługa
szybko wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Jimmy siedział za stołem w prywatnych książęcych apartamentach, a Książę,
Konetabl Owen Greylock, Diuk Arutha z Krondoru i Erik von Darkmoor cierpliwie czekali na przyniesione przezeń wieści.
- No dobrze - nie wytrzymał wreszcie Patrick, Książę Krondoru i władca Zachodnich Dziedzin Królestwa Wysp. -
Czegoś się dowiedział?
- Jest znacznie gorzej, niż się obawialiśmy - odpowiedział Jimmy, po czym napił się gorącego napoju.
Patrick wysłał pięciu ludzi na zachód, do swej niedawnej stolicy, Krondoru, i jak dotąd, wróciło tylko trzech. Obraz,
jaki mu odmalowano, nie był jednoznaczny.
- Mów dalej.
Jimmy odstawił kubek na stół i zaczął zdejmować ciężką opończę.
- Dotarłem do Krondoru - oznajmił. - Trwało to trochę, bo żołnierze, jacy ostali się pomiędzy Darkmoor i
Krondorem, to zwykli rabusie i bandyci. Po kilku miesiącach śnieżyc siedzą w wykopanych naprędce ziemiankach, kulą się
wokół ognisk i usiłują ocalić życie.
- A co z Krondorem? - spytał Patrick.
- Prawie opustoszały. Znalazłem tam kilku ludzi, ale żaden nie chciał ze mną gadać, a i mnie, prawdę rzekłszy, nie
bardzo zależało na konwersacji. Ci, których widziałem, byli wygłodniałymi żołdakami, szukającymi w ruinach
czegokolwiek do zjedzenia. - Przeciągnął się jak człowiek czujący w kościach zmęczenie i znów upił trochę kawy. - Nie
mam pojęcia, co mogliby tam znaleźć. - Spojrzał na Patricka. - Wasza Wysokość, Krondor wygląda jak najgorszy z
nocnych koszmarów. Każdy kamień czy cegła zostały osmalone. Nie masz tam jednej deski nie pokrytej sadzą. W
powietrzu wciąż czuć smród spalenizny, a przecie od wygaśnięcia pożarów minęły już miesiące. Deszcze i śniegi nie
zdołały oczyścić miasta. Pałac...
- Co z pałacem? - spytał Patrick głosem zdradzającym głęboki niepokój.
- Nie masz już pałacu, Wasza Książęca Mość. Zewnętrzne mury stoją na miejscu, choć przecinają je głębokie
pęknięcia, ale wewnątrz została tylko kupa osmalonych gruzów - żar był tak intensywny, że przepaliły się belki stropowe i
pozapadały posadzki. Przetrwała tylko stara cytadela - o ile to słowo da się tu zastosować. Wygląda jak osmalona skorupa.
Wspiąłem się po wewnętrznych schodach, bo belki zostały nietknięte, i dotarłem aż na dach. Mogłem stamtąd przyjrzeć się
całemu miastu... widziałem też tereny ku północy i zachodowi. Port jest pełen zatopionych okrętów - z wody wystają tylko
osmalone i gnijące maszty. Znikły pomosty i przystań. Spora część domów przy ulicach przyległych do nabrzeża została
zrównana z ziemią. Wszystkie budynki w trzeciej, zachodniej części miasta runęły albo rozsypały się, jakby tu właśnie
szalał największy żar.
Arutha kiwnął głową. Jego ojciec, poprzedni Diuk Krondoru, podpalił miasto, by uwięzić najeźdźców wśród
płomieni - i zginął w nich z żoną. Wiedział i to, że w lochach podmiejskich ścieków rozmieszczono baryłki quegańskiego
oleju, ustawiając je tam, gdzie ich wybuch - wedle mniemania Jamesa - wyrządziłby największe szkody, to znaczy
nieopodal przystani, w dokach, przy wysadzających ze swych kadłubów całe kompanie i pułki statkach transportowych,
oraz w labiryncie, który wycięto w skałach pod dzielnicami biedaków i kupców.
- Choć trzecia część miasta została niemal zmieciona z powierzchni ziemi, w zasadzie na każdej ulicy ocalał
budynek lub dwa, które można będzie odbudować. Resztę przed rozpoczęciem prac trzeba będzie wyburzyć. Wschodnie
połacie miasta też ucierpiały, ale wiele domów da się odbudować bez specjalnych nakładów.
- A co z posiadłościami poza miastem? - spytał Erik, który cały czas myślał o dworku, jaki w odległości dnia drogi
na wschód od Krondoru wybudował sobie jego przyjaciel Rupert Avery.
- Wiele spłonęło, inne ograbiono i zostawiono na pastwę losu. W kilku znajdują się siedziby najemników i
rozmaitych band, wolałem się więc za bardzo im nie przyglądać i nie podjeżdżałem za blisko. Miałem już wyjeżdżać, kiedy
zaczęły się dziać ciekawe rzeczy. - Patrick i Arutha wbili w mówiącego płonące ciekawością spojrzenia. Jimmy łyknął
kawy i podjął wątek. - Nieopodal miejsca, gdzie urządziłem sobie tymczasową kwaterę, pokazała się setka jezdnych... -
Spojrzał na Dasha.
- Pamiętasz tę małą oberżę na końcu ulicy Tkaczy, gdzie się kiedyś wdałeś w bójkę? - Dash wzruszył ramionami. W
dawnym Krondorze znajdowało się niewiele oberży, gdzie przy takiej czy innej okazji nie wdał się swego czasu w jakąś
bijatykę. - No, mniejsza o to. Stoi na wzgórzu. Ostały się na niej dach i poddasze, czemu byłem rad, a jeszcze bardziej
5 / 179
[ Pobierz całość w formacie PDF ]