[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->ARTO PAASILINNAFantastycznesamobójstwozbioroweZ języka fińskiegoprzełożyła BożenaKojroWydawnictwo KOJROWarszawa 2007Tytuł oryginału:Hurmaava joukkoitsemurhaFor the Polish editionCopyright © 2007, Bożena Kojro, WarszawaCopyright © Arto Paasilinna and WSOYFirst published by WSOY in 1990, Helsinki, FinlandRedakcja: Ewa SobolProjekt okładki: Anna KojroOpracowanie typograficzne: Andrzej TomaszewskiPrzekład powieści dotowany z funduszuFILI - Centrum Informacji o Literaturze FińskiejFILIisBN-13:978-8-391645-85-7EAN: 978-8-391645-85-7Druk i oprawa:Drukarnia Naukowo-Techniczna03-828 Warszawa, ul. Mińska 65Wydawnictwo KOJRO®www.kojro.plCzęść pierwszaWżyciu najważniejszą sprawąjest śmierć,ale i ona nie jest aż tak ważna[z filozofii ludowej]i.Największym wrogiem Finów jest przygnębienie,smutny nastrój, bezdenna apatia. Wiszące nad nieszczę-śliwcami ciężkie myśli po tysiącach lat panowania tak ichsobie podporządkowały, że dusza tego narodu stała sięmroczna i poważna. Macki smutku mają ogromną siłę iwielu Finów uważa, że jedynie śmierć może ich wyrwać zprzygnębienia. Czarne myśli wydają się im gorszym nie-przyjacielem niż Związek Radziecki.Ale Finowie są także wojownikami. Nie poddają się iraz po raz wzniecają bunt przeciwko strasznemu władcy.Juhannus, święto światła i radości obchodzone wśrodku lata, jest dla nich jak wielka walka, w której za-bójcze i ciężkie myśli próbuje się stłumić wspólnym wysił-kiem i przemocą. W przededniu tego święta mobilizuje sięcały naród: na front biegną nie tylko zdatni do walki męż-czyźni, ale też kobiety, dzieci i starcy. Nad tysiącami fiń-skich jezior zapalają się ogromne pogańskie stosy, mająceodpędzić smutek. Na maszty wciągane są biało-niebieskieflagi. Przed bitwą pięć milionów fińskich wojownikówpożywia się tłustymi kiełbasami i grillowanym boczkiem.Wychylają oni jeden po drugim kieliszki wódki dla doda-nia sobie odwagi, a potem w takt muzyki akordeonowej5odmaszerowują oddziałami, by zmierzyć się z depresją izdusić jej władzę w nieprzerwanej, trwającej całą nocbitwie.W bezpośrednich starciach dochodzi do spotkańprzedstawicieli obu płci, a kobiety stają się brzemienne.Mężczyźni mknący łodziami przez wody topią się w jezio-rach i zatokach morza. Tysiące uczestników święta padająw krzaki i gęsto rosnące pokrzywy. Można wówczas zoba-czyć liczne bohaterskie czyny i pełne poświęcenia aktyodwagi. Zwycięża radość, szczęście, ponure myśli zostająodpędzone i naród cieszy się wolnością przynajmniej przezjedną noc w roku, gdy siłą pokonuje mrocznegociemiężyciela.Nad brzegiem Chmielowego Jeziora w okręgu Hamenastał ranek w dniu święta lata. Czuć jeszcze było deli-katny zapach dymu, pozostały po nocnej walce: poprzed-niego dnia obchodzono wigilię juhannusa i na wszystkichbrzegach płonęły stosy. Nad zatoczką jeziora hameńskie-go przelatywała z otwartym dziobkiem jaskółka, łowiącowady tuż nad taflą wody. Powietrze było spokojne iprzejrzyste, ludzie spali. Tylko ptaki miały jeszcze siłę, byśpiewać.Na schodach swojej willi siedział samotny mężczyzna,trzymający nietkniętą butelkę piwa. Był to dyrektor OnniRellonen, który niedługo kończył pięćdziesiąt lat. Na jegotwarzy malował się największy w całej okolicy smutek.Rellonen nie należał do zwycięzców nocnej bitwy. Odniósłciężkie rany i nie istniał taki szpital polowy, w którym jegozłamane serce mogłoby otrzymać, pierwszą pomoc.Był szczupłym mężczyzną średniego wzrostu z dośćdużymi uszami, długim nosem i zaczerwienionym czub-6kiem głowy. Miał na sobie letnią koszulę z krótkimi ręka-wami i welwetowe spodnie.Jego powierzchowność świadczyła o tym, że zapewnekiedyś drzemała w nim nieokiełznana siła; kiedyś, ale nieteraz. Dzisiaj mężczyzna ten był zmęczony, pokonany, zła-many życiem. Poorana bruzdami twarz i przerzedzonewłosy stanowiły wzruszające oznaki klęski, poniesionej wwalce z twardym i krótkim życiem.Żołądek dyrektora Onniego Rellonena cierpiał od kil-kudziesięciu lat z powodu nadmiaru kwasów, a w zakąt-kach jelit krył się początkujący nieżyt. Stawy miał sprawne,mięśnie także, jeśli nie liczyć lekkiego zwiotczenia. Nato-miast serce Rellonena, obłożone tłuszczem, biło z wysił-kiem, stanowiąc obciążenie i balast dla ciała, a nie organpodtrzymujący życie. W każdej chwili mogło się zdarzyć,że się zatrzyma, powodując paraliż, zostawiając swegopana w tęsknocie za eliksirem istnienia i zapadając się wśmierć. Właśnie tak zmęczony organ odwdzięczyłby sięponurą zapłatą mężczyźnie, który darzył go zaufaniem jużod narodzin. Gdyby ten mięsień chciał odpocząć przez stouderzeń, gdyby uniemożliwił oddech, to byłby koniecwszystkiego. Wtedy dotychczasowe miliardy uderzeń sercaOnniego Rellonena nic by nie znaczyły. Taka jest śmierć.Tysiące Finów doświadczają jej co roku. Żaden z nich niewraca, by opowiedzieć, co się wtedy, u kresu czuje.Wiosną Onni Rellonen zabrał się do malowania ze-wnętrznych ścian swojej zniszczonej willi, ale nie dokoń-czył pracy. Puszka z farbą stała teraz przy kamiennej pod-murówce, a na pokrywce leżał pędzel z zesztywniałymwłosiem.Rellonen był biznesmenem, czasami nazywano go dy-rektorem. Miał za sobą wiele lat przedsiębiorczości, po-7
[ Pobierz całość w formacie PDF ]